Polscy żołnierze od kilku lat nie mogą używać normalnych min przeciwpiechotnych, takich, jakie każdy widział w filmach wojennych. Zakopywania w ziemi małych pudełek zabrania prawo międzynarodowe. W zamian mieli dostać miny nowej generacji - zarówno do zabijania ludzi, jak i niszczenia pojazdów. Mieli. Od 10 lat trwają nad nimi prace, na które wydano łącznie 38 milionów złotych, a do finału jeszcze daleko.
Najnowszą odsłoną epopei systemu uzbrojenia o wdzięcznej nazwie Jarzębina jest podpisana w listopadzie umowa. Zakłada ona, że do końca października 2019 roku powstanie prototyp i dokumentacja techniczna wersji oznaczonej literą S. Umowa opiewa na 15 milionów złotych.
Oznacza to, że jeśli nie będzie żadnych opóźnień, produkcję nowych min będzie można przygotowywać po 12 latach od rozpoczęcia prac nad nimi. Dla porównania stworzenie pierwszego myśliwca piątej generacji, F-22 Raptor, znacznie bardziej skomplikowanego niż miny Jarzębina, zajęło Amerykanom 16 lat, licząc od zaprezentowania wymagań do rozpoczęcia seryjnej produkcji.
- Do takiego stanu prowadzi brak konkurencji i niestety brak wdrożonych dobrych praktyk zarządzania projektami - mówi tvn24.pl generał Adam Duda, do końca 2016 roku szef Inspektoratu Uzbrojenia, kupującego nowy sprzęt dla wojska. Obecnie jako ekspert fundacji Stratpoints tłumaczy, że historia min Jarzębina pokazuje niedomagania całego polskiego systemu wymyślania i wytwarzania uzbrojenia. - Słabe lub żadne efekty wieloletnich projektów powinny dyskwalifikować biorące w nich udział podmioty z ubiegania się o kolejne - dodaje generał.
Szlachetny cel i kłopot dla wojska
Historia systemu Jarzębina jest już małą epopeją. Zaczęto nad nim pracować w połowie ubiegłej dekady, kiedy wojsko przeanalizowało, co oznacza dla niego przystąpienie przez Polskę do Traktatu Ottawskiego. Zakłada on całkowitą likwidację min przeciwpiechotnych, czyli tych najmniejszych, mających zabijać lub ranić żołnierzy. Podjęto starania, aby je wyeliminować, ponieważ zakopywanie bez opamiętania podczas wojen, po ich zakończeniu stanowiły śmiertelne zagrożenie dla cywilów. Trudno je wykryć, a czekać na ofiarę mogą latami. Ponieważ wojsko nadal chce mieć możliwość zastawiać pułapki na wrogą piechotę, Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej (WITI) rozpoczął pracę nad minami nowej generacji, które nie byłyby zakazane przez Traktat Ottawski. Pracom nadano kryptonim Jarzębina-S - dla min przeciwpiechotnych i Jarzębina-K - dla min przeciwpancernych. Jak dowiedzieliśmy się w IU, tworzenie tych pierwszych rozpoczęło się formalnie umową w 2007 roku na 5,8 mln złotych, a drugie w 2008 roku na mocy umowy na 10,9 mln złotych.
Poprzeczkę postawiono sobie wysoko. Jak mówi tvn24.pl reprezentujący WITI Marian Czarnecki, żaden inny, podobny system na świecie w założeniu nie będzie miał możliwości Jarzębiny-S. Nie są to zwykłe zakopywane w ziemi pudełka, ale zdalnie kontrolowane małe urządzenia, które obserwują teren i informują o wykryciu przed sobą celów. Precyzyjnie kierują się w wybranym kierunku i wybuchają, rozsiewając zabójcze odłamki na dystansie kilkudziesięciu metrów. - Nie jest znany inny tak kompleksowy system stanowiący element budowy zapór inżynieryjnych - twierdzi Czarnecki. Podobnie jest z Jarzębiną-K. To nowoczesne pułapki, które mogą się obracać i atakować pojazdy pojawiające się z każdego kierunku, przebijając ich burty, nawet opancerzone. Też pozostają pod zdalną kontrolą żołnierza, co jest jednym z wymogów Traktatu Ottawskiego. Miny nie mogą być czymś, co pozostawione same sobie kilka lat po wojnie wybuchnie, kiedy stanie na nie bawiące się dziecko.
Jarzębiny na wolnym biegu
Początkowe prace nad każdą Jarzębiną trwały po sześć lat i choć teoretycznie zakończyły się powodzeniem, to faktycznie do finału było daleko. Zgodnie z założeniem stworzono tylko ich wstępne wersje. Do 2013 roku powstał prototyp i dokumentacja techniczna wersji S. Jednak nastąpiła katastrofa. Jak mówi gen. Duda, Ministerstwo Spraw Zagranicznych bez konsultacji z pionem modernizacji w Ministerstwie Obrony zdecydowało się bezwarunkowo ratyfikować Traktat Ottawski. Zaczął obowiązywać w połowie 2013 roku i polskie wojsko musiało natychmiast zacząć pozbywać się wszystkich min przeciwpiechotnych. Problem w tym, że jeden konkretny ich typ, MON-100, miał być kluczowym elementem Jarzębiny-S. Kilka takich min miało być montowanych na specjalnym stojaku i pojedynczo lub grupami zdalnie detonowane. - Na ironię użycie tych min zaplanowano, by zmniejszyć koszty projektu - mówi gen. Duda. MSZ pozbawił więc Jarzębinę-S "zębów". Cały system trzeba było przeprojektować od podstaw. Nową wersję zaprezentowano dopiero w 2016 roku, prawie dekadę od rozpoczęcia prac.
Do rozwiązania miało pozostać jednak bardzo dużo problemów i - jak mówi gen. Duda - zakładane w najnowszej umowie ukończenie prac w ciągu dwóch lat (do 2019 roku) jest "bardzo ambitnym" planem. Niektóre wymagania zawarte w pierwotnych dokumentach mają być tak wyśrubowane, że jest możliwe, iż część trzeba będzie podczas ostatecznych testów uznać za niemożliwe do osiągnięcia. Dodatkowo wszystko ulegało opóźnieniom ze względów formalnych. Łącznie podjęto cztery próby podpisania umowy na dalsze prace nad Jarzębiną-S. Dwa przetargi anulowano w 2015 roku, jeden na początku 2017 roku i dopiero teraz, w listopadzie, udało się podpisać go za czwartym razem. Jeszcze bardziej sytuację skomplikował fakt, że po drodze przebudowano cały proces opracowywania i kupowania uzbrojenia oraz utworzono Inspektorat Uzbrojenia.
Kilkanaście lat tworzenia, jak myśliwiec
Jarzębina-K nie miała takiego pecha, bowiem nie zakładano w niej użycia starych min. W 2015 roku podpisano umowę na 10,5 miliona złotych, która zakładała stworzenie partii próbnej, przeprowadzenie testów i przygotowanie dokumentacji do produkcji. Miało to stać się do marca 2017 roku, jednak nie stało się.
- Termin realizacji umowy nie został dotrzymany z przyczyn technicznych leżących po stronie wykonawcy. Planowany termin realizacji umowy to I kwartał 2018 roku - poinformował rzecznik prasowy IU, podpułkownik Robert Wincencik. Reprezentant WITI mówi natomiast o "problemach formalno-technicznych, których nie można było przewidzieć wcześniej". Obie Jarzębiny znajdują się więc po dekadzie prac na etapie tworzenia prototypów, testowania ich oraz tworzenia dokumentacji niezbędnej do rozpoczęcia produkcji. Łącznie na oba systemy państwo wydało 38 milionów złotych. Wyda o wiele więcej i minie jeszcze wiele lat, zanim żołnierze dostaną obie Jarzębiny w swoje ręce i będą mogli ich używać.
Kilkanaście lat po rozpoczęciu prac i kilkadziesiąt milionów złotych dalej.
Polskie problemy
Jak komentuje gen. Duda, na przykładzie obu systemów min widać "jak w soczewce" problemy toczące polski przemysł zbrojeniowy i cały proces tworzenia uzbrojenia. Były szef IU wymienia powody takiego stanu rzeczy jako "brak determinacji w stosowaniu sprawdzonych rozwiązań w zarządzaniu projektami", "brak ciągłego finansowania", "brak zdolności badawczych i rozwojowych w przemyśle oraz instytutach badawczych" oraz "ograniczone możliwości instytucji nadzorujących".
- Niestety sam nie zdążyłem zająć się tym obszarem w IU, skupiając się na wielu innych projektach i mając bardzo ograniczone zasoby osobowe. Przy obecnej obsadzie Inspektoratu nie jesteśmy w stanie nadzorować i zarządzać tak dużą ilością projektów. I to się przekłada na skuteczność nadzoru nad wykonawcami, którzy niestety też nie mają wdrożonych skutecznych metod realizacji projektów - mówi ekspert fundacji Stratpoints.
Autor: Maciej Kucharczyk/adso / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: IU MON