Rodzina spod Szydłowca przez przypadek dowiedziała się, że 30 lat wychowywała nie swoje dziecko. Gdy prawda wyszła na jaw, rodzice zaczęli szukać biologicznego syna. W ostatnim czasie w poszukiwaniach nastąpił przełom. Reportaż programu "Uwaga!" TVN.
Cztery lata temu państwo Zielińscy dowiedzieli się o tragicznej śmierci swojego syna Macieja, którego zwęglone zwłoki znaleziono w spalonym pustostanie. By potwierdzić tożsamość ofiary, od Zielińskich pobrano materiał genetyczny. Wynik dla rodziny okazał się szokujący. Okazało się, że 30-letni Maciej nie był ich biologicznym dzieckiem. Pani Elżbieta nie miała wątpliwości, że do zamiany dzieci doszło tuż po porodzie w radomskim szpitalu. Gdy chciała odnaleźć własne biologiczne dziecko, władze szpitala odmówiły jej pomocy, twierdząc, że stara dokumentacja medyczna została zniszczona.
Małżonkowie opowiedzieli publicznie o tym, co ich spotkało, wierząc, że to pomoże im odnaleźć biologiczne dziecko. - Nie chce rujnować życia, ale chce wiedzieć, zobaczyć, chcę poznać dziecko. Jaką byłabym matką, gdybym nie szukała dziecka? - tłumaczyła Elżbieta Zielińska.
Post na Facebooku
Mijały kolejne lata i Zielińscy zaczynali wątpić w to, że odnajdą dziecko. Kilka miesięcy temu za namową przyjaciół pani Elżbieta podjęła kolejną próbę: swoją historię opisała na facebookowej grupie pomagającej odnaleźć zaginionych. - Administratorka tej strony odezwała się do mnie, że jest ktoś, kto ma dla mnie informacje, ale chce rozmawiać tylko ze mną. Skontaktowałyśmy się. To była pani Sylwia - opowiada Zielińska.
- Na co dzień zajmuję się osobami adoptowanymi. Są rodzeństwa, które poprzez adopcje zostały rozdzielone. Post pani Eli przeczytałam kilkukrotnie, zaczęłam szukać i grzebać w internecie - opowiada Sylwia Koralewska.
Przełom w sprawie
Pani Sylwia ustaliła, że w tym dniu w radomskim szpitalu urodziło się trzech chłopców. Wiadomo było, że po śmierci Macieja zostaje do odnalezienia dwóch mężczyzn.
- Po godzinie [pani Sylwia - przyp. red.] przysłała mi zdjęcie. Obejrzałam i stwierdziłam, że to chyba nie on, bo nie było żadnego podobieństwa i nic nie poczułam. Wyobrażałam sobie, że jak go zobaczę, to będę wiedziała. Ale jak mi pokazała drugie zdjęcie, to był to po prostu mój mąż - opowiada pani Elżbieta. - Pokazała mi zdjęcie. Byłem pod wrażeniem. Ucieszyłem się, bo to jest dziecko. Czy ojciec, czy matka, to jest więź – mówi January Zieliński.
By mieć stuprocentową pewność co do pokrewieństwa - państwo Zielińscy i odnaleziony mężczyzna - zdecydowali się na badania genetyczne. - Bałam się wyniku. Poprosiłam koleżankę, która weszła na odpowiednią stronę, wydrukowała wynik i podeszła do mnie, mocno mnie przytuliła i pocałowała - relacjonuje Zielińska.
Pani Elżbieta o wyniku badania szybko poinformowała także panią Sylwię. - To była radość nie do opisania. Bardzo cieszę się, że mogłam zobaczyć na własne oczy aż tak wielkie ludzkie szczęście - mówi Koralewska.
Spotkanie
Odnaleziony mężczyzna przebywa za granicą, ale mieszka w tym samym mieście, gdzie doszło do zamiany. - On chciał się najpierw spotkać z nami, ze mną i z mężem. Zapraszałam do domu, ale prosił, żeby to było na jakimś neutralnym gruncie - opowiada pani Elżbieta.
Do spotkania doszło w parku. - Siedzieliśmy na ławce. Patrzę, że idzie wysoki i szczupły mężczyzna. Rzucił papierosa i prawie biegiem doleciał do nas. Bez pytania, jak mamy na nazwisko czy cokolwiek, on był pewny, że to my jesteśmy rodzicami - relacjonuje January Zieliński.
- Rzucił się mężowi na szyję. Przytulali się i klepali bez słów. Rozpłakałam się. Doszedł do mnie i mocno mnie przytulił. I powiedział: "Już jestem" - opowiada pani Elżbieta. - Łzy się zakręciły. Rozmawialiśmy trzy godziny, opowiadał, że nie miał łatwego dzieciństwa, że jak miał 18 lat, to wyjechał w świat i radził sobie sam. Jestem dumny, że sobie poradził. Jest normalnym człowiekiem. Pracuje. Ma swój cel w życiu. Jest człowiekiem z którym można porozmawiać - dodaje pan January.
Syn państwa Zielińskich nie zdecydował się na spotkanie i rozmowę przed kamerą. Ze względu na swoją pracę i rodzinę, w której się wychował, nie zgodził się na ujawnienie niczego, co mogłyby go zidentyfikować. - Nam mówił o swojej rodzinie, ale niezbyt dużo. Mówił, że matka, która go wychowała, jest dla niego najważniejsza. I nie przeżyłby, jakby czymś ją uraził czy sprawił jej jakąś przykrość. Syn chciał też sam powiedzieć mamie, że nie jest jej rodzonym synem - mówi Zielińska.
"Nie liczyłam na słowo: mamo"
Matka mężczyzny, jak relacjonuje pani Elżbieta, na informację, że nie jest biologicznym rodzicem, rozpłakała się. - On stwierdził, że to był najgorszy i najcięższy dzień w jego życiu - mówi pani Elżbieta. - Sytuacja jest jeszcze o tyle trudna, że Ela odzyskała swoje dziecko. Ma je, usiądzie z nim i porozmawia. Tamta mama, niestety, nie ma tego syna i nie zobaczy go - mówi Bożena Kopeć, przyjaciółka pani Elżbiety.
Zielińska chce się teraz spotkać z biologiczną matką zmarłego Macieja. - W listopadzie będzie rocznica śmierci Macieja. Chciałabym, żebyśmy przyjechały na grób i porozmawiały.
January Zieliński przyznaje, że biologiczny syn zwraca się do odnalezionych rodziców po imieniu. - Nie mówił "mamo", ja wcale na to nie liczyłam. W niedzielę próbowałam skontaktować się z nim, ale nie odpowiadał. W poniedziałek napisał i już nie "pani", tylko: "dzwoniłaś wczoraj". To mnie bardzo ucieszyło i na razie nie chcę więcej - kwituje Zielińska.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24