Bohater tłustego czwartku - pączek. Podobno największy problem to zjeść go bez oblizywania. Cukiernicy zazdrośnie strzegą receptury tradycyjnego polskiego przysmaku, a klienci ustawiają się po niego w długich kolejkach.
Fabryka najstarszej warszawskiej cukierni - Blikle, pracuje pełną parą. Produkcja jest 20-30 razy większa niż w normalny dzień. U Bliklego już od 140 lat piecze się pączki według tej samej receptury. Jakiej? To sekret, którego żaden cukiernik nie zdradzi.
Tajemnicą nie jest natomiast sposób wykonania: najpierw wyrabia się drożdżowe ciasto, które dzieli się na kulki o zostawia do wyrośnięcia. Potem - smażenie. I finał - nadziewanie marmoladą różaną, lukrowanie, skórka pomarańczowa - i pączek gotowy.
Jeden pączek to nie grzech
Zjedzenie jednego pączka - to nie grzech. Zjedzenie kilku - zdaniem dietetyków to juz większe ryzyko. Chyba, że w tłusty czwartek pączki są podstawą żywienia. Ci, którzy nie pohamują łakomstwa, mogą nawet skończyć na pogotowiu. Choć zwykle nie są to żadne groźne dolegliwości, lepiej zachować umiar w jedzeniu słodkości.
Jeśli w tłusty czwartek za bardzo sobie pofolgujemy, nadmiar kalorii można spalić na siłowni. Spalenie jednego pączka wymaga 25 minut skakania na skakance. Można także pojeździć na rowerze stacjonarnym lub pobiegać.
Kto nie lubi sportu, nie musi się jednak martwić. Kalorie spala się również stojąc - na przykład w długiej kolejce po... pączki.
Źródło: TVN24, PAP