|

Koniec procesu w sprawie głośnego zabójstwa na Nowym Świecie. "Pozostaje się złapać za głowę"

Do zabójstwa doszło w 2022 roku
Do zabójstwa doszło w 2022 roku
Źródło: warszawa.naszemiasto.pl

To była jedna z najbardziej poruszających zbrodni ostatnich lat. Na głównym deptaku stolicy, na oczach tłumu ludzi, 29-letni mężczyzna został sześciokrotnie ugodzony nożem. Proces w tej sprawie właśnie dobiegł końca. Na ławie oskarżonych zabrakło jednak osoby, która według prokuratury zadała śmiertelne ciosy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Noc z 7 na 8 maja 2022 roku. Weekend, wiosna. Trakt Królewski zamienił się w deptak. Mimo że dochodzi już trzecia nad ranem, na ulicy tłum. Maciej stoi z grupą przyjaciół. Jedna ze znajomych mówi: "rzucają w nas kostkami lodu". Wskazuje na trzech mężczyzn.

Maciej idzie wyjaśnić sprawę. Zaczyna się bójka. Ciosy, kopniaki, krzyki. Ktoś próbuje pomóc, ktoś odpycha gapiów. Początkowo wszystko dzieje się na chodniku, później awantura przenosi się do bramy. To tam, jak twierdzi prokuratura, jeden z trzech mężczyzn, Dawid M., sięga do tylnej kieszeni spodni. Wyciąga nóż i zadaje leżącemu w bramie kilka ciosów. Jeden z jego kolegów podchodzi jeszcze i kopie leżącego mężczyznę. Ten wstaje i wchodzi do pobliskiego sklepu.

Z nosa kapie mu krew. Sprzedawca prosi go: "wyjdź", ale on odpowiada: "ja umieram". Za nim do lokalu próbuje wejść trzech mężczyzn. Wycofują się jednak i idą do taksówki. Jeden z nich odwraca się do gapiów i oświadcza: "To ja go pociąłem". Tak wynika z zeznań świadków.

Maciej umiera krótko po przewiezieniu do szpitala. Został zabity na jednej z najbardziej znanych ulic stolicy, na oczach tłumu. Miał 29 lat.

Policja będzie szukać uczestników bójki wiele miesięcy listem gończym. Jeden z nich, ten, który zdaniem prokuratury zadawał śmiertelne ciosy, wciąż przebywa w Turcji. Jego koledzy stanęli przed sądem, ale nie odpowiadają za zabójstwo. We wtorek, 23 kwietnia, zakończył się ich proces. Dopiero podczas wczorajszej rozprawy zdecydowali się zabrać głos.

- Tej nocy oskarżeni pili alkohol, bawili się dobrze, szukali zaczepki, bo tak naprawdę zdarzenie, które miało tragiczny finał, nie było pierwszą sytuacją, kiedy panowie, mówiąc kolokwialnie, "szukali guza". Tej samej nocy zostali wyproszeni z lokalu za rzucanie lodem. To oskarżeni, we trójkę, szukali wrażeń, szukali ujścia dla swojej agresji - powiedziała prokurator Aleksandra Piasta-Pokrzywa w ostatnim słowie.

Mecenas Piotr Jarząb, obrońca jednego z oskarżonych: - Była bójka, w pewnym momencie [Dawid - red.] M. zakłada dźwignię, zaciąga pokrzywdzonego do bramy, przewraca go, bez wiedzy pozostałych oskarżonych, bo nie ma na to najmniejszych dowodów, zadaje mu ciosy nożem, co jest tragicznym wydarzeniem, ale nie mogą za jego eksces, taki, a nie inni, oskarżeni odpowiadać.

atak
Nagranie świadka ataku na Nowym Świecie
Źródło: warszawa.naszemiasto.pl

Oskarżeni

W sprawie głośnego zabójstwa na Nowym Świecie, jako pierwszy, 30 stycznia 2023 roku (osiem miesięcy po zdarzeniu) został zatrzymany Łukasz G. 29-latek był już wcześniej znany organom ścigania. To jeden ze współpodejrzanych w procesie Krzysztofa U., ps. Fama, oskarżonego o podpalenie klubu przy ul. Foksal.

Na początku lutego 2021 roku G. został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie za współudział w podpaleniu klubu na trzy i pół roku więzienia. Sąd wymierzył mu także grzywnę. 6 maja 2022 roku sąd drugiej instancji zmniejszył wyrok do trzech lat. Do bójki na Nowym Świecie doszło następnego dnia po uprawomocnieniu się wyroku.

