W żadnym z ośmiu bydgoskich szpitali nie znalazło się wolne miejsce na oddziale intensywnej terapii, gdzie mogła dostać na czas odpowiednią opiekę. 18-letnia Darii z zespołem Downa zmarła w wyniku ostrej niewydolności oddechowej, a ostatnimi, którzy udzielali jej pomocy byli lekarze ze szpitala w Chełmnie położonego 50 km od stolicy województwa. Dlaczego? NFZ i prokuratura badają sprawę.
Daria zachorowała kilka dni temu. Gdy pojawiła się wysoka gorączka, lekarz-pediatra pracujący w Domu Pomocy Społecznej "Słoneczko", gdzie dziewczyna mieszkała, zdecydował, że trzeba wezwać pogotowie.
W ciężkim stanie
Telefon wykonano niezwłocznie i szybko przyjechała karetka. Dziewczynka trafiła do Centrum Pulmonologii "w stanie bardzo poważnym, ciężkim" - jak stwierdził dyr. medyczny placówki, dr Lech Reichert.
Darię przebadało trzech lekarzy, w tym pulmonolog i wspólnie stwierdzili oni, że dziewczynce "jest potrzebna hospitalizacja, ale w warunkach intensywnej opieki".
W tym szpitalu wolnych łóżek na intensywnej terapii jednak nie było. Na co dzień jest ich tam sześć - wszystkie wyposażone w specjalistyczną aparaturę, ale - według dyr Reicherta - wszystkie były zajęte.
Osiem szpitali, miejsce w innym mieście
Lekarze na miejscu w tej sytuacji poinformowali więc centrum zarządzania kryzysowego, które w takich wypadkach wskazuje ratownikom kolejne miejsce, do którego powinni jechać z chorym, a także wszystkie inne miejsca, gdzie pacjent może liczyć na przyjęcie.
Okazało się, że w ośmiu szpitalach w prawie 400-tysięcznej Bydgoszczy nie ma ani jednego wolnego miejsca na intensywnej terapii. W tej sytuacji zdecydowano o transporcie Darii do kilkunastotysięcznego Chełmna, oddalonego od Bydgoszczy o 50 km.
Dr Robert Goch, ordynator na oddz. intensywnej terapii miejscowego szpitala, powiedział, że stan 18-latki w momencie jej pojawienia się w placówce był krytyczny. - Po kilkudziesięciu minutach reanimacji zmarła - wyjaśnił.
NFZ i prokuratura badają sprawy odddzielnie
Tragedii postanowił się przyjrzeć NFZ w woj. kujawsko-pomorskim. W całej Bydgoszczy jest bowiem 90 łóżek na intensywnej terapii, ponad połowa dostępnych w całym województwie. NFZ twierdzi, że środki na utrzymanie tych oddziałów rosną, dlatego śmierć 18-latki, dla której nie było miejsca "dziwi".
Agnieszka Probant, zastępczyni dyrektor ośrodka, w którym żyła Daria "boi się" teraz kolejnej podobnej sytuacji, bo m.in. pod jej opieką jest kilkadziesiąt osób niepełosprawnych, którym w wypadku nagłego pogorszenia zdrowia należy udzielać natychmiastowej opieki.
O wyjaśnienie przyczyn nieudzielenia pomocy 18-letniej Darii na czas poprosił też prezydent Bydgoszczy, a prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Autor: adso/jaś / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV