Uciekły z wojennego piekła i znalazły schronienie w Polsce. Nasz kraj stał się dla nich drugim domem. I gdy już po dwóch latach ich życie powoli wracało do normalności, usłyszały, że muszą stąd wyjechać. Materiał "UWAGI!" TVN.
14-letnia dziś Daryna Szerstiuk mieszkała razem z samotnie wychowującą ją mamą w mieście Siewierodonieck na wschodzie Ukrainy. Gdy dwa lata temu wybuchła wojna, ciężkie walki dotarły do ich miasta i okolic domu.
Uciekły z domu
Kiedy mama Daryny, z zawodu chemik, straciła w wyniku wojny pracę, razem z córką uciekła na oddaloną od walk zachodnią Ukrainę i zamieszkała w okolicach Lwowa. Szybko okazało się, że i tam pani Nadia i Daryna nie zaznają spokoju. - Jesteśmy ze wschodniej Ukrainy. Nasz język różni się od tego na zachodzie - twierdzi Nadia i dodaje, że wielu ludzi chciało, żeby obie wróciły tam, skąd przyjechały.
Kobiety postanowiły opuścić rodzinny kraj i w bezpiecznej Polsce złożyć wniosek o tzw. ochronę międzynarodową. Z początku wydawało się, że w Warszawie znalazły bezpieczny dom: dzięki pracy w firmie sprzątającej pani Nadia wynajęła malutkie mieszkanie, a Daryna rozpoczęła naukę w gimnazjum, do którego uczęszcza wielu uczniów pochodzących z różnych krajów i kultur. - Mam normalne relacje z klasą - mówi. Dodaje, że nie lubi zaznaczać, że jest uchodźcą z Ukrainy. I właśnie wtedy, gdy ich życie zaczęło jakoś się układać, na początku grudnia 2016 roku Ukrainki dostały pismo, że muszą w ciągu 30 dni opuścić Polskę i wrócić na Ukrainę. Urzędnicy odmówili im nadania statusu uchodźcy. Decyzja Urzędu do spraw Cudzoziemców spadła na Darynę i jej mamę jak grom z jasnego nieba. Dlaczego urzędnicy, że Daryna i jej mama muszą wrócić na Ukrainę do miasta, w pobliżu którego wciąż trwają walki? Wielokrotnie próbowaliśmy umówić się na rozmowę z przedstawicielem Biura, jednak za każdym razem spotykała nas zdecydowana odmowa.
Reakcja uczniów
I gdy Daryna odliczała już dni do deportacji, sprawy wzięli nieoczekiwanie w swoje ręce koleżanki i koledzy z jej gimnazjalnej klasy. - Była smutna. Wtedy dowiedzieliśmy się od pani, co się stało. Postanowiliśmy napisać - mówi Ola, koleżanka ze szkoły. - Ruch był błyskawiczny. Powyżej 20 tys. podpisów w ciągu 48 godzin - mówi Sławomir Sikora, dyrektor szkoły, do której chodzi Daryna. Wzruszająca petycja gimnazjalistów wywołała burzę, a sytuacja zmieniała się błyskawicznie. Urząd do spraw Cudzoziemców wycofał decyzję nakazującą kobietom powrót na Ukrainę, a Rzecznik Praw Dziecka złożył skargę i domaga się przyznania im ochrony międzynarodowej. - Rzecznik spotkał się z Daryną w towarzystwie psychologa i psycholog potwierdził, że najlepszym dla Daryny byłoby pozostanie w Polsce - mówi Łukasz Sowa z Biura Rzecznika Praw Dziecka.
Decyzja czy informacja?
Nam w końcu udało się spotkać z Jakubem Dudziakiem, rzecznikiem Urzędu ds. Cudzoziemców. W czasie rozmowy utrzymywał, że nie było pisma o deportacji. - Informacje o deportacji były nieprawdziwe - mówił i stwierdził, że podana data była po prostu informacją o terminie. Więcej o sprawie mówić nie chciał, tłumacząc trwającym wciąż postępowaniem. Według prawników, istnieje duża szansa, by Daryna i jej mama w końcu znalazły w Polsce bezpieczne i trwałe schronienie. Jednak walka o to, by urzędy wydały w tej sprawie pozytywne i ostateczne decyzje potrwa prawdopodobnie kolejne kilka lat.
Źródło: Uwaga TVN