Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie tak zwanych wyborów kopertowych. Ich organizator, minister aktywów państwowych Jacek Sasin mówi o "fałszywej aferze" kreowanej przez polityków opozycji, a ci wskazują, że dopóki prokuratura nie jest niezależna, takie decyzje nie powinny nikogo dziwić. Szef prokuratury, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro twierdzi z kolei, że należałoby się zastanowić nad przedstawieniem w tej sprawie zarzutów samorządowcom.
Jak poinformował Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie "podrobienia (...) w celu użycia za autentyczne, kart do głosowania w wyborach". Chodzi o tak zwane wybory kopertowe, które ostatecznie się nie odbyły.
W uzasadnieniu czytamy m.in., że "nie ujawniono żadnych okoliczności świadczących o tym, by Minister Aktywów Państwowych - Jacek Sasin dopuścił się przestępstwa polegającego na podrobieniu kart wyborczych poprzez nieumieszczenie na nich pieczęci Państwowej Komisji Wyborczej, daty oraz czerwonych pasków, działając bez podstaw prawnych".
Jacek Sasin: opozycja próbuje kreować fałszywą aferę
Decyzję prokuratury komentowali politycy opozycji, jak i partii rządzącej. - Oni bez ustawy zaprojektowali karty wyborcze i chcieli przeprowadzić wybory, jednocześnie zabierając uprawnienia Państwowej Komisji Wyborczej. To się wydarzyło w Polsce, w środku Europy, w XXI wieku - mówił Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej.
- Przewalili 70 milionów złotych i nikt za to nie beknie? To ja mam taką wiadomość, że beknie. Jestem przekonany, że prokuratura wtedy, kiedy będzie niezależna, tym wątkiem zajmie się w pierwszej kolejności - powiedział poseł opozycji.
Do sprawy odniósł się Jacek Sasin. - Dziwi mnie to zupełnie, ponieważ trudno ścigać urzędników państwowych, którzy wykonują swoje konstytucyjne obowiązki. Zorganizowanie wyborów prezydenckich w terminie konstytucyjnym było takim obowiązkiem. Może tylko dziwić to, że opozycja tutaj próbuje z tego faktu kreować jakąś fałszywą aferę - mówi minister aktywów państwowych.
Lewica komentuje
Poseł Lewicy Adrian Zandberg powiedział, że "ta sprawa jest bardzo prosta". - Olbrzymie pieniądze, które zostały zmarnowane. Poczta wyrzuciła je do śmieci. A mogły pójść na przykład na podwyżki dla listonoszy, którzy zarabiają skandalicznie małe pieniądze - wskazał.
- Prokuratura może decydować tak, jak uzna za stosowne. Ja nie mam większych złudzeń, co prokuratura pod kierownictwem pana [ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa - przyp. red.] Ziobry w tej sprawie uzna. Ale Polacy wiedzą swoje, widzą i ocenią to przy urnach - dodał poseł.
Magdalena Biejat z tego samego ugrupowania mówi: "cała ta historia była skandaliczna". - Kładzie się cieniem, jednym z wielu, na rządach Prawa i Sprawiedliwości. Fakt, że uzależniona od ministra Ziobry prokuratura podejmuje takie decyzje, jakie podejmuje, niestety nie powinien nikogo dziwić. Tak to się kończy, kiedy politycy zarządzają kluczowymi instytucjami w państwie i uważają, że mogą nimi sterować jak marionetkami - stwierdziła.
Recepta posłanki Lewicy na poprawę sytuacji? Oddzielenie funkcji prokuratora generalnego od stanowiska ministra sprawiedliwości. - Jedyny sposób to zmienić władzę. Opozycja jest zgodna, jesteśmy wszyscy za tym, aby zakończyć ten chocholi taniec i przywrócić prokuraturze jej niezależność - dodała Biejat.
CZYTAJ WIĘCEJ: Wybory, których nie było, kosztowały blisko 70 milionów >>>
Minister sprawiedliwości przestawia akcenty
Zbigniew Ziobro, pytany na poniedziałkowej konferencji prasowej w Ministerstwie Sprawiedliwości o decyzję prokuratury, odesłał dziennikarzy do jej "rzeczowego i merytorycznego" uzasadnienia. Szef MS dodał równocześnie, że warto byłoby się zastanowić nad kwestią stawiania zarzutów w tej sprawie innym urzędnikom - "przedstawicielom dużych samorządów, głównie rządzonych przez polityków Platformy Obywatelskiej albo z nią związanych".
- Ostentacyjnie ogłosili brak respektu dla obowiązującego ich prawa i zapowiedzieli, że nie zorganizują wyborów prezydenckich z uwagi na to, że pojawiło się zagrożenie COVID-em, które wówczas było na minimalnym poziomie kilkuset przypadków stwierdzanych dziennie. I to spowodowało, ta odmowa posłuszeństwa prawu, wypowiedzenie posłuszeństwa polskiemu państwu, również ustawą, konieczność szukania rozwiązań, które mogłyby zagwarantować ciągłość władzy państwowej w Polsce - powiedział minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
Ziobro dodał, że "ten wyraz niesubordynacji wart byłby oceny prawnokarnej", wskazując na art. 231 Kodeksu karnego, czyli niedopełnienia obowiązków, "które ciążyły wówczas na prezydentach miast, zorganizowania od strony technicznej wyborów".
- Dopiero wówczas, kiedy było jasne, że te wybory, z tych względów właśnie - łamania prawa i zapowiedzi łamania prawa przez prezydentów miast - miałyby nie dojść do skutku (...), rozpoczęły się prace nad rozwiązaniem w ramach pewnego stanu wyższej konieczności w postaci wyborów, które mogłyby, mimo wszystko, zaistnieć - powiedział Zbigniew Ziobro.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24