Błędem było to, że autokary wiozące kibiców dwóch drużyn zatrzymały się tak blisko siebie, ale reakcja policji była bardzo szybka - tak były rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski komentował w TVN24 sobotnią ustawkę i bójkę pseudokibiców przy autostradzie A1. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
- Zatrzymują się autokary, dochodzi do pierwszego ataku agresji i już są policjanci. I to jest akurat bardzo dobre - ocenił Sokołowski, komentując szybką reakcję policji na starcie kibiców na A1.
- Nie sądzę, żeby tu zabrakło wymiany informacji między policjantami, dlatego że gdyby tej wymiany informacji nie było, to nie byłoby tak szybkiej interwencji policyjnej - stwierdził były rzecznik KGP.
"To są naprawdę bardzo trudne sytuacje"
Podkreślił jednocześnie, że można zadawać sobie pytania, dlaczego autostrada była przez kilka godzin zablokowana i dlaczego nikt nie został zatrzymany. - Pamiętajmy, że mamy do czynienia z grupą ludzi, która nie współpracuje z policją, z grupą bardzo hermetyczną - wyjaśniał Sokołowski. - Nawet jeśli dochodzi do pobicia (...), oni [kibice - przyp. red.] najczęściej nie chcą współpracować z policją.
- To są naprawdę bardzo trudne sytuacje, a policjanci mają udokumentować to, wylegitymować wszystkich, nagrać wszystkich i ewentualnie potem starać się ustalić - także metodami operacyjnymi - co się wydarzyło i kto jaką rolę odgrywał - wyjaśnił.
Sokołowski podkreślił, że błędem było to, że autokary z kibicami dwóch drużyn zatrzymały się w jednym miejscu. Zwrócił jednak uwagę na to, że autokary jednej z drużyn zatrzymały się bezpośrednio na autostradzie. - Trudno jest sobie wyobrazić sytuację, że policjant będzie wpływał na kierującego autokarem, który zatrzymuje się w danym momencie - dodał.
"Czasem dyskretne przyglądanie się, czasem radiowóz"
Pytany o kulisy zabezpieczania przez policję przejazdu autokarów z kibicami, Sokołowski powiedział, że działania dopasowuje się do konkretnej sytuacji. - Czasami jest to takie dyskretne przyglądanie się temu, co się dzieje, czasami rzeczywiście jest radiowóz, który jedzie po jednej i po drugiej stronie [autokaru - przyp. red.] - wyjaśnił. - Ale też ten radiowóz nie może być czymś, co będzie dawało de facto oprawę takim ludziom, co będzie ich nobilitowało.
I podkreślił: - Jeśli jest jakaś informacja o tym, że może dojść do ustawki, że ci kibice mogą się skonfrontować, to jedzie się obok, za nimi, przed nimi w takiej odległości, że można szybko ewentualnie interweniować.
Sokołowski wyjaśnił, że jeżeli policja interweniowałaby wcześniej, to jej działania zostałyby przez środowiska kibicowskie określone mianem "brutalnej prowokacji policyjnej".
Policjanci użyli gazu łzawiącego i broni gładkolufowej
W starciach, do których doszło w sobotę przed południem, uczestniczyły grupy pseudokibiców Stali Stalowa Wola i Górnika Zabrze, które zmierzały autostradą A1 na mecze swoich drużyn do Stargardu i Gdańska.
Kibice ze Stalowej Woli jadący dwoma autokarami wjechali na MOP w Krzyżanowie Wschodzie, gdzie pojawiło się sześć autokarów kibiców z Zabrza. Tam doszło do konfrontacji, jednak sytuacja została szybko opanowana przez będących w pobliżu funkcjonariuszy policji.
Policjanci użyli gazu łzawiącego i broni gładkolufowej na gumowe kule. W wyniku starć trzy osoby zostały lekko poszkodowane. Przewieziono je do szpitali w Kutnie i Łodzi. Mają one zostać przesłuchane.
Na miejscu policja wylegitymowała i sprawdziła około 400 osób. Nikt nie został zatrzymany. Przez kilka godzin autostrada A1 w kierunku Gdańska była zablokowana.
Prokuratura wyjaśnia, jak doszło do samego starcia pseudokibiców, bada także interwencję policji.
Autor: pk//now / Źródło: tvn24,PAP