Po ponad trzech latach proces w sprawie wypadku byłej premier Beaty Szydło, której limuzyna zderzyła się z fiatem seicento, dobiega końca. We wtorek sąd w Oświęcimiu wysłuchał niejawnej części mów końcowych. W czwartek ma zapaść wyrok w tej sprawie.
Jak relacjonowała we wtorek reporterka TVN24 Marta Gordziewicz, niejawna część mów końcowych obejmowała materiał, który został utajniony na etapie śledztwa prokuratorskiego, a później także w postępowaniu przed sądem. Chodzi o zeznania ówczesnej szefowej rządu Beaty Szydło, funkcjonariuszy byłego Biura Ochrony Rządu oraz objęte tajemnicą materiały, dotyczące zasad przewożenia najważniejszych osób w państwie.
- Samochody rządowe poruszające się tamtego dnia po tej ulicy nie miały statusu pojazdów uprzywilejowanych, były to zwykłe pojazdy generalnie stosujące piracki sposób jazdy - powiedział we wtorek Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika, kierowcy fiata seicento, który w lutym 2017 roku zderzył się z limuzyną byłej premier. - Dla mnie dużym zaskoczeniem było niedopuszczenie mnie do czynności przesłuchania pani Szydło, również dużym zaskoczeniem było dla mnie ujawnienie uszkodzonych materiałów dowodowych, mówię o płytach CD - dodał prawnik.
W środę nastąpi ogłoszenie żądań prokuratora i obrony. Wyrok w sprawie ma zapaść 9 lipca. Sebastianowi Kościelnikowi, za nieumyślne spowodowanie wypadku, grozi do trzech lat więzienia.
Jawne mowy końcowe
16 czerwca Sąd w Oświęcimiu wysłuchał jawnej części mów końcowych. Obrońca Kościelnika, który jest oskarżony w tym procesie, wniósł wówczas o uniewinnienie jego klienta. Podkreślił, że na ławie oskarżonych w tej sprawie powinni siedzieć kierowcy rządowych limuzyn.
Prokurator podczas mowy końcowej 16 czerwca starał się udowodnić, że Sebastian Kościelnik podczas jazdy wykazał się nieznajomością przepisów, brawurą i arogancją. - Przedstawiłem w wystąpieniu końcowym argumenty, które przemawiają za możliwością i zasadnością uznania Sebastiana Kościelnika za winnego popełnienia tego czynu. Oczywiście nie przedstawiłem całości materiałów, tylko te, które mogłem omówić jawnie – informował po rozprawie Rafał Babiński, prokurator okręgowy z Krakowa.
Wypadek Beaty Szydło
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Policja informowała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło, wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca, 21-letni Sebastian Kościelnik, przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać. Uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została Beata Szydło oraz funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu.
Prokuratura zarzuciła Sebastianowi K. nieumyślne spowodowanie wypadku. Śledczy powoływali się na ustalenia biegłych, którzy stwierdzili, że - niezależnie od używania bądź nie sygnałów dźwiękowych przez pojazdy z kolumny uprzywilejowanej - wyłącznym i bezpośrednim sprawcą zdarzenia był kierowca seicento. Według nich nie rozeznał się on prawidłowo w sytuacji na jezdni. Mężczyzna nie przyznał się do winy.
W połowie marca 2018 roku krakowska prokuratura okręgowa, która badała sprawę, wystąpiła do sądu w Oświęcimiu z wnioskiem o warunkowe umorzenie postępowania. Śledczy chcieli wyznaczenia Sebastianowi K. okresu próby wynoszącego jeden rok. Mężczyzna miałby też zapłacić 1,5 tysiąca złotych nawiązki.
Sebastian Kościelnik wraz ze swoim obrońcą Władysławem Pociejem nie zgodzili się na umorzenie sprawy. 27 lipca 2018 roku sąd w Oświęcimiu zadecydował, że sprawa trafi na rozprawę główną. Proces rozpoczął się w połowie października 2018 roku. W jego trakcie przesłuchano kilkudziesięciu świadków i tylko jeden z nich zeznał, że rządowe limuzyny miały włączone sygnały świetlne i dźwiękowe.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24