Marek Ungier broni się przed zarzutami o przywłaszczenie 100 tysięcy złotych, które miały pójść na kampanię prezydencką Aleksandra Kwaśniewskiego: - To kompletna głupota, z którą - jak to z głupotą - ciężko jest walczyć. Nawet mnie nie przesłuchano w tej sprawie. Nie pojmuję tego - zaznacza. I dodaje, że po przesłuchaniu "powie, co o tym myśli".
Jak nieoficjalnie dowiaduje się TVN24, do przesłuchania Ungiera dojdzie jeszcze w tym miesiącu - 29 czerwca. Pismo już zostało wysłane.
Były szef gabinetu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z niecierpliwością czeka na rozmowę z prokuratorem, bo - jak podkreśla - do tej pory do takiej nie doszło. - Prokurator postawił mi od razu zarzuty, nie przesłuchał mnie. Pomimo pewnych zalet mojej percepcji nie pojmuje tego - mówi Ungier w TVN24.
Liczy na "przyzwoitość" śledczych
O sprawie na razie szczegółowo mówić nie chce, bo czeka na spotkanie ze śledczymi. - W przeciwieństwie do niektórych prokuratorów uważam, że najpierw powinienem odpowiedzieć na ich pytania. (...) Potem oddam się do dyspozycji mediów i powiem co na ten temat myślę - obiecuje.
Prokuratura o zarzutach dla Marka Ungiera/TVN24
Dziś zarzuty podsumowuje tylko trzema słowami: - To kompletna głupota. Według Ungiera zamieszanie wokół niego nie prowadzi do wyjaśnienia sprawy, a ma na celu wywołuje awantury medialnej, której "on staje się negatywnym bohaterem". - Liczę jednak na odpowiednią przyzwoitość organów państwa - dodaje.
Bez pokwitowań
O zarzutach dla Ungiera jako pierwsze poinformowało radio RMF FM. Krakowski biznesmen Rafał R. zeznał, że przekazał osobiście Ungierowi (bez żadnych pokwitowań) 100 tysięcy złotych na fundusz wyborczy Aleksandra Kwaśniewskiego.
- Gotówka pochodziła od dwóch prywatnych osób. Wręczono ją w maju 2000 roku, w lipcu zaczęła się oficjalna kampania wyborcza - mówiła w TVN24 Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Krakowie. Pieniądze nigdy na fundusz jednak nie trafiły. Co się z nimi stało? Nie wiadomo.
Sekretarz stanu z problemami
Marek Ungier w latach 1995-2004 był szefem gabinetu Aleksandra Kwaśniewskiego. Podał się do dymisji po doniesieniach mediów o warunkowym (i niezgodnym z prawem) umorzeniu sprawy jego syna Krzysztofa, oskarżonego o prowadzenie samochodu po pijanemu.
W 2008 roku b. doradca prezydenta usłyszał zarzut ukrycia dokumentu, którym nie miał prawa rozporządzać.
Źródło: RMF FM, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24