Następnie w czerwcu 2023 roku, ponad rok po zdarzeniu, prokuratura oraz policja poinformowały o zatrzymaniu kolejnych dwóch podejrzanych. To 24-letni Sebastian W., również znany stołecznym organom ścigania. W połowie sierpnia 2017 roku brał udział w pobiciu kierowcy autobusu na pętli autobusowej na Targówku.

Ostatnim z zatrzymanych był 25-letni Dawid M., zawodnik mieszanych sztuk walki. W swojej karierze stoczył co najmniej kilkanaście walk, brał udział w galach. To on, według ustaleń śledztwa, miał zadawać śmiertelne ciosy Maciejowi. Ale, jak ustaliliśmy, wciąż nie ogłoszono mu zarzutów. 25-latek przebywa w Turcji, gdzie już od ponad roku trwa procedura ekstradycyjna.

Jego koledzy początkowo usłyszeli zarzut zabójstwa, za co groziło im dożywocie. Prokuratura jednak zdecydowała się na zmianę kwalifikacji czynu. Ostatecznie Łukasz G. oraz Sebastian W. zostali oskarżeni o "udział w bójce, której następstwem jest śmierć człowieka", za co grozi im dziesięć lat więzienia. Razem z nimi na ławie oskarżonych zasiada też Radosław W. Jego nie było na Nowym Świecie, ale odpowiada przed sądem za utrudnianie śledztwa. Przywoził jednemu z oskarżonych jedzenie, gdy ten się ukrywał.

Proces rozpoczął się w grudniu 2023 roku. Odbyło się pięć rozpraw. Przesłuchano świadków, przeanalizowano nagrania z monitoringu.

Oskarżeni początkowo milczeli. Nie złożyli wyjaśnień ani w prokuraturze w trakcie śledztwa, ani przed sądem na początku procesu. Jednak na ostatniej, wtorkowej rozprawie Łukasz G. oraz Sebastian W. postanowili wygłosić krótkie oświadczenia.

Do zdarzenia doszło na Nowym Świecie
Do zdarzenia doszło na Nowym Świecie
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

G. chce wykreślić tę sytuację z pamięci

- Jak wskazuje nagranie, w odpowiedniej chwili przyszło opamiętanie. Tego wieczoru wypiłem dwa, trzy kieliszki wódki. To, co się wydarzyło, było przekroczeniem wszelkich granic - zaczął we wtorek swoje wyjaśnienia Łukasz G. - W żadnym momencie nie użyłem siły wobec pokrzywdzonego, nie szarpałem go, nie wykonywałem ciosów. Jedyną moją stycznością z pokrzywdzonym było chwycenie go za ramię. Miałem zamiar uderzyć pokrzywdzonego, ale raz. Nawet nie wiem, czy cios doszedł do celu - dodał.

- Czy po tym jednym razie, który pan wskazał, podjął pan próbę uderzenia go kolejny raz? - dopytywał oskarżonego jego obrońca, mecenas Łukasz Piętka.

- Po tym jednym razie nastąpiło opamiętanie. Starałem się powstrzymać grupę postronnych, którzy też brali czynny udział w tym zdarzeniu - odpowiedział oskarżony.

- Kiedy oskarżony już wszedł do sklepu, czy było widać, że jest ranny, że krwawi? - kontynuował adwokat.

- Nie. Nie miałem pojęcia, że pokrzywdzony odniósł jakiekolwiek rany - odparł jego klient.

O ciosach zadanych nożem miał dowiedzieć się kolejnego dnia z mediów społecznościowych. Przekonywał również, że cała sytuacja nim "wstrząsnęła". - Moim marzeniem stało się, aby wykreślić tę sytuację z pamięci - stwierdził.

Przyznał, że "nie chce robić z siebie kogoś, kto nie zawiódł". - Jestem w stanie ponieść pełną odpowiedzialność za część, którą zrobiłem, którą jest próba uderzenia pokrzywdzonego. Za ten czyn chciałbym przeprosić - powiedział.

Sebastian W. pamięta rzucanie lodem

Podczas ostatniej rozprawy wyjaśnienia postanowił złożyć też Sebastian W. Mężczyzna pamiętał, że "ktoś tam rzucał lodem".

- Kto? - zapytała sędzia Beata Adamczyk-Łabuda.

- Nie jestem w stanie powiedzieć - odparł oskarżony.

- Któryś z panów?

- Nie mam pojęcia.

Zapamiętał też pokrzywdzonego, który do nich podszedł. - Zwrócił nam uwagę w dziwny sposób, po czym uderzył mojego kolegę pięścią w klatkę piersiową - opisywał.

