Autorem prowokacji z udziałem szefa gdańskiego sądu okręgowego jest Paweł Miter - ujawnia tygodnik "Wprost". Miter w rozmowie z dziennikarzami wyjaśnia, dlaczego zdecydował się nagrać sędziego Ryszarda Milewskiego i jaką rolę odegrali w prowokacji dziennikarze "Gazeta Polska Codziennie".
Publikując w czwartek tekst o prowokacji wobec sędziego Milewskiego, "Gazeta Polska Codziennie" nie ujawniła, kto przeprowadził rozmowę, poinformowała tylko, że głos osoby dzwoniącej do prezesa sądu został w nagraniu zastąpiony głosem lektora "ze względu na ochronę źródeł informacji". Informację, że dzwonił Miter podał "Wprost". Potem potwierdził ją także dziennikarz "GPC" Samuel Pereira.
Kim jest Paweł Miter?
O Pawle Miterze zrobiło się głośnio w marcu 2010 roku, kiedy "Rzeczpospolita" opisała, jak podszywając się pod Jacka Michałowskiego z kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego "prawie" załatwił sobie pracę w TVP. Z wysłanych przez niego e-maili wynikało, że prezydent Komorowski chciałby, aby Miter prowadził w telewizji program. Spółka podpisała z nim wstępną umowę. Niedawno Miter znów wrócił na łamy mediów. To on miał dostarczyć Marcinowi P. fałszywą notatkę ABW o akcji "Ikar" przeciw Amber Gold.
Sam wpadł na pomysł
Miter w rozmowie z dziennikarzami "Wprost" Sylwestrem Latkowski i Michałem Majewskim ujawnia kulisy swojej najnowszej prowokacji - rozmów z gdańskim sędzią Ryszardem Milewskim, w których podszywał się pod pracownika Kancelarii Premiera. Jak tłumaczy, impulsem do przeprowadzenia prowokacji była informacja, że minister Jarosław Gowin zlecił kontrolę w gdańskim sądzie kierowanym przez Milewskiego. - Wiedziałem o tym dzień wcześniej. Postanowiłem wykonać telefon testowy, by sprawdzić, jak na tę wiadomość zareaguje Milewski - mówi dziennikarzom Miter. W sumie - jak twierdzi - miał rozmawiać z Milewskim trzy razy, ale nagrał tylko ostatnią rozmowę.
Nie nagrał rozmowy
Pytany o brak nagrań wcześniejszych rozmów Miter wyjaśnia: - Nie sądziłem, że ta akcja tak zatrybi! Byłem przekonany, że Milewski powie, bym nadesłał oficjalne pismo, bo nie ma mowy, by on rozmawiał o takich sprawach i to jeszcze przez telefon.
Miter zapewnia, że dowodem na to, że dzwonił do Milewskiego wcześniej, są billingi. Podkreśla też, że "Milewski pogrąża się mówiąc, że rozmowa opublikowana przez "Gazetę Polską Codziennie" to dwie skompilowane rozmowy, połączone w jedną". - To bzdura - mówi "Wprost" Miter.
Miter wyjaśnia, że na pomysł prowokacji wpadł sam był jednak wcześniej w kontakcie z dziennikarzem "GPC" Samuelem Pereirą. Dopiero kiedy udało mu się nagrać rozmowę z sędzią Milewskim - twierdzi Miter - pojawiła się gwarancja, że sprawa zostanie ujawniona na łamach dziennika. Miter podkreśla, że za swój materiał nie dostał pieniędzy i nie jest pracownikiem "GPC".
E-mail do sędziego
W rozmowie pojawia się też, sprawa e-maila wysłanego do sędziego. Do Milewskiego dotarł e-mail wyglądający tak jakby został wysłany ze skrzynki ministra Tomasza Arabskiego. Miter wyjaśnia, że sam wpadł na pomysł wysłania tego maila, a jego treści nie konsultował z redakcją "GPC", choć sam pomysł zaakceptował i wsparł Pereira. - Mnie się wydawało, że jedna nagrana rozmowa nie wystarczy. Dzisiaj trochę inaczej patrzę na tę sytuację - mówi Miter. - Nie miałem zaplecza prawnego. Nie miałem w gazecie kogoś, kto by powiedział, że do tego stopnia możemy się posunąć, do tego nie. Tu wystarczy. Tego nie potrzeba - dodaje.
Dlaczego został w ukryciu?
Dziennikarze "Wprost" pytają także Mitera, dlaczego "GPC" nie chciało, żeby się ujawnił. Miter mówi, że Pereira, autor artykułu namawiał go, aby został w ukryciu bo "zjedzą go media i w nie korzystny sposób zmieni to kontekst tej prowokacji". - Jednak zdecydowałem się na kontakt z panami, bo to ja odpowiadam za tę akcję i jestem jej autorem - tłumaczy Miter.
Dopytywany przez Latkowskiego i Majewskiego, dlaczego gazeta nie chciała, żeby się ujawnił, Miter przypomina o swojej prowokacji z otrzymaniem programu w TVP i kontaktami z Marcinem P. - Odpowiadam za prowokację, która przez większość mediów została odebrana negatywnie. Mówię o akcji, gdy dostałem program w TVP. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą mnie odbierać jako chłystka, oszołoma, który może być mitomanem. Być może to zaważyło na taktyce "GPC". Być może to, że przed aresztowaniem Marcina P. miałem z nim dość bliskie relacje - wyjaśnia dziennikarzom.
Co chciał osiągnąć?
Miter w rozmowie z "Wprost" mówi także o tym, co chciał osiągnąć prowokacją z Milewskim. Twierdzi, że chodziło mu o pokazanie "nieprawidłowości, uchybień w wymiarze sprawiedliwości na Pomorzu". - Chciałem tą prowokacją sprawdzić, jak głębokie są te nieprawidłowości i czy sięgają na najwyższy szczebel sędziowski - tłumaczy Miter.
Mimo prób, nie udało nam się skontaktować z sędzią Milewskim, by odniósł się do słów Mitera.
Prowokacja w gdańskim sądzie
O prowokacji wobec przewodniczącego Sądu Okręgowego w Gdańsku napisała "Gazeta Polska Codziennie". Jak podała, 6 września do prezesa Milewskiego zadzwonił mężczyzna podający się za asystenta szefa kancelarii premiera. Milewski w rozmowie miał mówić, że może ustalić termin posiedzenia sądu ws. zażalenia na aresztowanie Marcina P. zgodnie z życzeniem Kancelarii Premiera. Miał też umówić się na spotkanie z premierem: wstępnie wyznaczono datę na 13 września.
18 września prezydium Krajowej Rady Sądownictwa zajmie się wnioskiem ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina o postępowanie dyscyplinarne wobec Milewskiego, a 26 września plenum KRS zaopiniuje wystąpienie ministra o jego odwołanie.
Śledztwo w sprawie prowokacji wobec prezesa gdańskiego sądu Ryszarda Milewskiego poprowadzi poznańska prokuratura. Sam Milewski złożył do prokuratury zawiadomienie i możliwości popełnienia przestępstwa.
Autor: km//bgr / Źródło: "Wprost"
Źródło zdjęcia głównego: tvn24