- Widziałem, co się działo w gabinecie Latkowskiego. Był szarpany - mówił w "Piaskiem po oczach" Przemysław Wipler (Nowa Prawica JKM), który był feralnego wieczoru w redakcji "Wprost". - Ja twierdzę, że wszystko co się (tam - red.) działo, miało związek z działalnością na rzecz sprzedaży tygodnika - oceniła posłanka PO, Julia Pitera.
Pitera tłumaczyła, dlaczego uważa, że to, co działo się w środę wieczorem i w nocy w redakcji tygodnika "Wprost", było zamierzonym działaniem dziennikarzy. - Ja najpierw się dowiaduję, że jest 9 tys. godzin nagrań, potem 600 godzin nagrań, 900 godzin nagrań, na końcu się okazuje, że w redakcji są dwie rozmowy. Ponadto oceniła akcję ABW w siedzibie redakcji jako niepoważną. - Gdyby ktoś chciał wyrwać ten laptop, to byłby wyrwany - powiedziała.
Decyzja po rozmowie z prezesem wydawnictwa
Przemysław Wipler z kolei tłumaczył, dlaczego znalazł się w redakcji tygodnika. - Taką decyzję podjąłem po rozmowie z prezesem spółki, która wydaje "Wprost" - powiedział. - Jak wychodziłem (z "Wprost" - red.) o 0.30 w nocy atmosfera była taka, że bano się, że panowie z ABW wrócą, ale w kominiarkach i że będą wchodzić rano do domów. Jeden z dziennikarzy poprosił adwokata, żeby spał u niego w domu, żeby w momencie wkroczenia służb już był - opowiadał polityk.
Wskazał, że widział jak bito redaktora naczelnego tygodnika Sylwestra Latkowskiego oraz że "funkcjonariusze ABW wydawali polecenia prokuratorom".
"Fatalnie to oceniam"
Tu wtrąciła się Julia Pitera. - Fatalnie to oceniam. Jest taka grupa w Sejmie, która nie stroni od okazji do "bitki". Takie okoliczności odbierają autorytet polskiemu Sejmowi - komentowała.
Jednocześnie oceniła, że porównania działań służb do systemu totalitarnego, z którymi się spotkała, są mocno na wyrost. - Im bardziej akcja jest krytykowana, tym bardziej wszyscy się wgłębiają w to, kto nawali i przy okazji różne osoby chcą ubić różne pieczenie - wskazała. Wyraziła także opinię, że taki cel ma m.in. domagająca się dymisji rządu opozycja.
Wipler przedstawił zupełnie odmienny pogląd - że cała afera taśmowa to kompromitacja rządu, a premier powinien podać się do dymisji. - Donald Tusk bierze odpowiedzialność ze to, że nie zdymisjonował Sienkiewicza. Był w trudnej sytuacji, bo wszystko wskazuje na to, że to on wysłał Sienkiewicza na rozmowę z Belką. To Donald Tusk przyjął dymisję Rostowskiego i to on wprowadzał zmiany do ustawy o NBP - argumentował. Przypomniał o ustaleniach wynikających z rozmowy Belka-Sienkiewicz nt. dodruku banknotów, które - w jego ocenie - wskazują również na łamanie prawa.
Z tym przekonaniem nie zgodziła się jego partnerka w dyskusji, która zaznaczała, że tak naprawdę nie da się zinterpretować wypowiedzi wyrwanych z kontekstu. - Ludzie w różnych sytuacja mówią sobie bardzo głupie rzeczy - stwierdziła.
Autor: AP/kka/zp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24