- W każdym województwie miejsc do kwarantanny jest kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt na kilka tysięcy osób - zapewnił w programie "Świat" Krzysztof Dąbrowski, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Andrzej Wojtczak, przewodniczący Rady Sanitarno-Epidemiologicznej, przekonywał z kolei, że jeśli w Polsce rzeczywiście doszłoby do zagrożenia ebolą, decydującą rolę może odegrać czynnik ludzki.
Konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych prof. Andrzej Horban zaalarmował w piątek, że polskie szpitale nie są przygotowane do walki z ewentualnymi przypadkami eboli. Wywołało to lawinę komentarzy ekspertów oraz zapewnienia ze strony Ministerstwa Zdrowia, że polskie placówki "merytorycznie są gotowe" do takich wypadków.
W programie "Świat" na antenie TVN24 Biznes i Świat Krzysztof Dąbrowski, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego, zapewnił, że w Polsce opracowane są procedury na każdą ewentualność zetknięcia się z ebolą.
Jak wyjaśnił, w przypadku gdy do szpitala zgłosi się chory z objawami eboli, trafia pod opiekę odpowiednio przeszkolonych służb medycznych. Następnie szpital powiadamia powiatowy sanepid, który stara się m.in. dotrzeć do osób mających styczność z pacjentem. W zależności od sytuacji wojewoda może podjąć decyzję o wprowadzeniu stanu epidemii.
Dąbrowski dodał, że lekarz, który zdiagnozował ebolę u pacjenta, ma obowiązek niezwłocznie powiadomić sanepid. Jak zapewnił, uruchomienie procedury powinno być "kwestią godzin".
Czynnik ludzki najważniejszy?
Andrzej Wojtczak, przewodniczący Rady Sanitarno-Epidemiologicznej, podkreślił, że wszelkie prowadzone w tej chwili rozważania są czysto teoretyczne, bo w Polsce zagrożenie na razie nie występuje.
- Lekarze specjaliści chorób zakaźnych są do tego przygotowywani, zdają specjalizację, szkolą się. Personel powinien być przeszkolony. Problemem jest to, że zawsze w takiej sytuacji rolę odegra czynnik ludzki. Mogą być procedury, ale będą decydowali ludzie - zaznaczył Wojtczak.
Eksperci zastanawiali się również, jakie działania mogłyby zwiększyć bezpieczeństwo np. na lotniskach.
Dąbrowski powiedział, że dobrym pomysłem byłoby przeprowadzanie ankiet wśród pasażerów przylatujących do Polski.
- Nasze lotnisko organizuje spotkanie z przewoźnikami, aby stworzyć bazę danych pasażerów, którzy wracają - nawet z przesiadką - z krajów ogarniętych epidemią - powiedział.
Dąbrowski zapewnił także, że gdyby w Polsce pojawił się pacjent zarażony ebolą, zostałby hospitalizowany, a osoby, które miały z nim kontakt - mogłyby zostać poddane kwarantannie.
- W każdym województwie miejsc do kwarantanny jest kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, na kilka tysięcy osoļb. W razie epidemii miejsca takie wyznacza wojewoda - wyjaśnił.
Autor: kg/kka / Źródło: TVN24 Biznes i Świat