Prawnik Krzysztof O., prezes Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, były Rzecznik Praw Ofiar, stanął w środę przed sądem w Szwecji oskarżony o organizowanie prostytucji. Grozi mu do 8 lat więzienia. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Według aktu oskarżenia, który wpłynął do sądu w Soedertoern pod Sztokholmem, O. miał zajmować się stręczycielstwem. Działalność prowadził w Polsce i w Szwecji od lutego do grudnia 2013 roku.
- Dowody są bardzo poważne, niemal niepodważalne. Prokuraturze udało się zabezpieczyć całą dokumentację, którą O. prowadził w ramach organizowania przez siebie prostytucji 15 kobiet - mówi dziennikarz "Superwizjera" Daniel Liszkiewicz.
Od miesięcy w areszcie
Według szwedzkiego prawa prostytutki są ofiarami. A zdaniem tamtejszej prokuratury, niedawny polski Rzecznik Praw Ofiar, z konkubiną i wspólnikiem, organizował prostytucję na terenie tego kraju. Od kilku miesięcy jest w związku z tym w areszcie.
- Oskarżony wielokrotnie zmieniał zeznania. W zasadzie trudno zrozumieć, jakie jest jego stanowisko. Ostatnia wersja mówi o tym, że panie miały wykonywać masaże, a nie świadczyć usługi seksualne - informuje prokurator Lars Agren.
- Krzysztof O. robił zdjęcia tym kobietom, umieszczał ich anonse w internecie poprzez pośrednika oraz czerpał korzyść ze świadczenia przez nie prostytucji. Za swoje usługi kobiety pobierały kwotę w przeliczeniu około tysiąca na godzinę. Z tego tysiąca połowę odbierał im O. - dodaje Liszkiewicz.
Miał zarobić około miliona złotych
W ten sposób miał w ciągu kilku miesięcy zarobić około miliona złotych. Kobiety pracujące jako prostytutki rekrutował w Polsce korzystając z portali internetowych. Zabierał je do Szwecji i w ten sam sposób znajdował im tam klientów. Umawiał i udostępniał dwa mieszkania albo dom pod Sztokholmem. Wszystko działo się w ubiegłym roku.
10 lat wcześniej, w 2003 roku Krzysztof O. został szefem powołanego przy warszawskim ratuszu zespołu pomagającego ofiarom przestępstw. Wcześniej przez rok był Rzecznikiem Praw Ofiar powołanym przez ministra spraw wewnętrznych. Miał pomagać ofiarom właścicieli agencji towarzyskich. Pisząc liczne doniesienia do prokuratury, chciał doprowadzić do karania osób wynajmujących mieszkania na taką działalność. Nie poddawał się, mimo niepowodzeń.
Walkę z prostytucją prowadził już jako doskonale znany trybun ludowy - bo tak o sobie mówił, albo mściciel, rottweiler albo mecenas - bo tak ochrzciły go media. Mimo że adwokatem nie był. - On zawsze uznawał, że zwrot mecenas jest zwrotem grzecznościowym i nie uznawał za zasadne, żeby to prostować - mówi była pracownica biura Krzysztofa O.
"Ciekawe pomysły"
Kobieta do dziś nie odzyskała dużej części pieniędzy, jakie był jej winien za pracę w jego kancelarii. Jak pamięta - mimo częstych problemów z wypłatami - już wtedy O. poza oficjalną działalnością medialno-sądową miał wiele pomysłów na zarabianie pieniędzy.
- To było prowadzenie biznesu w zakresie jakiegoś pośrednictwa handlowego z krajami arabskimi i skandynawskimi. Ale wpadł też na taki ciekawy pomysł jak adopcja starszych osób z zagranicy do Polski. I to miało wyglądać tak, że ci zagraniczni dziadkowie mieli być przyjęci przez polskie rodziny, utrzymywani przez nich, mieli dostawać pomoc w zamian za jakąś tam kwotę - tłumaczy kobieta.
Większości osób znających Krzysztofa O. wyłącznie z mediów na pewno nie przyszłoby do głowy, że to człowiek, który myśli wyłącznie o zarabianiu pieniędzy. Kreował się na społecznika oddanego sprawie. Sprawie pomocy ofiarom brutalnych przestępstw.
Pomagał pokrzywdzonym
Swego rodzaju trybunem ludowym stał się w czasie procesu Jolanty Brzozowskiej, brutalnie zamordowanej przez trójkę maturzystów. Była jego szwagierką. To wtedy powołał Stowarzyszenie przeciwko zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej.
- Stowarzyszenie stawało do rozpraw jako strona, pomagało znaleźć adwokata, nagłaśniało pewne sprawy kryminalne, sprawiało, że ci ludzie mieli o kogo się oprzeć. To nie było takie znowu oczywiste pod koniec lat 90. czy na początku dwutysięcznych. Wtedy o pomoc, czy o organizacje pozarządowe, które pomagają ofiarom przestępstw, nie było łatwo. O. był pierwszy, to była zasługa - mówi Wojciech Cieśla z "Newsweeka".
Krzysztof O. raz o oskarżonym o gwałt powiedział, że to "bestia, gangrena, ludzkie szambo". Rzecznik Praw Obywatelskich, w 2006 roku, m.in. po tej wypowiedzi zakończył krótką współpracę z nim. O. nie był już też wtedy doradcą w ministerstwie spraw wewnętrznych. Coraz rzadziej pojawiał się w mediach, a atmosfera wśród najbliższych współpracowników była coraz gorsza.
Opuściła go m.in. sekretarz stowarzyszenia. Tłumaczyła, że "nie mogła podpisać się pod sprawozdaniem finansowym, bo go nigdy nie widziała".
Wyjechał do Szwecji
Było to już po sprawie Ryszarda Aniołkiewicza, ojca brutalnie zamordowanego mężczyzny w głośnej w latach 90. sprawie dilerów Ery. Aniołkiewicz złożył skargę na Krzysztofa O. do ministerstwa sprawiedliwości, twierdząc, że żądał od niego pieniędzy za pomoc. Podobnych głosów miało być więcej.
- O. był i zniknął. Jak się potem okazało zmienił profil swojej działalności - mówi Cieśla.
- Przeniósł się do Szwecji, bo uznał, że więcej zarobi. Pewne ślady wskazują, że był tam wcześniej. Ale działalność przestępczą zaczął w styczniu 2014 r. - mówi prokurator Lars Agren, oskarżający Polaka.
Za zarzucane Krzysztofowi O. w Szwecji przestępstwa grozi do 8 lat więzienia.
Autor: eos//plw / Źródło: tvn24