Piją wódkę „z gwinta”, pracują „na czarno” a straż graniczna pogardliwie mówi o nich „biznesmeni”. Stereotyp Ukraińca w głowie Polaka jest bardzo mocno zakorzeniony. Euro 2012 nie poprawi życia większości mieszkańców Lwowa. Może jednak ukazać prawdziwą twarz naszych wschodnich sąsiadów: szczerą, dobrą i wciąż patrzącą z uznaniem na zachód. Na kilka dni przed Euro pojechałem do Lwowa by porozmawiać z mieszkańcami tego miasta o Polakach, Mistrzostwach Europy i o tym, czy rzeczywiście wspólnie tworzymy historię.
Rusłana poznałem w autobusie w czasie mojej podróży z Lwowa do Warszawy. Przysiadł się, a na granicy zniecierpliwiony opieszałością straży granicznej, wyciągnął pół litra wódki. Podał butelkę, a ja wzniosłem toast za Euro 2012. - Niech nasi wygrają z waszymi – dodał Ukrainiec. - Ale w finale w Kijowie – sprecyzowałem i za to wypiliśmy.
Rusłan pracuje jako windykator w Polsce, a do Lwowa przyjechał odwiedzić rodzinę. Ja na Ukrainę pojechałem odnaleźć atmosferę zbliżających się Mistrzostw Europy i porozmawiać z mieszkańcami Lwowa o tym, czy rzeczywiście jest tak jak mówi hasło Euro 2012: Tworzymy Historię Razem.
Gdy Michael Platini wyciągał kartkę z napisem „Poland&Ukraine”, wierzyłem, że nie będzie to zwykły turniej, ale ważny moment w historii naszych krajów. Coś co nie zdarza się co 4 lata. Dlatego tak bardzo nie lubię hasła „Fuck Euro”. - Dla was Polaków Euro to jest coś zwykłego. Jak produkt w sklepie. Idziesz i albo bierzesz, albo nie. Dla Ukraińców to coś więcej – mówi i opowiada jak w 1998 roku po raz pierwszy przyjechał do Warszawy starym Ikarusem.
Paszport jak ruska ruletka
- Przekraczanie granicy wtedy to była ruletka. Strażnik graniczny mówił „Ty nie jedziesz” i nie było rozmowy. Polacy traktowali nas jak śmieci. Byliśmy „gorsi”. Dziś z nami robicie Euro – mówi Rusłan i podaje butelkę wódki. Gdy pytam, czego się nauczył od Polaków pracując „na czarno”, odpowiada bez zastanowienia – Uczciwości. - Jak to? - dziwię się – pracowałeś nielegalnie. - Moja uczciwość wobec ludzi, którzy nie chcieli mi płacić za ciężką pracę zaprocentowała. Dzięki niej mam dziś normalną pracę. Za to kocham Polskę – tłumaczy.
14 lat po tym jak Rusłan jechał do Warszawy szukać pracy „na czarno”, na linii Lwów – Warszawa pewne rzeczy się nie zmieniły. Choć rozklekotanych Ikarusów już nie ma, kierowcy autobusów dalej próbują przemycać papierosy, a Ukraińcy chowają wzrok, gdy straż graniczna zbiera paszporty. Na moich oczach strażnik graniczny „egzaminuje” Rusłana. Choć mógłby przecież tylko sprawdzić, czy Ukrainiec ma wszystkie pieczątki w paszporcie, dokładnie odpytuje go na czym polega jego praca w windykacji. Na zwrot paszportów czekamy prawie 5 godzin, ponieważ kierowca autobusu został przyłapany na przemycie papierosów.
Nie zmienił się też przystanek PKS obok zabytkowej stacji kolejowej we Lwowie. Gdyby nie kilka flag reklamujących Euro nikt nie poznałby, że za chwilę przyjadą tu turyści z całego świata. Nikt nie załatał olbrzymich dziur w asfalcie, nie pomyślał nawet o tym by burzyć obskurne blaszane budy. Krajobraz przypomina ten z nieistniejącego już w Warszawie „Stadionu Dziesięciolecia”. Ludzie są jednak dumni z nowego stadionu i lotniska, a najważniejsze dla nich jest coś innego. Euro ma pokazać prawdziwą twarz Ukraińców.
"Nie bójcie się nas"
- Zobaczą nie ten kraj, który jest w TV, ale ciepłych, dobrych, szczerych ludzi – opowiada Alexander, jeden z rozmówców, którego zaczepiam na ulicy we Lwowie.
- To jest wielka szansa dla nas, cud – po angielsku „miracle”. Mamy już 2 generacje ludzi, którzy nie wychowali się w ZSSR. Żyją tu dobrzy ludzie, a teraz świat ich pozna. - mówi.
- Nie wiem, dlaczego Polacy się nas boją. Życzę im by przyjechali na Ukrainę i zobaczyli, że nie jesteśmy straszni – mówi Nadia, która sprzedaje lody niedaleko Prospektu Svobody, głównego deptaka miasta. Właśnie tam kieruję się z dworca PKS, by porozmawiać z mieszkańcami Lwowa o Euro.
Starsi ludzi siedzący na ławkach są wzruszeni, że ktoś z zagranicy chce z nimi rozmawiać. Nagle przypominają sobie zapomniane polskie słowa i wychwalają Polskę. Wszyscy podziwiają Warszawę, cieszą się, że razem z Polakami organizują Euro. Mówią – Nie jesteśmy sami. Ktoś podaje przykład: Gdy masz problemy, to kogo prosisz o pomoc? Swojego sąsiada. Młodzi ludzie mówią pewnym głosem – Wzorujemy się na Polakach. Zazdroszczą nam Unii Europejskiej.
- Polacy są bardziej „europejscy”, to jest to, czego możemy się od was nauczyć. A czego wy od nas? Dobroci – mówi Alexander.
Propaganda Euro?
Zadowolenie, duma i radość z Euro, to jednak tylko jedna strona medalu. Yuriy, u którego mieszkam we Lwowie, nie ma wątpliwości. Nowy stadion, lotnisko, 100 km wyremontowanych dróg we Lwowie to wg niego propaganda. Wylicza zagrożenia, z którymi Euro 2012 nie ma szans: korupcja, niechlujstwo, bezrobocie i wzrost cen, który nie dotyka przecież tylko turystów. - Bilet do Kijowa do niedawna kosztował około 120 hrywien. Teraz kosztuje 300 hrywien. Po Mistrzostwach Europy ceny się nie zmniejszą. Zwiększy się za to liczba osób, która będzie chciała wyjechać do Polski – mówi Yuriy i z kwaśnym uśmiechem powtarza hasło Euro 2012: Razem tworzymy historię.
Bartosz Andrejuk – reporter Tvnwarszawa.pl
tłumaczenie filmików z ukraińskiego na polski: Nadia Tracz.
Autor: Bartosz Andrejuk / Źródło: tvn24.pl