Władze Politechniki Warszawskiej i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej odcinają się we wspólnym oświadczeniu od działalności eksperckiej ws. katasotrofy pod Smoleńskiem swoich profesorów - Jana Obrębskiego i Jacka Rońdy. W piśmie, do którego jako pierwsza dotarła TVN24, podpisanym przez rektorów obu uczelni, czytamy, że eksperci zespołu kierowanego przez Antoniego Macierewicza nie są w ich ocenie "specjalistami w zakresie badania przyczyn katastrof lotniczych", a ich poglądy w tej sprawie należy traktować jako "prywatne".
We wspólnym oświadczeniu (pełna treść tutaj) prof. Tadeusz Słomka i prof. Jan Szmidt - rektorzy AGH i Politechniki Warszawskiej - kategorycznie odcinają się od "działalności eksperckiej" mającej wyjaśnić przyczyny katastorfy Tu-154M.
"Prywatny pogląd"
"Zgodnie z naszą wiedzą zarówno prof. Jacek Rońda, jak i prof. Jan Obrębski nie są specjalistami w zakresie badania przyczyn katastrof lotniczych. W ramach stosunków pracy obowiązujących ich w Akademii Górniczo-Hutniczej jak i Politechnice Warszawskiej Panowie Profesorowie nie prowadzą badań związanych z tą tematyką. Zajmują się z powodzeniem informatyką, mechaniką, mechaniką budowli i wytrzymałością materiałów budowlanych" - wyliczają rektorzy.
Jak wskazują przełożeni prof. Rońdy i Obrębskiego "jakiekolwiek poglądy i opinie przekazywane opinii publicznej formułowane przez Panów Profesorów, dotyczące wyjaśnianie przyczyn katastrofy lotniczej w Smoleńsku, traktować zatem należy wyłącznie jako ich prywatny pogląd, niezwiązany z działalnością naukowo-badawczą prowadzoną przez nich na naszych uczelniach".
Składał modele, widział eksplozję stodoły
Reakcja władz Politechniki Warszawskiej i AGH ma związek z ostatnią aktywnością profesorów Obrębskiego i Rońdy. We wtorek "Gazeta Wyborcza" oraz prokuratura wojskowa ujawniły treść ich zeznań składanych w śledztwie smoleńskim. Prokuratorom mówili między innymi o swoich doświadczeniach, które pozwalają im na występowanie w roli ekspertów w związku z badaniem ostatniej fazy lotu prezydenckiego Tu-154. Prof. Obrębski i Rońda uważają, że przed uderzeniem o ziemię w maszynie doszło do wybuchu lub wybuchów.
Prof. Obrębski, który na co dzień jest pracownikiem naukowym Politechniki Warszawskiej, pytany o doświadczenia w badaniu katastrof lotniczych, wyjaśniał prokuratorom między innymi, że od dziecka interesuje się lotnictwem, a w młodości sklejał modele samolotów. Latając zaś samolotami, obserwuje, jak zachowują się skrzydła.
"(...) wykonałem kilkaset godzin lotów odrzutowcami pasażerskimi, jako pasażer, przyglądając się temu jak pracują skrzydła i silniki samolotów w czasie lotu, również z obrazu kamer, jeżeli samolot był w taki system wyposażony, w związku z tym czuję się dość kompetentny w tym zakresie. Jeżeli chodzi o materiały wybuchowe i skutki ich użycia, to zeznaję, że byłem w wojsku, gdzie miałem do czynienia na przykład z bronią strzelecką, granatami czy środkami strzeleckimi przeciwpancernymi. Dodatkowo, jako dziecko oglądałem wybuchające stodoły w czasie pożarów po wojnie" - zeznawał Obrębski.
"Eksperyment myślowy" prof. Rońdy
Prof. Rońda tłumaczył z kolei, że swoich ustaleń dotyczących ostatniej fazy lotu Tu-154M dokonał m.in. na podstawie "myśłowej analizy". Miała ona polegać na tym, że "gdyby samolot faktycznie zawadził o brzozę i dalej zszedł i jego skrzydło miało kontakt z ziemią, to wówczas złamałoby się w ten sposób, że powstałby moment powodujący, że skrzydło złamałoby się do przodu (...)".
W kolejnych zdaniach profesor tłumaczył jakie dowody przekonały go do teorii wybuchu na pokładzie tupolewa. Konkludując zeznał: "To są takie eksperymenty myślowe mechanika, który zna się na konstrukcjach."
Po ujawnieniu przez prokuraturę protokołów Rońda nazwał tę decyzję "aktem bandytyzmu politycznego". - To dowód zdziczenia obyczajów w życiu publicznym. To akt terroryzmu medialnego, (...) próba zastraszenia środowiska naukowego - powtarzał w śroidę podczas posiedzenia zespołu Macierewicza..
Obaj profesorowie, po ujawnieniu protokołów, wskazywali, że od wielu lat są pracownikami naukowymi dużych uczelni, gdzie cieszą się wsparciem ich władz i autorytetem wśród studentów.
"Każdy pracownik uczelni ma pełne prawo do formułowania swoich poglądów i opinii, jednak publiczne głoszenie przez naukowców tez niezwiązanych z ich działalnością badawczą nie może być podpierane autorytetem uczelni, na których pracują. Takie postępowanie może bowiem godzić w dobre imię renomowanych instytucji, które są miejscem pracy wspomnianych Panów Profesorów" - odpowiedzieli im w piątek ich rektorzy.
Autor: ŁOs / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP