- Uważam, że polityka w każdym wydaniu powinna być bardzo poważna. A wybory prezydenckie są szczególne, trzeba je traktować bardzo serio. A ja nie byłem do tego wewnętrznie przekonany - tłumaczył w "Faktach po Faktach" swoją decyzję o odmowie startu w wyborach prezydenckich Wojciech Olejniczak. Jak dodał, jednym z powodów jest słabość lewicy i problemy wewnętrzne SLD.
Wojciech Olejniczak był jednym z najmłodszych ministrów w historii, wicemarszałkiem Sejmu i europosłem. Dla wielu wciąż jest największą nadzieją polskiej lewicy i szansą na nowy oddech w SLD. Właśnie wrócił do kraju po stypendium na jednym z amerykańskich uniwersytetów.
"Nie ten czas"
Politycy SLD wymieniali nazwisko Olejniczaka jako możliwego kandydata lewicy w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jak jednak zapewnił w "Faktach po Faktach", nie zamierza na razie wracać do czynnej polityki.
- To jeszcze nie jest ten czas. Wyjeżdżając do Stanów Zjednoczonych, mówiłem, że chcę spróbować życia poza polityką. I powiedziałem to uczciwie - wyjaśnił. Dodał, że propozycję, by w wyborach prezydenckich kandydował jako reprezentant całej lewicy głęboko przemyślał. Zdecydował się jednak ją odrzucić.
- Uważam, że polityka w każdym wydaniu powinna być bardzo poważna. A wybory prezydenckie są szczególne, trzeba je traktować bardzo serio. A ja nie byłem do tego wewnętrznie przekonany - przyznał.
Krytyka SLD
Jako jeden z powodów odrzucenia propozycji Olejniczak wymienił słabą kondycję lewicy i brak zaplecza w SLD.
- To jest partia, z której przez wiele lat odchodziło dużo osób, a niewiele wartościowych przyszło. Ta partia nie jest w stanie udźwignąć dzisiaj poważnej kampanii prezydenckiej ani żadnej innej - powiedział.
Przyznał, że wynik SLD w listopadowych wyborach samorządowych był bardzo słaby, jednak w jego opinii nie jest to wina Leszka Millera ani innych liderów Sojuszu.
- To jest wina tego, że ta partia jest rozdygotana. Ostatnie inicjatywy programowe zostały porzucone - podkreślił. Partii zarzucił blokowanie propozycji Leszka Millera.
- Tego typu sytuacje mnie osobiście zniechęciły (...) Jestem członkiem SLD i nie zamierzam z tego rezygnować. Nie widzę jednak takiej sytuacji, że mógłbym stanąć na czele tej formacji czy kandydat na prezydenta i dawać tylko alibi do trwania. To nie jest fair wobec wyborów prezydenckich, które trzeba traktować serio - zaznaczył.
Zapytany o to, czy Sojusz powinien opuścić polską scenę polityczną, odpowiedział, że "na pewno trzeba też przemyśleć". Jak dodał, zastanowić trzeba się również nad tym, na ile członkowie SLD będą gotowi zrobić miejsce dla nowego pokolenia lewicy. - Jeżeli popatrzymy dzisiaj na strukturę partii, ich jakość, nie jest optymistyczny widok. To nie są osoby, które są gotowe rządzić. A jeśli partia nie ma ludzi, którzy mogliby zostać ministrami, posłami czy urzędnikami wysokiego szczebla, to znaczy, że nie jest w stanie wygrać wyborów - ocenił.
"Sami siebie oszukują"
Zdaniem byłego europosła "partia więdnie". - Mam żal do kolegów, że tego nie dostrzegają. Sami siebie często oszukują. Dyskusje w SLD dotyczą taktyki wewnątrz partii, a nie strategii dla Polski - podkreślił.
Olejniczak nie chciał zdradzić, jak długo zamierza pozostać poza polityką. Dodał, że jeśli "nic się nie zmieni", nie będzie kandydował w wyborach parlamentarnych. - To naprawdę nie ma sensu: startowanie tylko po to, żeby zostać posłem, nie móc nic zrobić i być w otoczeniu, w którym się nie chce być - stwierdził.
Pochwalił jednak przewodniczącego Sojuszu, Leszka Millera. - Jest najmocniejszym całej tej instytucji, jaką jest dzisiaj SLD, mimo że popełnia błędy. Jak my wszyscy - powiedział.
Autor: kg//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24