To był prosty manewr. Nie groziło wielkie niebezpieczeństwo, wiedzieliśmy że musimy wylądować z podwoziem lub bez - powiedział w "Faktach po Faktach" kpt. Tadeusz Wrona, któremu udało się awaryjnie wylądować we wtorek samolotem LOT-u Boeing 767. W jego opinii, gdyby przyszło mu lądować na rzece Hudson, to nie dałby rady.
Kapitan Wrona powtórzył to, co mówił wcześniej na konferencji, że różne sytuacje awaryjne piloci ćwiczą na symulatorze. - 10 razy ćwiczyłem taki manewr - przyznał.
I dodał, że we wtorek ten prawdziwy, był względnie prosty, bo przy przyziemieniu samolot przemieszczał się stabilnie.
- Nam nie groziło wielkie niebezpieczeństwo. Wiedzieliśmy że musimy wylądować z podwoziem lub bez, jedyne co nam grozi to tarcie i wysoka temperatura, co mogło zakończyć się pożarem - powiedział pilot. Ale w tym przypadku, jak podkreślił, niezawodni okazali się strażacy, którzy przygotowali pas na lotnisku do lądowania, wylewając chłodzącą pianę.
"Rzeka jak autostrada"
Kpt. Wrona pytany, czy kiedy widział lądowanie na rzece Hudson w wykonaniu Chesleya Sullenbergera pomyślał, że też dałby sobie radę, odpowiedział, iż nie sądzi. - Podjęcie tej decyzji (o lądowaniu na rzece - red.) było jedyną możliwą, wiele przejeżdżaliśmy mostem, znad którego oni podchodzi do lądowania, to wszędzie wokół jest gęsto zabudowana przestrzeń - powiedział kpt. Wrona. - A ta rzeka to, jak autostrada, aż przyciągała, żeby tam wylądować. Nikomu nie wydawało się możliwe, że załoga wybierze taki wariant - dodał.
Drugi gość "Faktów po Faktach" prezes PLL LOT Marcin Piróg zaznaczył, że chociaż kpt. Wrona z dużą skromnością mówi o tym lądowaniu, to innego zdania są osoby, od których dostał maile z gratulacjami. - To lądowanie było mistrzostwem świata - powiedział Piróg.
"Mama opanowała emocje"
Kpt. Wrona pytany o reakcje rodziny, odpowiedział, że jego brat, który również jest pilotem w PLL LOT były we wtorek u rodziców w Żywcu i uspokajał ich, że wszystko będzie dobrze, bo to tylko lądowanie. - Mama - wiekowa kobieta - opanowała swoje emocje - podkreślił kpt. Wrona.
Dodał też, że żona kiedy dowiedziała się, że Boenig lata wokół Warszawy, chciała przyjechać, żeby naocznie zobaczyć, jak będzie wyglądała ta końcówka lotu. - Ale Al. Krakowska, którą mogła dojechać, była zamknięta. Musiała się wrócić i mówi, gdzie najlepiej zobaczę, w TVN24. Jak dotarła przed telewizor, to już było po wszystkim - opowiadał kpt. Wrona.
Czas na Facebooka
Odnosząc się do swojej rosnącej popularności na portalach społecznościowych (jeden fanpage na Facebooku ma już 20 tys. fanów), odpowiedział, że zastanawiania się, czy nie założyć sobie konta, bo córka namawia go do tego od dłuższego czasu. - Ale nie zawsze mam czas obsługiwać takie strony i portale - zastrzegł pilot.
Wspominając awaryjne lądowanie, powiedział, że ulgę poczuł jak usłyszał, że szef pokładu powiedział: "pokład jest czysty i wszyscy zostali ewakuowani". - Jak się spotkaliśmy w autobusie z załogą, to się po prostu wyściskaliśmy - powiedział kpt. Wrona.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24