|

Nie włączył syreny, żeby nie budzić mieszkańców. Zginął noworodek

Wypadek karetki
Wypadek karetki
Źródło: Kontakt 24

Żaden z kierowców, zdaniem sądu, nie przekroczył dopuszczalnej prędkości. Ale też żaden nie zachował ostrożności. Obaj zostali skazani, jeden właśnie odwołał się od wyroku. W wypadku zginął chłopiec, który przyszedł na świat kilka godzin wcześniej.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Urodził się 9 września 2017 roku, wieczorem. Był wcześniakiem. Szpital w Węgrowie nie miał odpowiedniej aparatury, by otoczyć go opieką. Lekarze podjęli decyzję, żeby przewieźć chłopca do Warszawy, do szpitala położniczego przy Karowej.

Gdy karetka ruszyła w stronę stolicy, była już noc. Z Węgrowa do Warszawy jest 90 kilometrów. Do celu zabrakło dwóch.

O 1.36 na skrzyżowaniu alei "Solidarności" z Jagiellońską karetka zderzyła się z taksówką. Ambulans dachował. Wieziony w inkubatorze chłopiec nie przeżył wypadku.

Jak do tego doszło?

Skazani

Obaj kierowcy, jak ustaliła policja, a potem potwierdził sąd, byli trzeźwi. Obaj, to z kolei wynika z opinii biegłych od rekonstrukcji wypadków drogowych, jechali z przepisową prędkością. Żaden nie przekroczył 60 km/h. Ale zdaniem prokuratury i jak się okazało, również zdaniem sądu, obaj są winni tragicznego wypadku, w którym zginęło nowo narodzone dziecko, a pielęgniarka z karetki doznała urazów głowy, klatki piersiowej, żeber i złamała obojczyk. 

Cezary T., kierowca taksówki stanął przed sądem pod zarzutem nieumyślnego naruszenia przepisów ruchu drogowego, polegającym na niezachowaniu ostrożności w pobliżu skrzyżowania, co spowodowało wypadek.

Bogusław J., kierowca karetki - według śledczych - przepisy złamał umyślnie. Wjechał na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Włączył lampy błyskowe, ale syreny - już nie. - Nie włączałem ich, bo mieszkańcy skarżyli się na hałas - tłumaczył podczas przesłuchania.

Wypadek z karetką
Źródło: fot. Kontakt 24 / film: TVN24

Proces rozpoczął się na początku października. Wyrok zapadł pod koniec listopada.

- Kierujący taksówką usłyszał wyrok roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata - powiedziała nam Joanna Adamowicz z biura prasowego Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Taką samą karę sędzia Ewa Patyra-Ważny wymierzyła kierowcy karetki.

Dotarliśmy do pisemnego uzasadnienia wyroku sądu.

Taksówka

"Kierujący taksówką, Cezary T. nie zachował szczególnej ostrożności, pomimo dogodnych ku temu warunków, przez co nienależycie obserwował przedpole jazdy, nie widząc nadjeżdżającej na skrzyżowanie na sygnale świetlnym karetki pogotowia" - napisała w uzasadnieniu sędzia.

- Kierowca karetki jechał bardzo szybko, nie jechał na sygnale świetlnym - tłumaczył Cezary T.

Sąd mu jednak nie uwierzył.

Z uzasadnienia: "[Oskarżony - red.] stwierdził, że kierowca karetki jechał bardzo szybko, zaś powodem niezauważenia ambulansu była jego nadmierna prędkość. Wyjaśniania oskarżonego w tym zakresie są sprzeczne z wnioskami opinii obu biegłych z zakresu ruchu drogowego".

Jak doszło do wypadku?
Jak doszło do wypadku?
Źródło: GoogleMaps/tvn24.pl

Pierwszy z powołanych biegłych wyliczył, że karetka przed zderzeniem jechała z prędkością 52 km/h. Taką prędkość miała na 2,5 sekundy przed wypadkiem. Bezpośrednio przed nim jechała jeszcze wolniej - 42 km/h. Podobnych wyliczeń dokonał drugi z powołanych biegłych.

Taksówka jechała niewiele szybciej. Na 2,5 sekundy przez zderzeniem poruszała się z prędkością 57 km/h, a bezpośrednio przed nim - 40 km/h.

"Wskazywana przez obu biegłych prędkość ambulansu nie może zostać uznana za znaczną, skoro oscylowała około 50 km/h" - ocenił sąd. Zgodnie z przepisami dopuszczalna prędkość w terenie zabudowanym w godzinach 23-5 wynosi 60 km/h.