Pokrzywdzonego nazwał "napastnikiem", który miał wezwać oskarżonych do walki.

- Jakimi słowami? - pytała sędzia.

- "To chodźcie teraz", "dawajcie", jakoś tak - zapamiętał oskarżony.

Przekonywał, że nie pamięta całego zdarzenia, musi odnosić się do nagrania. - Na nagraniu jest, że uderzam pokrzywdzonego, ale nie widzę dokładnie, w co uderzam, czy uderzam mocno, czy niemocno - mówił.

Podobnie jak jego kolega przekonywał, że o użyciu ostrego narzędzia dowiedział się dopiero kolejnego dnia. Co wtedy zrobił? - Nie powiem, że się nie przestraszyłem, jak się dowiedziałem, co się wydarzyło. A że mój starszy brat się ukrywał w tym czasie, to wziąłem z niego zły przykład i też postanowiłem się ukrywać - przyznał.

- Jest mi przykro z tego, co się stało - podsumował.

nowy swiat
Policja wyjaśnia sprawę ataku na Nowym Świecie (materiał z 8.05.2022)
Źródło: TVN24 / tvnwarszawa.pl

Chcieli zmiany kwalifikacji czynu

Mecenas Piotr Jarząb wniósł o zmianę kwalifikacji czynu. Przekonywał, że jego klient powinien odpowiadać za przestępstwo z artykułu 158 paragraf 1 Kodeksu karnego, czyli udział w bójce, w której naraża się człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo zdrowia, za co grozi maksymalnie trzy lata więzienia, a nie dziesięć - za udział w bójce, której skutkiem jest śmierć człowieka (art. 158 par. 3).

- Z przedstawionego materiału dowodowego wynika, że po zakończeniu bójki jeden z nieobjętych procesem sądowym sprawców, spowodował u pokrzywdzonego ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci utraty życia. Ten skutek może być przypisany wyłącznie trzeciemu ze sprawców [przebywającemu w Turcji Dawidowi M. - red.], gdyż ciągnięcie pokrzywdzonego do bramy było wyłącznie ekscesem trzeciego ze sprawców. Ten skutek miał miejsce, w mojej ocenie, po zakończeniu bójki. Nie może być on więc przypisany Sebastianowi W. - przekonywał.

- Z nagrań wynika, że [Sebastian W.] zadał pojedyncze ciosy, natomiast nie brał udziału w zdarzeniu w bramie - dodał.

Z podobnym wnioskiem do sądu zwrócił się mec. Łukasz Piętka, obrońca drugiego z oskarżonych. - W tych okolicznościach, gdyby nie użycie noża, gdyby nie wybryk nieobecnego dzisiaj współoskarżonego, nie doszłoby do tak daleko idących skutków. Mój klient nie mógł przewidzieć, że takie skutki mogą nastąpić - tłumaczył adwokat.

Dawid M., który według prokuratury zadawał ciosy, wciąż jest w Turcji
Dawid M., który według prokuratury zadawał ciosy, wciąż jest w Turcji
Źródło: Policja

"Sprawa jest jasna"

Sędzia Beata Adamczyk-Łabuda zamknęła we wtorek przewód sądowy. Strony wygłosiły mowy końcowe.

- Dla oskarżyciela sprawa ta pod względem dowodowym jest jasna. Mamy nagranie z monitoringu, jest to dowód, z którym trudno polemizować. Świadkowie bywają różni, pamięć bywa różna, natomiast mamy sytuację, w której całe działanie oskarżonych mamy uwiecznione. Z takim materiałem dowodowym bardzo trudno jest polemizować - mówiła w ostatnim słowie prokurator Aleksandra Piasta-Pokrzywa.

Zdaniem prokurator, materiał dowodowy potwierdza, że oskarżeni dopuścili się zarzucanego im czynu.

- To, co podczas śledztwa oraz postępowania sądowego zwróciło moją uwagę w bardzo negatywnym znaczeniu, jest to, że pomimo rozmiaru krzywdy, która się wydarzyła, to ze strony oskarżonych nie widziałam absolutnie żadnej skruchy. Absolutnie żadnej refleksji - mówiła prokurator. - Panowie skorzystali z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień, jednocześnie nie przyznali się do zarzucanego im czynu, wbrew wszelkim dowodom. Taka jest linia obrony, takie jest prawo, niech tak będzie. Panowie przemówili dopiero na ostatniej rozprawie w dniu dzisiejszym. To, co powiedzieli, bardzo mnie zszokowało.

