Kilku mężczyzn bez trudu przeskakuje ogrodzenie elitarnej jednostki GROM. Nikt ich nie zatrzymuje. Wykrywa ich dopiero system monitoringu, wtedy komandosi wzywają policję. Funkcjonariusze nie mogą jednak wejść na teren jednostki - bo jest ona tajna. O tym, jak fatalnie chronione są wojskowe obiekty, pisze "Rzeczpospolita".
Mężczyźni, którzy przez nikogo niezatrzymywani weszli na teren GROM-u, byli żołnierzami Departamentu Kontroli MON. Parę miesięcy temu przeprowadzili na zlecenie ministerstwa inspekcję systemu ochrony obiektów i terenów wojskowych.
Podobnie jak w GROM-ie, wyglądała ich wizyta w Oddziale Specjalnym Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim i kilku innych jednostkach na terenie kraju.
Raport z kontroli jest tajny, ale - jak pisze "Rz" - wnioski z niego płynące są druzgocące. Polskie jednostki wojskowe są fatalnie chronione.
Emeryci na warcie
W większości krajów NATO standardem jest, że jednostki wojskowe chronione są przez wyspecjalizowane agencje ochrony. Wszystko po to, aby niepotrzebnie nie angażować żołnierzy i dać im możliwość skupienia się na szkoleniu.
Dlaczego w Polsce to nie działa? Problemem polskiego wojska jest to, że kryterium wyboru agencji ochrony jest cena, nie jakość. Firmy ochroniarskie dostają po 7-12 zł za godzinę pracy, z czego do ochroniarza - często rencisty bądź emeryta - trafia 3-5 zł.
Na ich pracę skarżą się sami żołnierze - nie przykładają się do pracy, nie potrafią się posługiwać bronią z ostrą amunicją, w którą są wyposażeni (zdarzają się niekontrolowane wystrzały), pracują bez przerwy po 24 godziny na dobę (12 godzin na etacie, potem na umowę-zlecenie).
Jak komentuje były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak, armia potrzebuje ochrony spełniającej standardy wojskowe, a nie takiej, jak w supermarketach.
Nad zmianami w systemie ochrony wojsk pracuje już MON. Propozycje zmian mają być znane za kilkanaście dni - zapewnia gen. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony Bogdana Klicha.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24