Sąd tak ocenił zachowanie kierowcy taksówki: "Nie zachował szczególnej ostrożności podczas przejazdu przez skrzyżowanie, nie spostrzegł lub zbyt późno dostrzegł obiektywnie dobrze widoczny ambulans, z włączonymi sygnałami świetlnymi pojazdu uprzywilejowanego. Podkreślić należy, iż ambulans wyposażony w wiele świateł błyskowych jest bardzo dobrze widoczny, szczególnie w nocy, kiedy miał miejsce wypadek".

Zdaniem sądu oskarżony w niewłaściwy sposób ocenił sytuację na drodze, nie zwolnił, kiedy zobaczył karetkę.

20210122_130617
Skrzyżowanie, na którym doszło do wypadku
Źródło: Lech Marcinczak, tvnwarszawa.pl

Karetka

"Kierujący pojazdem uprzywilejowanym może, pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności, nie stosować się do przepisów o ruchu pojazdów, zatrzymaniu i postoju oraz do znaków i sygnałów drogowych tylko w razie, gdy uczestniczy m.in. w akcji związanej z ratowaniem życia, zdrowia ludzkiego, pojazd wysyła jednocześnie sygnały świetlny i dźwiękowy, a w pojeździe włączone są światła drogowe lub mijania" - przypomniał w uzasadnieniu sąd. Czyli kierowca karetki miał prawo wjechać na skrzyżowanie przy czerwonym świetle, ale musiał przy tym zachować szczególną ostrożność i mieć włączoną syrenę.

Nie zrobił tego, więc sąd uznał, że i on jest winny.

- Jechałem powoli. Wyhamowałem prawie do zera. Nie wjechałem na skrzyżowanie przy czerwonym świetle - przekonywał Bogusław J. Ale sądu nie przekonał.

Z uzasadnienia wyroku: "Wyjaśnienia oskarżonego w tej części są sprzeczne z wnioskami opinii obu biegłych, którzy stwierdzili, iż prędkość samochodu w czasie zderzenia obu pojazdów wynosiła około 42 km/h".

Sędzia Ewa Patyra-Ważny przypomniała również, iż biegli byli zgodni co do tego, że karetka wjechała na skrzyżowanie, gdy paliło się czerwone światło. Żółte wyświetliło się dopiero 2,7 sekundy po zderzeniu.

Aleja "Solidarności" u zbiegu z Jagiellońską
Aleja "Solidarności" u zbiegu z Jagiellońską
Źródło: Lech Marcinczak, tvnwarszawa.pl

Zderzenie

Zdaniem sądu obaj kierowcy, gdyby zachowali szczególną ostrożność, mogli uniknąć wypadku. Wystarczyłoby, ocenił sąd, jedynie "nieznaczne przyhamowanie jednego z pojazdów, co spowodowałoby, że ich tory ruchu minęłyby się".

Sąd zgodził się również z jednym z biegłych z zakresu techniki samochodowej i rekonstrukcji wypadków, że obaj kierujący w równym stopniu przyczynili się do powstania skutków wypadku drogowego.

"Obaj oskarżeni popełnił go nieumyślnie, gdyż nie mieli zamiaru popełnienia przestępstwa, jednak popełnili go na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach, mimo, że możliwość popełnienia tego czynu mogli przewidzieć" - napisał sąd w uzasadnieniu. I dalej: "Niewątpliwie oskarżony Bogusław J. naruszył zasady bezpieczeństwa ruchu w sposób świadomy, gdyż, jak wyjaśnił nie chciał budzić ludzi po godz. 23 i nie trzymał non stop włączonych sygnałów dźwiękowych. Ponadto oskarżony w sposób świadomy nie zastosował się do sygnalizacji świetlnej i wjechał na skrzyżowanie podczas nadawanego światła czerwonego, a przecież widział sygnalizator".

Apelacja

Wyrok nie jest prawomocny. Jak poinformowała nas Joanna Adamowicz z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, apelację od niego złożył obrońca kierowcy taksówki.

Poprosiliśmy mecenasa Łukasza Jabłońskiego, obrońcę Cezarego T., o komentarz. Jak wyjaśnił, na rozmowę o sprawie nie zgodził się jego klient, dla którego sprawa wypadku wciąż wiąże się ze zbyt dużymi emocjami.

Czytaj także: