Gorące emocje na sali sądowej doprowadziły do rękoczynów. Człowiek z otoczenia Lecha Wałęsy, po zakończeniu rozprawy, w której adwersarzem byłego prezydenta jest Grzegorz Braun, uderzył reportera trzymającego kamerę. Wszystko się nagrało, a sprawę dodatkowo podgrzewa fakt, że dwoje policjantów obecnych przy incydencie nawet nie kiwnęło palcem.
Poszkodowanym i autorem zdjęć jest niezależny dziennikarz z Wrocławia Ryszard Sołtysik.
Uderzył go natomiast prezes Fundacji im. Lecha Wałęsy Piotr Gulczyński. Zaraz potem pospiesznie oddalił się z miejsca zdarzenia.
Zarejestrowany przez kamerę Sołtysika film można zobaczyć na serwisie polityczni.pl.
Policjanci zignorowali sytuację
Mimo apeli zgromadzonych dziennikarzy, policjanci obecni przy zajściu nie zareagowali. A właściwie, bronili się przed zrobieniem czegokolwiek.
Jak dowiedział się portal Onet.pl świadkowie zdarzenia zgłosili później na policji zarówno incydent na sali sądowej, jak i to, że funkcjonariusze nie interweniowali.
Sądzą się za "Bolka" i "usłużnego dziennikarza"
Do zdarzenia doszło po rozprawie procesu między reżyserem Grzegorzem Braunem a byłym prezydentem Lechem Wałęsą, w którym reżyser i publicysta żąda od byłego lidera "Solidarności" przeprosin za sformułowania z książki "Moja III RP. Straciłem cierpliwość". Wałęsa pisał tam, że Braun jest "usłużnym dziennikarzem" i że działa "na zamówienie polityczne". Braun mówi, że to insynuacje i negowanie jego niezależności.
Były prezydent odpowiedział pozwem wzajemnym przeciw Braunowi, od którego żąda przeprosin za film "Plusy dodatnie, plusy ujemne", który stawia tezę, że w latach 70. Wałęsa był agentem SB o pseudonimie "Bolek".
Źródło: polityczni.pl, onet.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fragment filmu Ryszarda Sołtysika z blogu polityczni.pl Wojciecha Nomejko