Kobieta, która podróżując z rodziną wjechała pod pociąg na przejeździe w miejscowości Pniewite, wcześniej bezskutecznie walczyła o ustawienie tam sygnalizacji świetlnej. W wypadku zginęło dwoje jej dzieci, ona sama walczy w szpitalu o życie.
W środę po południu czteroosobowa rodzina wyjeżdżała na długi weekend. Odjechali zaledwie kilkaset metrów od domu. Auto na niestrzeżonym przejeździe w Pniewitem (woj. kujawsko-pomorskie) zderzyło się szynobusem. Dzieci - 3-letnia dziewczynka i 6-letni chłopiec - zginęły na miejscu. Rodzice trafili do szpitala.
Miejsce, gdzie doszło do wypadku jest odpowiednio oznakowane. Przed przejazdem stoi znak "stop". Okoliczni mieszkańcy uważają jednak, że to bardzo niebezpieczne miejsce.
Od strony posesji rodziny, która miała wypadek, jest górka i łuk, nie widać nadjeżdżającego pociągu. Nie ma też rogatek.
Negatywna odpowiedź
Jak powiedział sołtys miejscowości Pniewite Andrzej Grędzicki, w marcu 2014 roku pisał do kolei, aby zainstalowali sygnalizację świetlną, ale nie otrzymał odpowiedzi.
W sprawę angażowała się także poszkodowana kobieta. - W maju pani Kamila zebrała kilkanaście podpisów i wysłała pismo. Otrzymała negatywną odpowiedź. To naprawdę coś niedobrego - powiedział sołtys.
Kolej uważa, że droga prowadzi do kilku gospodarstw, ruch jest mały, więc nie ma potrzeby, by zmieniać coś na przejeździe.
- Bardzo wnikliwie przeanalizowaliśmy sytuację, która tam panuje, sprawdziliśmy warunki na przejeździe oraz ruch samochodów, który tam się odbywa. Odpisaliśmy na pismo (mieszkańców - red.), udzielając informacji, że ten przejazd jest bezpieczny i prawidłowo oznakowany - powiedział Karol Jakubowski z PKP PLK.
Dodał, że przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa i dostosowania się do przepisów ruchu drogowego przejazd jest w stu procentach bezpieczny.
Autor: mac//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24