Projekt ministerstwa sprawiedliwości, wprowadzający zasadę, że więźniowie częściowo płaciliby za pobyt w zakładach karnych, został wstrzymany. Pomysł może wrócić, gdy zwiększy się zatrudnienie wśród skazanych.
Pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości zakładał, że pracującym więźniom z wypłaty potrącane byłyby pieniądze za utrzymanie w zakładzie karnym. Ci, którzy nie pracują podczas odbywania kary, musieliby oddać pieniądze po wyjściu z więzienia.
Resort wyliczył, że jeśli nowelizacja kodeksu karnego wykonawczego weszłaby w życie, budżet państwa mógłby zaoszczędzić rocznie 168 mln złotych. Jednak według wielu prawników rozwiązanie nie dość, że jest irracjonalne, to może być niezgodne z konstytucją. Wielu więźniów opuszczających zakład karny "nowe życie" rozpoczynałoby z długami.
- Resort sprawiedliwości wycofał się na razie z tego projektu - mówi jednak tvn24.pl rzeczniczka Służby Więziennej Luiza Sałapa. Jak dodała, resort nie rezygnuje całkowicie z niego, lecz czeka, aż zwiększy się zatrudnienie wśród więźniów. Jak uzasadnia, nie może dojść do sytuacji, gdy więźniowie opuszczaliby zakłady karne z zadłużeniem.
Sałapa przyznała, że Służba Więzienna jest za projektem resortu, widzi jednak konieczność bardziej szczegółowych regulacji. - Przede wszystkim musi dojść do zwiększenia zatrudnienia wśród więźniów, aby można było mówić o współpłaceniu przez nich za pobyt w zakładzie karnym - powiedziała.
Według jej słów obecnie na 75 tys. więźniów pracuje co trzeci. - Co mieliby więc zrobić i w jaki sposób płacić ci, którzy nie pracują? - podkreśliła. Zaznaczyła, że aby wprowadzić nowe rozwiązania, trzeba wprowadzić racjonalne rozwiązania. Większość więźniów ma bowiem nałożone różnego rodzaju obciążenia egzekucyjne, np. płacenie alimentów. Są to świadczenia, które są pobierane w pierwszej kolejności.
Pytana, jak oceni wyniki sondy portalu tvn24.pl, z której wynika, że ok. połowa zagłosowała za tym, by więźniowie w pełni pokrywali koszt swojego pobytu w zakładzie karnym, odpowiedziała, że nie jest zdziwiona. - Wiemy, że to jest kontrowersyjny pomysł. Ale wielu więźniów już pracuje, a cały czas to zatrudnienie się zwiększa - poinformowała.
Jako przykład podała zatrudnienie u zewnętrznych kontrahentów: w 2006 r. w firmach poza zakładami karnymi pracowało ok. 2,5 tys. osób, obecnie - ponad 5,5 tys.
Więzień na etacie
Dziś jest tak, że jeśli osadzony pracuje na pełen etat, dostaje co miesiąc 468 zł brutto. Kwota jest jednak obciążona wieloma odliczeniami. Po odjęciu podatków, kosztów sądowych, które pochłaniają 40 proc. płacy netto, ewentualnych alimentów i grzywien zostaje 144,78 zł. Więzień dostaje na własne wydatki, czyli np. papierosy, proszek do prania czy dodatkowe jedzenie połowę tej sumy, czyli 72,39 zł. Druga połowa idzie na tzw. wypiskę. Jest to specjalny fundusz, z którego pieniądze dostaje wychodząc z więzienia.
Minister Ziobro do kosztów ponoszonych przez więźnia chce dodać opłatę za pobyt w zakładzie karnym. Miałaby ona stanowić - podobnie jak opłata za koszty sądowe - 40 proc. pensji netto. I choć ta ostatnia po nowelizacji miałaby nieznacznie wzrosnąć, więzień za miesiąc pracy na pełen etat ostatecznie dostawałby 27,91 zł.
"Gazeta Wyborcza" zwraca tu uwagę, że Służba Więzienna dzieli etaty, aby więcej osadzonych miało szansę na podjęcie jakiegokolwiek zajęcia. Oznacza to, że pracujący więźniowie dostają połowę pensji, gdyż pracują jedynie na pół etatu. Teraz zarabiając 234 złote brutto, na własne potrzeby dostają ok. 36 zł. Po reformie, jaką przygotowuje resort sprawiedliwości, więzień otrzymywałby niespełna 14 zł.
Tak wyglądałaby sytuacja pracujących osadzonych. A takich jest w Polsce ok. 34 proc. I choć zatrudnienie wśród więźniów rośnie, nigdy nie osiągnie poziomu 100 proc. Za kratkami siedzą bowiem też ludzie chorzy, nie nadający się do żadnej pracy oraz niebezpieczni. Ci ostatni mogą być zatrudnieni, ale tylko na oddziale, na którym odbywają karę, ponieważ "N" nie ma prawa nigdzie wychodzić. Dodatkowo, więzień niebezpieczny nie może też mieć do czynienia z żadnymi potencjalnie niebezpiecznymi przedmiotami, a za taki może uchodzić prawie każdy. Co w takim razie z niepracującymi? Wyjdą z długami.
Osadzony na dwa lata, jeśli nie będzie pracować, po opuszczeniu zakładu będzie winny państwu ponad 3800 zł. Ściąganiem tych pieniędzy mają się zajmować urzędy skarbowe i choć nowelizacja przewiduje możliwość umorzenia długu, nie są znane zasady, na jakich będzie się to odbywać.
Prawnicy są raczej zgodni co do bezzasadności czy nawet bezsensowności tego pomysłu. Pytany przez "Wyborczą" prof. Zbigniew Ćwiąkalski uważa, że współpłacenie to po prostu dodatkowa kara grzywny i nie ma żadnego sensu. - Pomysł jest po prostu populistyczny - kwituje Ćwiąkalski. Podobnego zdania jest prof. Marek Safjan, który mówi gazecie, że wiezienia to sfera odpowiedzialności państwa i dlatego państwo ma obowiązek je utrzymywać. Także prof. Andrzej Zoll ocenia pomysł jako zupełnie nieracjonalny. - Spowoduje to, że człowiek wychodzący z więzienia będzie obciążony długami. To niczego dobrego nie przyniesie - przestrzega Zoll. - Poza tym płacenie przez osadzonych może się okazać niezgodne z Konstytucją - cytuje profesora "Wyborcza".
Źródło: tvn24.pl, gazeta.pl