Na to święto z niecierpliwością czekali mieszkańcy Trzcinicy, a zęby ostrzyli sobie także turyści. Niestety, planowane na początek lipca wielkie otwarcie Karpackiej Troi zostało odwołane. Skansen znalazł się pod wodą.
Jan Gancarski dyrektor Muzeum Podkarpackiego w Krośnie i pomysłodawca skansenu do tej pory nie może uwierzyć w to, co się stało. W lipcu skansen w Trzcinicy miał być otwarty z wielką pompą. Zrekonstruowano w nim najstarszą w Polsce osadę obronną z epoki brązu. Karpacka Troja, bo tak ja nazwano, miała stać się konkurencją dla Biskupina. Plany pomysłodawców przekreśliła powódź.
- Woda wdarła się do parku nagle. Poziom błyskawicznie rósł, w niektórych miejscach sięgał nawet do dwóch metrów. To stało się tak nagle, że nie udało się uratować prawie nic, poza małymi elementami sprzętu, które dało się wynieść - mówi Gancarski.
"Dobrze, że domy nie odpłynęły"
Nie było szans na uratowanie odtworzonych słowiańskich domostw. Do ich rekonstrukcji zużyto czterysta metrów sześciennych drzewa i dzięsiatki ton trzciny. Teraz wszystko trzeba zaczynać niemal od początku.
- To jest tragedia, której słowami nie da się opisać - mówi Gancarski. - Wnętrza są zamulone, zdewastowane są podłogi. Ja i tak uważam, że to cud, że te domy w całości nie odpłynęły z nurtem rzeki - dodaje.
Źle ulokowany?
Zdaniem historyków to, co spotkało skansen, to tragedia, także dla archeologii. Na grodzisku dokonano odkryć wykopaliskowych o randze europejskiej.
Nie brakuje opinii, że twórca skansenu sam jest winny jego zniszczenia. - Ulokowanie rekonstrukcji na terenie zalewowym było nierozsądne. Wiadomo było, że powódź kiedyś prędzej czy później przyjdzie - mówi prof. Sylwester Czopek archeolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który dobrze stanowisko w Trzciance.
- Ostatnia powódź była tu sto lat temu - broni się Gancarski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24