Polskie władze przyznają chcą się otworzyć na lekarzy z tak zwanych krajów trzecich, także ze Wschodu. Magazyn "Polska i Świat" donosi, że są plany, by zamiast nostryfikacji dyplomów lekarzy między innymi z Ukrainy objął tak zwany ogólny system uznawania kwalifikacji, który stosuje się dla obywateli Unii Europejskiej.
Witalij Iwasenko kończył medycynę w Kijowie, a potem przez kilka lat pracował jako lekarz na Ukrainie. Zrobił specjalizację z chorób wewnętrznych i postanowił zdobyć pracę w Polsce. Okazało się jednak, że to zadanie dla wytrwałych.
Zasady ustalają uczelnie
- Macie tu naprawdę taki dobry przesiew, no nie każdy za pierwszym razem może zdać - przyznaje Iwasenko.
Witalijowi się udało, ale cały proces trwał kilka lat. Najpierw zdać trzeba egzamin z języka polskiego, potem nostryfikować dyplom - czyli zawalczyć o uznanie tego ukraińskiego dyplomu za równoważny z polskim.
Aleksander Chrycak, lekarz-stażysta ze szpitala w Kluczborku, mówi, że do egzaminów uczył się dwa lata. - To był egzamin testowy składający się 200 pytań, trwał dwie godziny. Uzyskanie 56 procent daje sukces - wyjaśnia.
Oprócz niego zaliczyły jeszcze dwie inne osoby z 43 podchodzących do egzaminu. Jest trudno, zasady nostryfikacji ustalają uczelnie medyczne, a przyjezdni lekarze śledzą statystyki zdawalności i próbują trafić na "przychylniejsze" w danym sezonie uczelnie.
"Ogólny system uznawania kwalifikacji"
Są jednak plany, by zmienić tę sytuację i aby zamiast nostryfikacji dyplomów lekarzy między innymi z Ukrainy objął tak zwany ogólny system uznawania kwalifikacji, który stosuje się dla obywateli Unii Europejskiej.
- Uznanie kwalifikacji zawodowej jest zdecydowanym ułatwieniem. Ten proces jest krótszy - twierdzi Katarzyna Zawada z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Proces ten jest również dużo tańszy. O ile opłata za procedurę nostryfikacyjną wynosi nawet 2 695 złotych, to opłata za uznanie kwalifikacji wynosiłaby 735 złotych. Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej mówi, że pewien sposób weryfikacji wiedzy lekarzy trzeba utrzymać. Chodzi bowiem o bezpieczeństwo pacjentów.
- Egzamin powinien być poprzeczką, która przepuszcza tych, którzy osiągnęli tą właściwą wiedzę medyczną, żeby stanąć przy łóżku chorego - mówi Hamankiewicz.
Staż adaptacyjny lub test
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zakłada, że po porównaniu programu nauczania można by poprosić lekarza o uzupełnienie wiedzy. - Jeżeliby występowały pewne rozbieżności, to w celu wyrównania takiego poziomu taki staż adaptacyjny lub ewentualnie jakiś test musiałby zostać przeprowadzony - mówi Zawada.
Lekarze spoza Unii Europejskiej nie musieliby również zdawać lekarskiego egzaminu końcowego i odbywać 13 miesięcznego stażu podyplomowego, za który teraz, w odróżnieniu od polskich kolegów, nie dostają wynagrodzenia.
Autor: MR / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24