Policjanci przyznają, że znalezienie buta 10-letniej Mai 1,5 km od granicy z Polską było momentem przełomowym w poszukiwaniach dziewczynki. 10-latka została uprowadzona we wtorek sprzed domu w Wołczkowie pod Szczecinem. Mężczyznę wraz z dzieckiem udało się zatrzymać na niemieckiej autostradzie.
Dziewczynka zaginęła we wtorek ok. godz. 16.40 podczas powrotu ze szkoły. Ostatni raz była widziana w restauracji, gdzie jadła obiad z koleżanką. Potem poszła w kierunku domu, do którego jednak nie dotarła. Ojciec około godz. 20 zawiadomił policję o zniknięciu córki.
Szła do domu
Policjanci zakładali początkowo, że 10-latka mogła pójść do koleżanki. Później przejrzeli monitoring w pobliżu miejsca zamieszkania dziecka. Kamery należące do pobliskiej restauracji uchwyciły moment, w którym dziewczynka przechodzi obok lokalu i wchodzi w uliczkę prowadzącą do jej domu. Następnie pojawia się samochód, który wjeżdża w tę samą drogę, a po chwili bardzo szybko z niej wyjeżdża.
- Ludzie, którzy tutaj mieszkają, wiedzą, że trzeba to robić ostrożnie, bo wyjazd z tej uliczki jest przy chodniku. Ten samochód wyjechał bardzo agresywnie. Razem z policjantami doszliśmy do wniosku, że zachowanie kierującego jest na tyle dziwne, że należy się tym zainteresować. Policjanci pociągnęli ten trop i okazało się, że skutecznie - mówił w rozmowie z TVN24 właściciel restauracji, który udostępnił monitoring policji.
To wtedy policjanci zaczęli podejrzewać, że dziewczynka mogła zostać uprowadzona. Ustalili numery rejestracyjne srebrnego opla, do którego dziecko mogło wsiąść. Skontaktowali się z właścicielką samochodu, która powiedziała, że auto pożyczyła innej osobie.
Ustalili dane mężczyzny, który miał się poruszać samochodem. Okazało się, że był on wcześniej notowany za uprowadzenie 9-letniego dziecka w Wielkiej Brytanii, gdzie odbywał za to wyrok 1,5 roku więzienia. Sprawca znał swoją ówczesną ofiarę. Wyszedł na wolność przed czasem, bo miał "problemy psychiczne".
Poszukujący we wtorek i środę uprowadzonej 10-letniej Mai policjanci ustalili, że auto porusza się w kierunku Niemiec. Zawiadomili tamtejszą policję. Rozpoczęły się intensywne poszukiwania. Jak zdawała sobie sprawę policja, był to wyścig z czasem.
But niedaleko granicy
1,5 km od granicy wujek Mai znalazł but należący do 10-latki.
- Wujek dziewczynki poinformował policję przez telefon, że po stronie niemieckiej w okolicach miejscowości Linken znalazł bucik, który mógł należeć do uprowadzonej dziewczynki. Rzeczywiście, kiedy już ją znaleziono, okazało się, że ma tylko jeden but, tak że wszystko się zgadzało - powiedział na konferencji prasowej Gunnar Machler z niemieckiej policji.
Według niemieckich funkcjonariuszy dziewczynka zgubiła but, gdy próbowała uciekać porywaczowi. Została wówczas ranna w nogę. Dziewczynka miała wcześniej złamanie, które prawdopodobnie odnowiło się podczas dramatycznych zdarzeń.
10-latce udało się uciec do lasu. Jednak sprawca ponownie ją schwytał, po czym pojechał w kierunku Friedland.
Polscy śledczy nie wykluczają, że dziewczynka mogła celowo wyrzucić but.
- Mogło dojść do szamotaniny, do próby ucieczki, ale przyjmujemy także, że dziewczynka była na tyle rezolutna, że podczas gdy sprawca uzupełniał wodę w chłodnicy, mogła wyrzucić bucik, aby dać informację, że była w tym miejscu - powiedział oficer operacyjny, który brał udział w poszukiwaniach. Dodał, że znalezienie buta było momentem przełomowym w śledztwie.
Uruchomiono Child Alert
Zdjęcia i rysopis dziewczynki trafiły do mediów w Polsce i w Niemczech. Informacja o jej zaginięciu pojawiła się m.in. na billboardach i w środkach komunikacji. Uruchomiono specjalną infolinię, na którą wpłynęło ponad 200 zgłoszeń. W poszukiwania zaangażowanych było ok. 150 policjantów. W akcji wykorzystano m.in. policyjny śmigłowiec i drona.
W środę o godz. 11 do niemieckiej policji dotarła informacja, że samochód, którym - jak podejrzewali policjanci - porusza się porywacz z dziewczynką, stoi przy autostradzie w miejscowości Friedland.
Okazało się, że auto uczestniczyło w kolizji. Kierowca drugiego auta wezwał policję, podał funkcjonariuszom numery rejestracyjne samochodu. Jak relacjonowali policjanci, którzy przyjechali na miejsce, Adrian M. był zdziwiony, że policja wiedziała o porwaniu.
Mężczyzna został zatrzymany w środę ok. godz. 14.20. Podczas zatrzymania nie stawiał oporów. Do późnych godzin nocnych w środę był jeszcze przesłuchiwany przez funkcjonariuszy śledczych policji w Anklam. Niemiecka policja poinformowała, że w trakcie przesłuchania jasno opisywał przebieg zdarzeń.
Zarzut dla porywacza
Porywaczem okazał się 31-letni Adrian M., Polak na stałe mieszkający w Niemczech. Prokuratura Okręgowa w Szczecinie postawiła mu zarzut uprowadzenia Mai. Grozi mu do pięciu lat więzienia.
W czwartek uprowadzona dziewczynka trafiła na badania do szczecińskiego szpitala. 10-latka została już zwolniona do domu. Wcześniej prokurator Jacek Powalski informował, że Maja ma na ciele obrażenia. Nie było wiadomo, czy mają one związek z porwaniem. Jeżeli okaże się, że tak, sprawca usłyszy dodatkowe zarzuty.
Wstrzymana została procedura Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) do czasu ustalenia zakresu obrażeń Mai i ich ewentualnego związku ze zdarzeniem. Po jego wystawieniu porywacza nie można by było oskarżyć o spowodowanie u dziewczynki obrażeń.
Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że mężczyzna leczył się psychiatrycznie.
Autor: db/tr,rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24