Wiceminister obrony Cezary Tomczyk poinformował w Sejmie, że w związku ze sprawą zagubionych w ubiegłym roku ponad 200 min przeciwpancernych wyciągnięto "surowe konsekwencje". Przekazał, że miny były transportowane w stanie nieuzbrojonym. - Od samego początku w każdej z tych spraw był informowany Zwierzchnik Sił Zbrojnych, czyli pan prezydent Andrzej Duda - podkreślił.
W styczniu media informowały, że latem ubiegłego roku w trakcie rozładunku pociągu z wojskowym sprzętem pod Szczecinem żołnierze nie wyładowali całości transportu. W efekcie pozostawione w pociągu miny przeciwczołgowe "pojechały dalej w Polskę", ostatecznie miały zostać odnalezione w magazynie firmy IKEA.
Na początku wznowionego w czwartek posiedzenia Sejmu poseł PiS Andrzej Śliwka zapytał przedstawicieli Ministerstwa Obrony Narodowej m.in., dlaczego opinia publiczna dowiedziała się o sprawie z doniesień medialnych, a nie bezpośrednio od resortu.
Odpowiedział mu wiceszef MON Cezary Tomczyk. - W lipcu 2024 roku osoby odpowiedzialne za rozładunek i przyjęcie środków bojowych na ewidencję nie zameldowały o fakcie braku mienia swoim przełożonym. Wcześniej jeden z żołnierzy złożył meldunek o zrealizowaniu transportu, nie stwierdzając żadnych nieprawidłowości i tym samym poświadczając nieprawdę - wskazał.
Z jego relacji wynika, że w dniach 12-16 lipca osoby odpowiedzialne za transport rozpoczęły poszukiwania we własnym zakresie bez powiadomienia o sprawie przełożonych. Jak dodał, miny były transportowane w stanie nieuzbrojonym, zgodnie z obowiązującą procedurą. - Od samego początku w każdej z tych spraw był informowany Zwierzchnik Sił Zbrojnych, czyli pan prezydent Andrzej Duda - powiedział.
Wydano polecenie "wyciągnięcia surowych konsekwencji"
Tomczyk przekazał, że nieprawidłowości w transporcie zostały wykryte przez Centrum Operacyjne Ministra Obrony Narodowej, a informacja ta została przekazana do Inspektoratu Wsparcia.
- Wtedy rozpoczęto kontrolę, powołano komisję w pierwszym i w drugim RBLogu (Regionalnej Bazie Logistycznej - red.) i stwierdzono nieprawidłowości w przekazaniu i przechowywaniu środków bojowych. Niezwłocznie o powyższym zostały powiadomione wszystkie właściwe organy, zarówno nadzorcze, Żandarmeria Wojskowa, jak i Służba Kontrwywiadu Wojskowego - zapewnił wiceszef resortu.
Podkreślił, że szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz wydał wówczas polecenie "wyciągnięcia surowych konsekwencji" oraz zmiany procedur. Dodał, że "doszło też do szeregu szkoleń i do sprawdzenia wszystkich stanów magazynowych w tym zakresie".
Po doniesieniach medialnych w sprawie zagubionych min MON poinformowało 9 stycznia 2024 roku, że gen. dyw. Artur Kępczyński został odwołany ze stanowiska szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych przez ministra obrony. Nie podano powodów tej decyzji, jednak według doniesień medialnych dymisja miała związek z zaginięciem min. Nowym szefem Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych został gen. bryg. Dariusz Mendrala.
Zarzuty dla żołnierzy
Zastępca prokuratora okręgowego do spraw wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu płk Bartosz Okoniewski informował, że w sprawie zaginięcia min od sierpnia ubiegłego roku prowadzone jest śledztwo. Wyjaśnił wtedy, że zarzuty w tej sprawie przedstawiono czterem osobom: trzem żołnierzom ze składu materiałowego Mosty (woj. zachodniopomorskie) i jednemu żołnierzowi ze składu materiałowego Hajnówka (woj. podlaskie). Dotyczą one - jak wyjaśniał prokurator - "braku nadzoru nad mieniem wojskowym w postaci min".
Pułkownik Okoniewski wskazał, że dwóch z podejrzanych to oficerowie, a dwaj pozostali to podoficerowie. Niektórzy przyznali się do zarzucanego im czynu. Wszyscy są wojskowymi w służbie czynnej. Poinformował, że sprawa dotyczy łącznie 240 min znajdujących się w kilku skrzyniach, a wszystkie zostały odzyskane. Wyjaśnił również, że "dopiero po pewnym czasie zorientowano się, że nie wszystko zostało przyjęte".
Okoniewski powiedział, że 240 min znajdowało się w jednym wagonie, który trafił na bocznicę kolejową przy magazynie firmy IKEA. Jak dodał, ładunek z minami odkrył pracownik PKP Cargo. "Gdy dokonywał kontroli to stwierdził, że coś jeszcze jest w jednym z wagonów. A po prostu IKEA chciała z nich (wagonów - red.) skorzystać i poprosiła o ich opróżnienie, no i pojawił się problem" - wskazał.
Zgodnie z Kodeksem karnym żołnierzowi, który nie dopełniając obowiązku lub przekraczając uprawnienia w zakresie ochrony lub nadzoru nad bronią czy amunicją powoduje choćby nieumyślnie ich utratę, grozi kara aresztu wojskowego albo pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24