Wskoczyli przez płot do GROM-u

 
Wojsko słabo chronione
Źródło: TVN24
Kilku mężczyzn bez trudu przeskakuje ogrodzenie elitarnej jednostki GROM. Nikt ich nie zatrzymuje. Wykrywa ich dopiero system monitoringu, wtedy komandosi wzywają policję. Funkcjonariusze nie mogą jednak wejść na teren jednostki - bo jest ona tajna. O tym, jak fatalnie chronione są wojskowe obiekty, pisze "Rzeczpospolita".

Mężczyźni, którzy przez nikogo niezatrzymywani weszli na teren GROM-u, byli żołnierzami Departamentu Kontroli MON. Parę miesięcy temu przeprowadzili na zlecenie ministerstwa inspekcję systemu ochrony obiektów i terenów wojskowych.

Podobnie jak w GROM-ie, wyglądała ich wizyta w Oddziale Specjalnym Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim i kilku innych jednostkach na terenie kraju.

Raport z kontroli jest tajny, ale - jak pisze "Rz" - wnioski z niego płynące są druzgocące. Polskie jednostki wojskowe są fatalnie chronione.

Emeryci na warcie

W większości krajów NATO standardem jest, że jednostki wojskowe chronione są przez wyspecjalizowane agencje ochrony. Wszystko po to, aby niepotrzebnie nie angażować żołnierzy i dać im możliwość skupienia się na szkoleniu.

Dlaczego w Polsce to nie działa? Problemem polskiego wojska jest to, że kryterium wyboru agencji ochrony jest cena, nie jakość. Firmy ochroniarskie dostają po 7-12 zł za godzinę pracy, z czego do ochroniarza - często rencisty bądź emeryta - trafia 3-5 zł.

Na ich pracę skarżą się sami żołnierze - nie przykładają się do pracy, nie potrafią się posługiwać bronią z ostrą amunicją, w którą są wyposażeni (zdarzają się niekontrolowane wystrzały), pracują bez przerwy po 24 godziny na dobę (12 godzin na etacie, potem na umowę-zlecenie).

Jak komentuje były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak, armia potrzebuje ochrony spełniającej standardy wojskowe, a nie takiej, jak w supermarketach.

Nad zmianami w systemie ochrony wojsk pracuje już MON. Propozycje zmian mają być znane za kilkanaście dni - zapewnia gen. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony Bogdana Klicha.

Źródło: "Rzeczpospolita"

Czytaj także: