W niewielkiej miejscowości na Dolnym Śląsku na siedmioletniego Igora zawaliła się ściana nieużywanego budynku. Budynek stał w ogólnodostępnym miejscu, ucierpieć mógł każdy. Teren był pod zarządem Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Kto weźmie odpowiedzialność za ten wypadek?
Niedziela, połowa października. Jeden z ostatnich pięknych jesiennych dni. Po południu dwóch siedmioletnich chłopców idzie pobawić się na sąsiednie podwórko.
"Cały czas stoi mi to przed oczami"
Irena Baranowska, babcia Igora przyznaje, że dzieci często wychodziły tam pobiegać czy pojeździć na rowerze. - Nie można dziecka uwiązać - mówi. Igor tym razem na podwórko wyszedł z innym kolegą. - Nie minęło jakieś 15 minut, jak przybiegł ten Dawid - mówi dziadek chłopca, Stanisław Baranowski. Zaraz potem dowiedzieli się, że Igor został przygnieciony przez mur.
- Ta ściana leżała, a pod tą ścianą widziałam nogi Igorka. Tylko było widać buty i troszkę nóżki - mówi babcia chłopca. - Cały czas przed oczami to wszystko mam, po nocach spać nie mogę - dodaje matka Igora, Monika Kostencka, która jako jedna z pierwszych osób była na miejscu.
Odkopać Igora pomagał jeden z mieszkańców Boguszowa-Gorców, Emil Woźniakiewicz, który pracował w górnictwie. - Widziałem, że sytuacja jest bardzo poważna, że ten głaz leży mu na głowie. Trzeba było szybko reagować. Szła grupka młodych ludzi. Dzięki tym ludziom unieśliśmy ten głaz do kolana i przerzuciliśmy - relacjonuje mężczyzna.
Chłopiec natychmiast trafił do szpitala.
- Dziecko było w stanie ciężkim, niewydolne oddechowo, wymagające mechanicznej wentylacji. Urazów wewnętrznych nie stwierdzono, jest uraz powłok czaszki - mówi Waldemar Gołębiowski z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Potwierdza, że mogło być zagrożone życie chłopca. - Na szczęście nie było skutków związanych z centralnym układem nerwowym - dodaje.
"Sam z siebie się budynek nie przewraca"
Ściana, o której mowa, to część starej, nieużywanej latryny. Ten niewielki obiekt stał na podwórku jednego z domów.
- Myśmy to zgłaszali, jak było zebranie, żeby to rozebrać - mówi Elżbieta Grabczyk, mieszkanka okolicy. Przyznaje, że oficjalnych wniosków jednak nie było. Teren, na którym wydarzył się ten groźny wypadek, należy do wspólnoty mieszkaniowej składającej się z kilku starszych osób. Zarządza nim Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Do obowiązków zarządcy należy miedzy innymi zapewnienie bezpieczeństwa użytkowania nieruchomości.
- Sam z siebie się budynek nie przewraca - tłumaczy Łukasz Szpinek, prezes zarządu ZGM w Boguszowie-Gorcach, ale zaznacza, że nikogo nie posądza o to, że zadziałał siłą, by doszło do zawalenia. Dodaje, że nie dotarły do niego sygnały od mieszkańców, którzy mieliby zwracać się o rozbiórkę.
Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się od prezesa ZGM, czy stan techniczny latryny był zgodnie z prawem kontrolowany. Okazuje się jednak, że istnieje pewien interesujący dokument dotyczący tej budowli. Pochodzi sprzed 10 lat. Opisuje on zły stan techniczny budynku i zaleca jego rozbiórkę. ZGM nie zdecydował się jednak rozebrać starej latryny, ani jej naprawić. Tuż obok miejsca, gdzie na dziecko zawaliła się ściana, stoją podobne, niewielkie komórki, również w fatalnym stanie technicznym.
- Tu (ludzie - red.) mają komórki. To się niedługo przewróci - pokazuje jeden z sąsiadów.
- To jest komórka przy Tragutta 17 i w tej chwili są podjęte czynności, ta komórka jest rozbierana - mówi Łukasz Szpinek.
I rzeczywiście. Dokładnie dzień po naszej pierwszej wizycie na miejscu, rząd zrujnowanych, grożących zawaleniem komórek w ekspresowym tempie zostaje rozebrany.
Ustalenia prokuratury
Postępowanie w sprawie zawalenia się budynku na chłopca prowadzi prokuratura.
- Formalnie ta komórka miała być nieużytkowana. Podczas gdy co niektórzy lokatorzy z tego budynku wskazują, że w budynku zostały umiejscowione kartki z odciskiem pieczątek ZGM-u, wskazujące, że właśnie mają korzystać z tych komórek na zewnątrz. To prokurator musi wyjaśnić - mówi o ustaleniach śledczych Marcin Witkowski z Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu. Dodaje, że dotychczas zgromadzony materiał dowodowy wskazuje na to, że do zawalenia się budynku przyczynił się przede wszystkim jego zły stan techniczny.
Kilka dni po wypadku Igor został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej. Gdy przeniesiono go na oddział chirurgii, matka zauważyła, że syn ma problemy z poruszaniem ręką. Okazało się, że dziecko nie ma czucia w kciuku. Jego ogólny stan jest już jednak dobry.
Autor: red. / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN