Nie będzie podpisu prezydenta pod ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego - przynajmniej na razie. Lech Kaczyński po raz pierwszy tak zdecydowanie odpowiada zwolennikom tezy, że podpis głowy państwa jest ważny "choćby jako sygnał dla Unii". - W tej chwili to bezprzedmiotowe. W Europie nie uprawia się polityki wysyłaniem sygnałów, czy znaków, tylko za pomocą rozmów - mówi "Dziennikowi".
Lech Kaczyński z podpisem poczeka na rozwój wypadków. W chwili, kiedy status traktatu z Lizbony nie jest jasny, zdaniem prezydenta nie ma sensu wysyłać jakichkolwiek pustych znaków, że Polska go popiera. Dlatego rozmowy na temat tego "czy i kiedy?" złoży swój podpis pod ratyfikacją są zdaniem Lecha Kaczyńskiego "bezprzedmiotowe".
- W Europie uprawia się politykę za pomocą rozmów. To w tym systemie trzeba istnieć na wielką skalę. A żeby istnieć, trzeba być silnym. Jeżeli nie własną siłą, to siłą porozumień, umów i wpływów. A przy tym być możliwie sympatycznym - mówi Lech Kaczyński w wywiadzie dla "Dziennika".
"Nie ma Traktatu, ale jest Unia"
Prezydent nie mówi jednak jeszcze ostatecznego NIE i zamierza poczekać na rozwój wypadków. - Trudno powiedzieć, jak to się skończy - zaznacza. Dodaje jednak, że i bez Traktatu Unia Europejska będzie istnieć.
- Twierdzenie, że skoro nie ma Traktatu, to nie ma też Unii, jest niepoważne. Ten sposób myślenia był też wtedy, gdy przepadł Traktat Konstytucyjny. A Unia działała, działa i dalej będzie działać. Oczywiście, nie jest idealna, ale struktura o tym stopniu skomplikowania nie może być idealna. To dziesiątki instytucji o bardzo silnej własnej dynamice tworzących nową rzeczywistość niejako obok polityki - przekonuje prezydent. I swoje stanowisko wobec ratyfikacji dopełnia barwnie cytując XIX-wiecznego rosyjskiego stratega: - Marszałek Michaił Kutuzow mawiał: "czas i cierpliwość" - przypomina prezydent.
Ważniejsza tarcza
Zdecydowanie większe emocje Lecha Kaczyńskiego wzbudza natomiast kwestia amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce. - Sprawa tarczy jest dla Polski kluczowa. Chodzi mi o to, żeby Amerykanie byli bardziej zainteresowani bezpieczeństwem naszego kraju - tłumaczy swoje zaangażowanie w tę kwestię Lech Kaczyński. Prezydent odrzuca też pojawiające się ze strony obecnego rządu zarzuty, że wcześniej nasze negocjacje były prowadzone zbyt miękko: - Poprzedni rząd zdecydowanie, ale z dobrą wolą prowadził rokowania z Amerykanami.
Prezydent nie ukrywa, że w sprawę tarczy zaangażował się osobiście. - O tym między innymi rozmawiałem z prezydentem George’em Bushem i panią Condoleezzą Rice w Izraelu, gdzie specjalnie dla tej rozmowy zostałem trochę dłużej, niż planowałem - przypomina Lech Kaczyński. Prawdopodobnie kwestia tarczy antyrakietowej była jednym z tematów rozmów podczas niedawnej podróży prezydenckiej minister Anny Fotygi do USA (CZYTAJ WIĘCEJ).
Nerwowa końcówka negocjacji
Z wypowiedzi prezydenta wynika, że ma pewne obawy w związku z przebiegiem negocjacji, które znalazły się już na finiszu. Na pytanie dziennikarzy, czy to już ten etap, że trzeba ratować tarczę, odpowiada krótko: - Oczywiście.
Niewykluczone, że decyzje zapadną jeszcze przed 10 lipca. Tego bowiem dnia do Warszawy przyjeżdża szefowa amerykańskiej dyplomacji Condoleezza Rice. Przebiegowi negocjacji ws. tarczy poświęcone było kilkugodzinne spotkanie Kaczyńskiego z premierem Tuskiem i szefem MSZ Sikorskim w Belwederze w poniedziałek wieczorem (CZYTAJ WIĘCEJ). O wadze tej sprawy dla prezydenta może świadczyć fakt, że z tego powodu przełożył wyjazd do Gruzji na wtorkowy poranek.
Źródło: "Dziennik"