Dwukrotnie zmieniał w sądzie zeznania policjant - świadek na procesie Roberta Biedronia ws. ataku na innego funkcjonariusza, chroniącego marsz narodowców w 2010 r. Raz twierdził, że widział jak Biedroń uderza, potem zaprzeczył, w końcu stwierdził, że mógł widzieć inne zajście.
W środę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia kontynuował trwający trzeci rok proces Biedronia oskarżonego o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta (za co oskarżonemu grozi grzywna, do roku ograniczenia wolności lub do roku więzienia). Chodzi o demonstrację 11 listopada 2010 r. w Warszawie. Biedroń - działacz społeczny uczestniczący w akcji blokowania tego marszu (posłem został w 2011 r.), miał wtedy być wśród osób, które rzucały kamieniami i racami w stronę legalnego marszu narodowców, a policja próbowała te osoby powstrzymać i nie dopuścić do konfrontacji. Z zeznań interweniujących policjantów wynika, że Biedroń najpierw chwycił jednego z nich (sierż. Tomasza B.) i próbował mu wyrwać pałkę, a potem uderzył go w twarz. Biedroń twierdził, że tamtego dnia sam został pobity przez policję. W tym samym sądzie trwa proces karny, w którym sierż. B. jest oskarżonym, a Biedroń - oskarżycielem. To właśnie w tamtym procesie w listopadzie ub.r. zeznawał jako świadek policjant Paweł W., który - jak twierdzi - był w kordonie funkcjonariuszy obok sierżanta Tomasza B. Ponieważ zeznał tam, że widział, jak Biedroń uderza policjanta, prowadzący proces oskarżonego Biedronia sędzia Marek Krysztofiuk postanowił go wezwać także na ten proces.
Zeznania "pod wpływem emocji"
Przesłuchanie zakończyło się stwierdzeniem sędziego, że świadek zeznaje "na granicy fałszywych zeznań" i wnioskiem prokuratora o powołaniu biegłego psychologa, który miałby ocenić, czy policjant konfabuluje w sposób niezamierzony, czy świadomie kłamie. Obrońca Biedronia podejrzewa, że Paweł W. swymi zeznaniami chciał wyrazić "solidarność z kolegą ze służby, ale posunął się za daleko i teraz nie wie, jak z tego wybrnąć".
- Pod wpływem emocji związanych z rozprawą, w moich tamtych zeznaniach zabrakło pewnych elementów - oświadczył na początku świadek Paweł W. Potem powiedział, że widział jak podczas próby zepchnięcia demonstrantów z ulicy, "jedna z osób" lewą ręką uderzyła policjanta w kask. - Tym policjantem mógł być Tomasz B - dodał. Pytany skąd zastrzeżenia, że "mógł być", Paweł W. odparł, że gdy policjanci stawali tyralierę, sierżant B. (którego dobrze nie znał) był obok niego, ale potem zdarzenia działy się dynamicznie i mógł to być kto inny. - Później dowiedziałem się, że został zatrzymany Robert Biedroń i że zatrzymywał go B. Zakładam, że zatrzymany został ten, kto uderzył policjanta, ale nie mogę potwierdzić, że to pan Biedroń zrobił - zeznawał świadek.
"Pomyślałem, że widziałem interwencję, ale nie wiem, czy tę"
Nie potrafił wyjaśnić rozbieżności tych słów ze swymi zeznaniami z listopada zeszłego roku (na procesie, w którym policjant Tomasz B. jest oskarżony o pobicie Biedronia). Wtedy twierdził, że Biedroń uderzał ręką prawą. Pytany w środę o ten i inne szczegóły Paweł W. oświadczył, że nie widział "momentu styku ręki z kaskiem".
Czy kiedykolwiek sierżant B. rozmawiał z panem o zdarzeniu? - zapytał sędzia Krysztofiuk, a świadek zapewnił, że nie. - Gdy pokazano mi zdjęcia z zajścia pomyślałem nawet, że widziałem interwencję, ale nie wiem, czy tę - dodał Paweł W. Tymczasem - co okazało się po odczytaniu zeznań Pawła W., jakie złożył w prokuraturze krótko po zdarzeniach z listopada 2010 r. - o Biedroniu mówił on jedynie jako o członku grupy blokującej przemarsz legalnej manifestacji. - To czemu dziś pan twierdzi, że widział, jak prawdopodobnie Robert Biedroń uderzał policjanta? - pytał sędzia. - Nie wiem, kiedy lepiej pamiętałem zdarzenie - wtedy czy dziś - odpowiedział świadek, na co sędzia zareagował pytając: "pan przeszedł testy psychologiczne do policji? Za pierwszym razem?". W tej sytuacji - na wniosek prokuratora - sąd pouczył świadka, że sam może sprostować fałszywe zeznania, które złożył wcześniej. Paweł W. skorzystał z tej możliwości i oświadczył: "widziałem jak demonstrant uderzył policjanta, ale dziś nie mogę powiedzieć, że był to Robert Biedroń i sierżant Tomasz B.".
Rozbieżności w zeznaniach "dramatyczne"
Sąd zdecydował ponownie wezwać Pawła W. i przesłuchać go z udziałem biegłego psychologa. - Rozbieżności w zeznaniach są tak dramatyczne, że trzeba zasięgnąć porady fachowca - ocenił sędzia Krysztofiuk.
- Nie mam pojęcia skąd się wzięły te rozbieżności. Może to emocje związane z zeznawaniem? - zastanawiał się świadek. Jak mówił, już po zeznaniach na procesie policjanta, gdy wskazał na Biedronia jako bijącego "naszły go wątpliwości, czy widział to samo zdarzenie, o które chodzi w sprawie". - Nie wiem, czemu tak uparcie twierdziłem na tamtej rozprawie, że to byli oni. Żałuję, że od razu nie cofnąłem swoich zeznań - dodał. Dalszy ciąg procesu - w kwietniu.
Autor: kg//kdj / Źródło: PAP