- Kiedy dotarła do mnie wiadomość o tym, że Andrzej Lepper nie żyje, pomyślałem, że to jakby się jakaś epoka skończyła - wspominał w "Faktach po Faktach" Janusz Maksymiuk, najbliższy współpracownik Leppera. Wspominał ostatnie spotkanie i słowa przyjaciela. - Szanował życie, miał plany - mówił.
Andrzeja Leppera znaleziono martwego w piątek po południu w siedzibie Samoobrony w Warszawie.
Janusz Maksymiuk widział się z nim dzień wcześniej. - Wczoraj przyjechał z podróży. Spotkaliśmy się przed godziną 17, był też pan Tymochowicz. Potem on wyszedł, ja zostałem, omówiliśmy jeszcze sprawy, potem wyszedłem. Spotkałem się z nim jeszcze później w drzwiach, gdy wracał ze sklepu. Spytał: Jutro będziesz? Odparłem: Do 11 wpadnę. Odpowiedział: Dobrze, bo mam spotkanie ważne to ci opowiem - wspomina Maksymiuk.
Jak powiedział, szef Samoobrony miał w Warszawie gościnny pokój, z którego często korzystał. - Ale nie ujawnialiśmy tego, że tam mieszka - dodaje. Jak mówi, w piątek na 10 Lepper był umówiony na wywiad. - Przyszła dziennikarka waszej stacji, dzwoniliśmy do niego, telefon dzwonił, ale nikt nie podnosił słuchawki. Doszedłem do wniosku, że albo wyszedł albo nie chce odebrać. O 14 wyszedłem z biura do miasta. Około 16 dostałem telefon z wiadomością o śmierci - mówi Maksymiuk.
Według niego, Lepper często nie podnosił słuchawki. Współpracownicy dawali mu wówczas spokój, sądzili, że odpoczywa.
"Byliśmy pod wozem"
Znałem go w różnych sytuacjach, byliśmy pod wozem, w bardzo ciężkiej sytuacji. Co mogłoby go skłonić do takiej decyzji?(...) Nie można było mieć więcej problemów niż myśmy mieli. Janusz Maksymiuk
Zdaniem Maksymiuka, Lepperowi "nigdy do głowy nie przyszło, żeby coś takiego zrobić". - Znałem go w różnych sytuacjach, byliśmy pod wozem, w bardzo ciężkiej sytuacji. Co mogłoby go skłonić do takiej decyzji? - zastanawiał się. Przypomniał, że lider Samoobrony przeszedł niejedno. - Pamiętam, jak przyszedł i powiedział: Janusz, syn mi umiera. Popłakaliśmy się. Potem się zebrał, pojechał do domu, zaczął działać - opowiada polityk. Jak dodał, byli już w dołku, teraz mogli się tylko odbić. - Nie można było mieć więcej problemów niż myśmy mieli - stwierdził Maksymiuk.
"W polityce twardy, jako człowiek łagodny"
Według niego, Lepper nie miał wrogów w swoim otoczeniu, miał jednak "tchórzy, którzy się go bali, bali się z nim stanąć, szyli mu buty, robili mu krzywdę". Podkreśla, że były wicepremier "w polityce był twardy, jako człowiek - łagodny". - Od pewnego czasu już inaczej patrzył na pewne wydarzenia, uważał, że młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale sprawiedliwie. Miał sukces w seksaferze (Sąd Apelacyjny skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia - red.), został uznany za pokrzywdzonego w aferze gruntowej.
"Miał wielkie poszanowanie życia"
Jak zaznaczył Maksymiuk, sprawę samobójstwa trzeba formalnie wyjaśnić. O Lepperze mówi, że miał "wielkie poszanowanie życia, nie palił, nie nadużywał alkoholu, szanował zdrowie i życie i to nie tylko swoje". - Nigdy nie podszedł do jakiejkolwiek śmierci z lekceważeniem. Miał plany, mówił; Janusz, rozkręćmy Samoobronę. Mówiliśmy o tworzeniu list, o wystawieniu młodych ludzi i kobiet - dodaje.
Podkreślił też, że lider "Samoobrony" nie czuł się opuszczony przez współpracowników, a tym, którzy odchodzili od niego, błogosławił i dawał "moralne przyzwolenie".
jk/iga
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24