Zaczęła od wyjaśnień Sebastiana W.

- Stwierdził, że jego zachowanie, to, że próbował uderzyć pokrzywdzonego, było jak najbardziej odstraszeniem przeciwnika, agresora. Wysoki sądzie, pozostaje się tylko złapać za głowę. Jest to sytuacja tak absurdalna, że nagle oskarżeni zmieniają się rolami z pokrzywdzonym. Nagle to oni są niewinnymi ofiarami, to oni zostali zaatakowani przez agresora. Pomimo tego, że sytuacja była dokładnie odwrotna.

- W przypadku oskarżonego W. zauważyć należy, że on był najbardziej agresywną osobą, pomijam kwestię użycia noża przez trzecią osobę. Samo nagranie z bramy, gdzie widzimy tylko cienie. Ten cień w kapturze, o którym doskonale wiemy, że to oskarżony W. jest najbardziej agresywną i katującą osobą - powiedziała prokurator.

Odniosła się do wyjaśnień W., który twierdził, że chciał się bronić. - Mało, że nie znajduje to odzwierciedlenia w materiale dowodowym, jest to po prostu totalna bzdura - zaznaczyła.

- Tak nie jest. Ale faktycznie jest tak, że starał się odciągnąć inne osoby. Ale w jakim celu to robił? Żeby bójka się zakończyła? Nie. Nie odciągał swoich kolegów. Odciągał osoby, które potencjalnie mogły zakończyć to zdarzenie. Swoim zachowaniem pomagał panu W. i panu M. w tym, aby bili i katowali pokrzywdzonego. To nie była pomoc. Żaden moment na nagraniu nie wskazuje na jakąkolwiek chęć zapobiegnięcia bójki. Tak po prostu nie jest - powiedziała o wyjaśnieniach Łukasza G., który "chciał zapobiec zdarzeniu", "który nie chciał atakować".

- Nie sugeruję, że oskarżeni użyli noża. Natomiast to, co się wydarzyło, było waszym wspólnym działaniem - przypomniała.

Aleksandra Piasta-Pokrzywa nie jest też przekonana, że oskarżeni nie wiedzieli o użyciu w bójce noża, o czym ma świadczyć analiza nagrania. Łukasz G. był w bramie, kiedy zadano śmiertelne ciosy. Wskazała, że oskarżeni, mimo młodego wieku, są osobami karanymi. - To nie jest pierwsza sytuacja panów w karierze. Całe zdarzenie w przypadku Łukasza G. nastąpiło dokładnie jeden dzień po tym, jak został skazany prawomocnie przez sąd apelacyjny za podpalenie klubu nocnego. To nie zmieniło nic w jego życiu - stwierdziła.

Przypomniała słowa jednego z oskarżonych, który stwierdził, że chce "wykreślić tę sytuację z pamięci". - Zamiast wyciągnąć wnioski z tego, co się stało - skwitowała. W przemianę oskarżonego nie wierzy: - To raczej się nie ziści.

Zdaniem prokurator kara musi być surowa, aby wcześniejsze "nieskuteczne działania wymiaru sprawiedliwości jednak przyniosły sukces". Zawnioskowała o siedem lat więzienia dla oskarżonych oraz nawiązki po 10 tysięcy złotych.

Zatrzymanie do sprawy zabójstwa na Nowym Świecie
Zatrzymanie do sprawy zabójstwa na Nowym Świecie
Źródło: KSP

"Nie było zamiaru kontynuowania szarpania"

Następnie głos zabrał obrońca oskarżonego Łukasza G. - Łukasz Piętka, który argumentował: - Z nagrań w sposób jednoznaczny wynika początek zdarzenia. To jest cios wyprowadzony przez pokrzywdzonego. Oskarżony G. w całym tym zamieszaniu pełnił rolę marginalną - stwierdził adwokat.

Powtórzył również wersję swojego klienta, który przekonywał, że po oddaniu jednego ciosu odganiał innych uczestników awantury: - Cel tego odganiania nie został w żaden sposób udowodniony. Nie było zamiaru kontynuowania szarpania pokrzywdzonego. Na nagraniu nie ma cienia agresji, próby wyciągnięcia pokrzywdzonego ze sklepu, jego popchnięcia, zagrożenia jego sytuacji. Oskarżony jedynie dotyka ramienia osoby pokrzywdzonego, a następnie się wycofuje ze sklepu.

Po raz kolejny wskazał też, że jego klient nie miał pojęcia o użyciu noża przez swojego kolegę. - Nic na to nie wskazuje. Nie ma podstaw, żeby wysnuć taki wniosek - podkreślił. Ocenił, że gdyby nie nóż, cała sytuacja skończyłaby się "śmiechami, podrapaniami".

