Sędzia Janusz K. został zatrzymany w 2008 r. i oskarżony o łapówkarstwo. Proces jednak wciąż się nie skończył, więc K. dalej pobiera pensję: około sześciu tysięcy miesięcznie. "Uwaga!" otrzymała dostęp do nagrań rozmów prowadzonych przez sędziego i przedsiębiorcę z Kościerzyny Mariana T. Mężczyzna twierdzi, że przez dziesięć lat opłacał K. w zamian za wydawanie korzystnych wyroków.
Sędzia Janusz K. to były przewodniczący Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Kościerzynie (woj. pomorskie). Mimo poważnych oskarżeń, jakie na nim ciążą, wciąż jest zatrudniony przez sąd.
Jest zawieszony w pełnieniu obowiązków, jednak wciąż pobiera obniżone o 35 proc. wynagrodzenie: około sześciu tysięcy złotych miesięcznie. Z informacji udzielonych przez sąd w Kościerzynie wynika, że na pensję K. przeznaczono do tej pory ponad pół miliona złotych.
"On nic za darmo nie robi"
Początki sprawy sięgają lat 90., kiedy początkujący przedsiębiorca z Kościerzyny, Marian T., sprowadził z Niemiec transport margaryny. Zaniżył wartość towaru, został oskarżony i skazany na karę trzech i pół roku bezwzględnego więzienia. Wtedy właśnie poznał sędziego K.
- Sędziemu płaciłem po wyroku w 1998 r. - wspomina w rozmowie z reporterem "Uwagi!" TVN.
- Spotkał się ze mną i powiedział, że sprawę załatwi. "Dasz trzydzieści pięć tysięcy i będziesz miał sprawę rozwiązaną, dostaniesz wyrok najwyżej w zawiasach jakiś” - relacjonuje słowa sędziego.
- Po dwóch, trzech latach dostałem pismo, że mam iść siedzieć. Więc poszedłem do tego sędziego z tym pismem. Sędzia powiedział, że on nic nie robi za darmo, to się nie da tak i trzeba dalej płacić - opowiada.
"Pójdzie pan siedzieć"
Z nagranych rozmów prowadzonych przez Janusza K. i Mariana T. wynika, że sędzia bezwzględnie domagał się kolejnych wpłat.
SĘDZIA: Pan mnie traktuje jak adwokata, który chce od pana wyciągnąć pieniądze. SKAZANY: Ja jak mówię, słuchaj pan, czy ja panu kiedyś nawa… SĘDZIA: Chodzi pan na wolności od tylu lat. SKAZANY: Czy ja panu kiedyś nawaliłem? SĘDZIA: Jeszcze pan sugerował ostatnio, kurde, że pan się nie da zrobić w konia czy coś takiego. Wszystkiego mi pan nie dał ostatnio, wszystkich pieniędzy SKAZANY: No przecież ja mówię, że przywiozę przecież SĘDZIA: Ja z panem muszę rozmawiać krótko po prostu, ja nie będę dyskutował. Jak pan chce, może pan iść do adwokata. SKAZANY: Ale co to mi adwokat da, mnie adwokat nic nie da. SĘDZIA: Pójdzie pan siedzieć.
Pomimo prawomocnego wyroku skazującego Mariana T. na bezwzględne więzienie, mężczyzna nie trafił do zakładu karnego. Sędzia Janusz K. odraczał wykonanie kary. Według przedsiębiorcy, za każde takie odroczenie otrzymywał łapówkę. W zamian miał podejmować korzystne dla skazanego decyzje, a także udzielać porad dotyczących dokumentacji, jaką ma przygotować, żeby skutecznie uniknąć więzienia. T. twierdzi, że łapówki przekazywał m.in. w domu sędziego, w jego gabinecie czy na parkingu z tyłu budynku sądu.
Nawet sto tysięcy złotych
Konkubina Mariana T., która zeznała przed sądem, że "parę razy" zaniosła pieniądze oskarżonemu sędziemu, ocenia, iż w sumie T. mógł przekazać K. nawet sto tysięcy złotych.
- Według mnie, rocznie było przekazywanych dziesięć tysięcy - szacuje przedsiębiorca. - Przeważnie to było na Gwiazdkę i na wakacje - wyjaśnia.
- Non stop brałam pożyczki, gdyż oskarżony (sędzia Janusz K.) domagał się ciągle pieniędzy - zeznawała konkubina T. - Brałam je po to, żeby mieć na życie lub na ubrania dla dzieci, ponieważ zarobek mojego konkubenta szedł na pieniądze dla oskarżonego (...) Stres, nerwy, brak pieniędzy (...) Konkubent zanosił pieniądze oskarżonemu, gdyż on mówił, że sprawę załatwi, a ciągle się to powtarzało. To samo w kółko tak - wspominała.
- On po prostu z sądu zrobił sobie prywatną inicjatywę - podkreśla w rozmowie z reporterem Marian T. - On był tak bezczelny, w tak bezczelny sposób się zachowywał, że nie miałem wyjścia, bo dzwonił i mówił: "Dawaj pieniążki, bo pójdziesz siedzieć". A ja, nie mając wyjścia, musiałem dawać - dodaje.
W 2008 r. zdecydował się jednak na współpracę z policją. Umówił się z sędzią, by wręczyć mu zapłatę za kolejny, wydany kilka godzin wcześniej, korzystny wyrok. Gdy tylko skończył rozmowę z K., do akcji wkroczyli funkcjonariusze.
Sędziego chronił immunitet, więc dopiero po kilku miesiącach można było postawić zarzuty korupcyjne. Janusz K. został zawieszony w pełnieniu obowiązków. Mimo że istniała taka możliwość, rzecznik dyscyplinarny nie zdecydował się na skierowanie do sądu wniosku o usunięcie z zawodu sędziego.
Problemy sędziego z przygotowaniem mowy końcowej
Proces jednak się ciągnie. Początkowo zwolnienia lekarskie przedstawiał mężczyzna oskarżony o pośredniczenie w żądaniu łapówki od innego podsądnego. Później kłopoty ze zdrowiem pojawiły się u oskarżonego sędziego. Wreszcie, kiedy zapadł wyrok skazujący, uchylił go sąd wyższej instancji. Powodem było zbyt szybkie zamknięcie rozprawy i brak czasu na przygotowanie przez oskarżonego Janusza K. mowy końcowej. Teraz sprawa toczy się od początku.
- Oskarżony być może wykorzystuje wszystkie możliwości obrony, ale ma do tego prawo. Nikt mu tego nie może zabronić, że korzysta ze swojego prawa do obrony - wyjaśnia Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Tomasz Adamski z Sądu Okręgowego w Gdańsku potwierdza, że Janusz K. wciąż pobiera pensję.
- Sąd, orzekając w tej sprawie, zgodnie z przepisami mógł obniżyć wynagrodzenie. Skorzystał z tej możliwości i obniżył je o 35 proc. - tłumaczy.
- Jest takie założenie, że ten sędzia, jak każdy obywatel, chroniony jest domniemaniem niewinności zaznacza. - On na razie skazany nie został. Zapadł wyrok skazujący, ale został uchylony. Czyli jest to osoba do tej pory niekarana. Dopóki nie zostanie odsunięty z zawodu, zapewne będzie to wynagrodzenie otrzymywał - dodaje.
Autor: kg/kk / Źródło: UWAGA!TVN