Dwóch stołecznych adwokatów oskarżonych przez prokuraturę o wysługiwanie się grupie przestępczej - która miała zabić pięć osób, a sześć kolejnych zabić usiłowała - jak dotąd bez przeszkód prowadzi swoją praktykę zawodową. Dopiero dwa miesiące po wniesieniu do sądu aktu oskarżenia, niemal rok od postawienia zarzutów, zajmie się nimi sąd dyscyplinarny.
- Fakt, że trzech warszawskich adwokatów prokuratura oskarżyła o pracę dla grupy przestępczej ujawniliśmy w tvn24.pl na początku października.
- Od czasu gdy mieli pomagać "gangowi trucicieli" w zdobywaniu mieszkań ofiar, jeden z adwokatów został radcą prawnym, a drugi próbował zostać sędzią.
- - Myślę, że liczyli na to, iż zgubią za sobą pogoń. Że zmieniając zawód, unikną odpowiedzialności dyscyplinarnej - tłumaczy nam oficer stołecznej policji.
- Dwaj adwokaci wciąż prowadzą swoją praktykę mimo postawionych zarzutów w postępowaniu dyscyplinarnym, a rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie nie chce udzielać tvn24.pl żadnych informacji o radcy prawnym.
Szajkę, określaną w mediach jako "gang trucicieli", dekadę temu założył Roman P., niepiśmienny Rom podpisujący protokoły przesłuchań krzyżykami.
Prowadzący wyjątkowe śledztwo prokurator Piotr Woźniak zebrał dowody świadczące o tym, że działająca w Warszawie grupa miała zabić pięć osób, a sześć kolejnych usiłowała zabić. Nieoficjalnie zaś śledczy przyznają, że ofiar grupy mogło być znacznie więcej, nawet kilkadziesiąt. Byli to głównie mieszkańcy stolicy, uzależnieni od alkoholu bądź niesamodzielni, np. osoba cierpiąca na schizofrenię. Gdy członkowie grupy namierzyli taką osobę - w parkach, pod sklepami z alkoholem - dowiadywali się, czy potencjalne ofiary mają mieszkania. Zaprzyjaźniali się i wkrótce dostarczali swoim ofiarom darmowy alkohol - izopropanol.
Izopropanol można bez problemu kupić w aptekach czy w internecie. Stosuje się go jako rozpuszczalnik albo środek do dezynfekcji. Po spożyciu jest silną trucizną.
Doustna dawka śmiertelna izopropanolu dla osób dorosłych to 200 ml (...) śmiertelne stężenie 1,5 promilafragment z ekspertyzy biegłego lekarza powołanego przez prokuraturę
"Gangowi trucicieli" w przejmowaniu mieszkań pomagać mieli prawnicy. Prowadzący śledztwo prokurator Piotr Woźniak, wraz z policjantami z Wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji, postawił zarzuty trzem mecenasom pod koniec ubiegłego roku. W sierpniu tego roku do sądu trafił akt oskarżenia wobec nich.
CZYTAJ TEŻ: "W TLE BYŁY DZIWNE ZGONY WŁAŚCICIELI NIERUCHOMOŚCI I BARDZO DZIWNI LUDZIE Z TESTAMENTAMI W RĘKU" >>>
Adwokaci mieli zastraszać
- To mecenasi, którzy specjalizowali się w obsłudze romskich klientów. Do nich trafiały również dokumenty przejmowanych mieszkań. Wskazywali członkom grupy, jakich formalności muszą jeszcze dopełnić, by skutecznie przejmować lokale - mówił tvn24.pl oficer Komendy Stołecznej Policji.
Według operacyjnych informacji policji obaj założyciele gangu są spokrewnieni z Arkadiuszem Ł., pseudonim "Hoss", który uchodzi za twórcę metody oszustwa "na wnuczka".
Rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga tak opisał zarzuty, które usłyszeli mecenasi: "działali wspólnie i w porozumieniu ze sobą oraz innym osobami, pomagając sprawcom przestępstwa w celu udaremnienia postępowania przygotowawczego prowadzonego przez policję" - przekazał nam prokurator Norbert Woliński.
W tym skomplikowanym prawniczym języku użytym przez rzecznika prokuratury chodzi m.in. o sytuację, w której mecenasi mieli wziąć czynny udział w operacji zastraszania jednej z ofiar grupy, by wycofała swoje zawiadomienie złożone na policji.
Wszystko działo się kilka lat temu. W 2017 roku mieszkający na Saskiej Kępie Michał S. poznał braci Romana i Krzysztofa P. Umówili się, że pojadą razem do Wielkiej Brytanii szukać pracy. Dla Michała S. poszukiwania zakończyły się na parkingu w Belgii, gdy ocknął się bez kluczy do mieszkania i dowodu osobistego. Po powrocie do Polski dowiedział się, że jego mieszkanie jest już sprzedane. Sprawę zgłosił policji. Po kilku tygodniach odwołał jednak swoje zawiadomienie, najpierw pisząc w liście do policjantów o "rodzinnych nieporozumieniach".
Wkrótce mężczyzna pojawił się też w komendzie policji przy ul. Grenadierów, w towarzystwie warszawskiego mecenasa Marcina K., by osobiście odwołać swoje zeznania. - Wycofuję swoje wcześniejsze zawiadomienia, bo nie mam czasu na takie dyrdymały. Nikt mnie nie zmuszał do wycofania zeznań, podpisywania oświadczeń. Nie wiem, czemu wcześniej zgłaszałem również, że boję się o swoje życie i zdrowie - mówił funkcjonariuszom.
Już wtedy policjanci podejrzewali, że mężczyzna jest zastraszany, a mecenas nie tyle mu pomaga, co go "pilnuje". W dokumentach zapisali, że Michał S. nie potrafi podać nawet kwoty, za jaką miał sprzedać swoje mieszkanie. Ale wobec stanowczej postawy mężczyzny musieli umorzyć postępowanie.
CZYTAJ WIĘCEJ: "PANIE TOMKU, POTRZEBUJĘ PIENIĘDZY, NIE MAM CO JEŚĆ". MIELI TRUĆ, BY ZDOBYĆ MIESZKANIA >>>
Do sprawy wrócił w 2021 roku prokurator Piotr Woźniak. Dowiódł, że podpis Michała S. pod aktem notarialnym sprzedaży mieszkania podrobiono. To wtedy mężczyzna przyznał, że był bity przez braci P. oraz zastraszany: - Zostałem zmuszony biciem do podpisania pełnomocnictw dla tego mecenasa, by pomógł mi wycofać zawiadomienie. Straszyli mnie, że jeżeli cokolwiek zrobię, to oni mnie namierzą, zrobią krzywdę.
Ostatecznie dwóch mecenasów - Marcin K. i Maciej W. - zostało oskarżonych o popełnienie przestępstwa m.in. z artykułów 239 i 245 Kodeksu karnego, które mówią o groźbach bezprawnych wobec stron postępowania, za co grozi do pięciu lat więzienia.
Trzeciemu - Robertowi B. - prokurator zarzucił popełnienie serii przestępstw dotyczących przekroczenia uprawnień przez udział w oszustwie, za co grozi do dziesięciu lat więzienia. Już po tym jak pod koniec ubiegłego roku prokurator zatrzymał go, a następnie sformułował zarzuty karne, Robert B. próbował zostać jeszcze sędzią. Jego aplikacją zajmowała się Krajowa Rada Sądownictwa. W trakcie jej posiedzenia okazało się, że szef okręgowej rady adwokackiej w Warszawie przekazał pisemną informację o zarzutach sformułowanych wobec mecenasa Roberta B. Jak ujawniliśmy na łamach tvn24.pl, rozpatrywanie tej kandydatury odroczyła Krajowa Rada Sądownictwa.
"Zawieszone" postępowania
Mimo że zarzuty wobec mecenasów zostały sformułowane pod koniec ubiegłego roku, to bezproblemowo prowadzą oni nadal swoje kancelarie.
Jeden z nich, Maciej W., zmienił nawet togę adwokacką na radcy prawnego.
- Myślę, że tak jak Robert B., który chciał zostać sędzią, liczył na to, iż zgubi za sobą pogoń. Że zmieniając zawód, uniknie odpowiedzialności dyscyplinarnej - tłumaczy tvn24.pl oficer stołecznej policji.
Jak oficjalnie ustaliliśmy, już pod koniec 2023 roku prokuratura poinformowała o postawieniu zarzutów warszawski samorząd adwokacki. Działa tam rzecznik dyscyplinarny, a także sąd dyscyplinarny - organy samorządu, które mogą nakazać zawieszenie prawa do wykonywania zawodu bądź nawet wydalić z profesji.
"W styczniu tego roku zostało wszczęte dochodzenie dyscyplinarne. Już 29 stycznia rzecznik dyscyplinarna wydała postanowienie o przedstawieniu zarzutów dyscyplinarnych. Wobec braku możliwości dostępu do akt sprawy karnej (której materiał dowodowy jest nieodzowny także na potrzeby postępowania dyscyplinarnego) postanowienie to zostało zawieszone postanowieniem z 21 marca" - przekazał nam Grzegorz Kukowka, rzecznik prasowy Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie.