Odniósł się również do skruchy, którą jego klient okazał na ostatniej rozprawie. - Wszyscy wiemy, że jest możliwość taka, że w człowieku może dojść do przemiany, zmiany, poprawy zachowań - argumentował.

Mówił, że G. ma także wzorową opinię z aresztu. - To prognoza dająca dużą szansę wyjścia na prostą - ocenił. Karę proponowaną przez prokurator uznał za "zbyt wysoką". - Być może wtedy zabraknie motywacji do poprawy swojego postępowania - stwierdził.

Wniósł o karę niższą, w dolnych granicach "ustawowego zagrożenia".

- Na sali nie padło słowo "przepraszam", bo nie ma tutaj głównego pokrzywdzonego, jak i żadnej osoby z jego rodziny. Chciałbym przeprosić, lecz nie mam takiej możliwości - mówił z kolei jego klient.

Powiedział też, że w sprawach, które są wobec niego prowadzone, trwa postępowanie kasacyjne (czyli przed Sądem Najwyższym). - Jest mi wstyd za tę sytuację. Chciałbym okazać skruchę, po prostu dostać szansę na jakiekolwiek naprawienie wszystkiego i unormowanie swojego życia - zakończył.

zatrzymanie
Policja zatrzymała Łukasza G. - poszukiwanego w związku z zabójstwem na Nowym Świecie
Źródło: KSP

"To pokrzywdzony pierwszy popchnął"

Z proponowaną przez prokurator karą nie zgodził się też mecenas Piotr Jarząb. - Pan W., pani prokurator mówi, miesza w wyjaśnieniach. No nie miesza. Nie rzucał kostkami lodu, co wynika z monitoringu, więc nie zaczął. Oczywiście wszyscy jesteśmy zdruzgotani śmiercią młodego człowieka, pokrzywdzonego, natomiast jeżeli na zimno nagrania ocenimy, jest faktem, że pan W. nie zaczął. To pokrzywdzony pierwszy popchnął pana M. - odtwarzał przebieg zdarzeń mecenas.

- Później W. wyprowadza nieudany cios. Można domniemywać, że będąc pod wpływem alkoholu, ciosy miały słabą intensywność i były zadawane nieudolnie. Widać, jak próbuje zadać cios, przewraca się, później faktycznie kilkukrotnie doskakuje, próbuje jakieś ciosy wyprowadzać - dodał.

Adwokat argumentował, że pokrzywdzony nie został "pobity na śmierć". - Pani prokurator próbuje wykreować obraz oskarżonych jako osób bezwzględnych, które nie czują skruchy. Ja się nie zgadzam z takim obrazem. Oskarżony sam spontanicznie podjął decyzję o złożeniu wyjaśnień. Nie uciekł od odpowiedzialności, nie negował sprawstwa - przekonywał mecenas.

Zwrócił uwagę, że jego klient nie był przy pokrzywdzonym w chwili zadawania ciosów nożem. Wniósł, jak jego poprzednik, o łagodny wymiar kary dla swojego klienta. Zaprzeczył też słowom o braku skruchy. Jego zdaniem oskarżony ją wyraził, ale na swój sposób.

- To osoba introwertyczna, która operuje słownictwem, które nie jest bardzo rozbudowane. Krótko wyjaśnia, krótko rozmawia. Taką ma po prostu osobowość, że nie buduje kwiecistych sformułowań - przekonywał.

Sebastian W. obiecał: - Wyciągnąłem wnioski. Jest mi bardzo przykro. Drugi raz taka sytuacja się nie zdarzy.

Zarzuty za ukrywanie oskarżonego

Wobec Radosława W., który pomagał ukrywającemu się Sebastianowi W. prokuratura poprosiła o karę pięciu miesięcy ograniczenia wolności.

- Rola takich osób jest nie do przecenienia. Oskarżony przyznał się, że pomagał ukrywającemu się W. Przed sądem stwierdził jednak, że znajdował się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Jest to bezsensowna linia obrony - oceniła prokurator Piasta-Pokrzywa.

Zwróciła uwagę, że to właśnie pomoc w ukryciu oskarżonego była jednym z czynników, które przedłużyły postępowanie.

- Żałuję, że taka sytuacja miała miejsce. Nie powinienem pomagać oskarżonemu, jednak ze względu na to, że znam go od urodzenia, przemawiał przeze mnie sentyment - powiedział Radosław W. w ostatnim słowie.

Czytaj także: