Mieszkańcy ogarniętej powodzią gminy Wilków nie czekają z niecierpliwością na zbliżające się wielkimi krokami wybory prezydenckie. Koncentrują się na walce z żywiołem i ratowaniu resztek dobytku. O wyborach w ogóle nie chcą słyszeć. - Jak nie mamy gdzie spać, to na jakie wybory pójdziemy? – pytają. Władze gminy zastanawiają się natomiast, jak przygotować lokale wyborcze na całkowicie zalanych terenach.
Z lokalami wyborczymi będzie problem. W całej gminie do części budynków, w których miały mieć swoją siedzibę obwodowe komisje wyborcze można dotrzeć jedynie łodziami. - W tej chwili mam zalane cztery z ośmiu obwodów wyborczych. Mam nadzieję, że pozostałe nie zostaną zalane – przyznaje Marcin Markowski sekretarz gminy Wilków.
Wójt Wilkowa Grzegorz Tersiński zapewnia, że gmina zrobi wszystko, by jej mieszkańcy mogli wziąć udział w wyborach. – Cały czas zastanawiamy się, jak to logistycznie rozwiązać, być może połączymy obwody – mówi.
Bez kampanii, bez dokumentów
Zaangażowany w przeprowadzenie wyborów na terenie zalanego Wilkowa Sławomir Ziętek, wiceprzewodniczący rady miasta w Opolu Lubelskim nie ukrywa, że jest zawiedziony decyzją rządu o nie wprowadzaniu stanu klęski żywiołowej. – Sytuacja jest dramatyczna. Nie wyobrażam sobie, żeby ludzie pływali łódkami i oddawali z nich głosy do pływających urn – mówi z przekąsem.
Samo głosowanie to nie jedyny wyborczy problem mieszkańców Wilkowa. W gminie, której 90 proc. powierzchni jest zalane, dostęp do prądu, a więc i internetu, telewizji i radia jest bardzo ograniczony. Ci, którzy nie walczą z powodzią nie mają więc czasu ani możliwości śledzenia wyborczej kampanii. W zatopionych domach wiele osób zostawiło też niezbędne do oddania głosu dowody osobiste…
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24