Podobnie postępowanie dyscyplinarne wobec Roberta B. jest aktualnie "zawieszone".
Ścisła tajemnica radców prawnych
Inna jest sytuacja Macieja W., który zmienił adwokacką togę na radcowską. Co ciekawe, Okręgowa Izba Radców Prawnych odmówiła redakcji tvn24.pl przekazania jakichkolwiek informacji o działaniach dyscyplinarnych wobec swojego członka. Stało się tak, choć rozwiązania prawne dotyczące adwokatów są takie same, jak radców.
"Udostępniania informacji w przedmiocie zarówno postępowań sprawdzających jak i dochodzeń, które na etapie procedowania przed Rzecznikiem są sprawami 'w toku' - czyli nie są prawomocnie zakończone, nie można uznać za dopuszczalne" - to fragment odpowiedzi, którą przesłał nam Bartosz Miszewski, rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie.
Od adwokatów z kolei słyszeliśmy początkowo, że nie ma mowy o zawieszeniu w prawie do wykonywania zawodu.
- Rozumiem, że podejrzenie o pracę adwokatów dla grupy morderców może być szokujące dla opinii publicznej. Ale trzeba pamiętać o prawach podejrzanych. Musimy poczekać na wyroki sądu, prawomocne - przekonywał autora publikacji jeden z członków samorządu.
- Ale w polskich warunkach prawomocny wyrok może zapaść dopiero za 7-9 lat - argumentowaliśmy.
- Możliwe, ale nie ma wyjścia - padła odpowiedź.
Przypomnijmy, jakie są w Polsce prawa podejrzanych - do momentu prawomocnego skazującego wyroku sądu, nawet z zarzutami i aktem oskarżenia, jest się osobą niewinną.
Zdarza się jednak, że w sprawach szczególnie bulwersujących sądy dyscyplinarne wydają decyzje o zawieszeniu prawa wykonywania zawodu przez adwokatów jeszcze przed prawomocnymi wyrokami.
I tak na przykład w grudniu 2022 roku łódzki sąd dyscyplinarny zawiesił adwokata Pawła K., który zbulwersował opinię publiczną wypowiedziami po spowodowanym przez siebie wypadku. "To była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach i dlatego te kobiety zginęły" - ogłosił w filmiku, który sam zamieścił w sieci. W ten sposób tłumaczył sytuację, w której prowadząc nowego mercedesa, spowodował wypadek, w którym zginęły dwie kobiety podróżujące leciwym Audi 80.
Prawników wykonujących zawody takie jak radcy prawnego czy adwokata obowiązują również kodeksy etyczne. Dlatego w marcu 2022 roku Sąd Najwyższy podtrzymał karę zawieszenia w prawie wykonywania zawodu orzeczoną przez sądy dyscyplinarne wobec adwokat, która podczas widzenia w więzieniu uprawiała seks ze swoim klientem.
Adwokaci będą jednak zawieszeni?
W ostatni piątek października skontaktował się z dziennikarzem tvn24.pl rzecznik dyscyplinarny warszawskich adwokatów mecenas Anna Mika-Kozak. Poinformowała, że już zapoznała się z aktem oskarżenia wobec trzech mecenasów (z których jeden jest dzisiaj radcą prawnym).
- Zwrócę się do sądu dyscyplinarnego o zawieszenie ich prawa do wykonywania zawodu - przekazała nam.
Zgodnie z ustawą o adwokaturze wspomniany sąd również tworzą sami adwokaci. Na razie nie wiadomo, kiedy dokładnie sprawa dwóch mecenasów trafi na wokandę.
Fakt, że trzech warszawskich adwokatów prokuratura oskarżyła o pracę dla grupy przestępczej ujawniliśmy w tvn24.pl na początku października.
Od czasu gdy mieli pomagać "gangowi trucicieli" w zdobywaniu mieszkań ofiar, jeden z adwokatów został radcą prawnym, a drugi próbował zostać sędzią.
- Myślę, że liczyli na to, iż zgubią za sobą pogoń. Że zmieniając zawód, unikną odpowiedzialności dyscyplinarnej - tłumaczy nam oficer stołecznej policji.
Dwaj adwokaci wciąż prowadzą swoją praktykę mimo postawionych zarzutów w postępowaniu dyscyplinarnym, a rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie nie chce udzielać tvn24.pl żadnych informacji o radcy prawnym.
Autorka/Autor: Robert Zieliński / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Voy/Alamy/PAP