Kładka nad Wisłokiem, łącząca Rzeszów z gminą Boguchwała, przypomina raczej konstrukcje rodem z Ameryki Południowej niż ze środka Europy. Co więcej, jest w tak fatalnym stanie, że trzeba ją rozebrać, bo mieszkańcy, dla których jest ona jedyną drogą, codziennie ryzykują na niej życie. Tymczasem urzędnicy nie przyznają się do kładki, przerzucając się korespondencją.
Kładka na Wisłoku ma już ponad 60 lat. Od kilku lat nikt jej nie remontuje. W zeszłym roku na kładce pojawił się inspektor nadzoru budowlanego. Przetarł oczy ze zdumienia i po wstępnych oględzinach zakazał wstępu na kładkę.
- Zabezpieczyliśmy ją w sposób trwały, została zaspawana. Powstała przeszkoda trudna do usunięcia - mówi Tadeusz Setuszyn z Urzędu Miasta Boguchwała.
Ale nie dla mieszkańców, którzy omijają metalową zaporę na kładce, przechodząc pod nią. Kładka to bowiem wygodny skrót, a alternatywy nie ma.
- Tu nie ma żadnego mostu. Może dopiero tam aż na Siedliskach? - mówi Maria Żarów, mieszkanka Boguchwały
Nieszczęściem kładki nie jest tylko jej konstrukcja. Problem leży w kwestii geograficzno–administracyjnej. Z jednej strony teren należy do gminy Boguchwała, z drugiej - brzeg to już własność Rzeszowa.
- Przede wszystkim prawnie nie mamy takiej możliwości, żeby tą kładkę utrzymywać, z tej prostej przyczyny, że nie należy ona do nas - mówi Maciej Chłodnicki z Urzędu Miasta w Rzeszowie.
Tymczasem kładkę trzeba remontować, odśnieżać, utrzymywać, a chętnych na to nie ma. - Żadna z gmin, zarówno gmina Boguchwała jak i Rzeszów, nie przyznają się do jej budowy - przyznaje Tadeusz Setuszyn z Urzędu Miasta Boguchwała
Mandat za kładkę
Chłodnicki przypomina, że sąd określił, iż kładka należy do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. Sprawa oparła się o wymiar sprawiedliwości, kiedy strażnik miejski z gminy Boguchwała prosił o wylegitymowanie się dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, żeby mu wręczyć mandat za niewłaściwe utrzymanie kładki.
Dyrektor odmówił przyjęcia mandatu, twierdząc, że kładka do niego nie należy. - Ta kładka ma z nami tyle wspólnego, że po prostu wisi nad rzeką Wisłok, która jest w naszej administracji. Nawet nie zahacza o nasz grunt - stwierdza Tomasz Sądag z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie.
Sprawa trafiła więc do sądu. I sędzia dyrektorowi zasądził mandat – 500 złotych.
Radość urzędników z pozbycia się problemu nie trwała długo, bo RZGW odwołało się od decyzji sądu. Jeśli kładka nad Wisłokiem należałaby do Zarządu Gospodarki Wodnej, byłaby to jedyna taka kładka w całej Polsce.
Urzędnicy, mimo niechęci do kładki, zebrali już fundusze na jej remont i próbują się dogadać. Jaki będzie jej los, na razie nie wiadomo.
- Może nie kładka, spróbujemy np. wspólnie wybudować most i wtedy mógłby odbywać się ruch nie tylko pieszy ale i samochodowy - mówi Tadeusz Setuszyn z Urzędu Miasta Boguchwała.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24