Pierwszy maj na ulicach, czyli święto pracy w polskich miastach. Frekwencja na pochodach nie imponowała. W stolicy czerwone sztandary niosły trzy różne manifestacje - największa, OPZZ i SLD, a także Nowej Lewicy oraz Anarchistów i Zielonych 2004. Kontrdemonstrację zorganizowła w stolicy Młodzież Wszechpolska, a w Poznaniu - samuraje z "Naszości"
Lewica prawdziwa i jeszcze prawdziwsza obchodziła święto pracy w stolicy. W trzech różnych pochodach. Warszawiacy z "sercem po lewej stronie" mieli do wyboru iść ręka w rękę z Wojciechem Olejniczakiem i Janem Guzem w największym pochodzie pod egidą SLD i OPZZ, z Piotrem Ikonowiczem i Nową Lewicą oraz anarchistami i ekologami.
Pochód pierwszy: Nowa lewica
Zaprzestania ataków na ludzi pracy i dyskryminacji grup społecznych oraz wycofania wojsk z Iraku i Afganistanu domagali się uczestnicy pierwszomajowego pochodu Nowej Lewicy. W manifestacji wzięło udział około stu osób. Tegoroczny pochód odbywał się pod hasłem "Mniej pracy - większe zarobki".
- Polskie społeczeństwo to nie społeczeństwo pracoholików, tylko ludzi zmuszonych przez brutalny wyzysk, żeby pracować w najdłuższym wymiarze godzin w Europie. Jednocześnie poziom życia społecznego jest oburzająco niski - mówił przed rozpoczęciem pochodu przewodniczący Nowej Lewicy Piotr Ikonowicz.
W pochodzie oprócz członków tego ugrupowania oraz przedstawicieli Polskiej Partii Socjalistycznej szli przedstawiciele Komunistycznej Partii Polski, Pracowniczej Demokracji, Ogólnopolskiej Organizacji Bezrobotnych oraz Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.
Kiedy pochód przechodził ulicą Bracką jego uczestnicy zostali obrzuceni jajkami. Policja ujęła jednego ze sprawców tego czynu - 17 letniego mężczyznę.
Pochód drugi: OPZZ i SLD
Uczestnicy pierwszomajowego pochodu, który ruszył spod siedziby OPZZ, maszerowali pod hasłem "Najpierw człowiek, potem zysk". Przeszli w nim m.in. przedstawiciele SLD, SDPL, Unii Pracy i Racji Polskiej Lewicy.
Pochód miał swój finał przed Sejmem. Przewodniczący OPZZ Jan Guz powiedział przed rozpoczęciem pochodu, że jego uczestnicy upomną się o "godnie wynagradzaną pracę, właściwe świadczenia socjalne oraz prawa emerytów i rencistów".
Przewodniczący SLD Wojciech Olejniczak mówił, że dla rządzących sprawy obywateli zostają na dalszym planie i "ludzie oczekują, że premier przedstawi w końcu takie rozwiązania, żeby wszystkim żyło się lepiej".
Pochód trzeci: Anarchiści i Zieloni
Najmniej liczny był pochód zorganizowany przez środowiska wolnościowe, m.in. Lewicową Alternatywę, Zielonych 2004, Związek Syndykalistów Polski i Stowarzyszenie "Wolność Równość Solidarność".
W demonstracji wzięło udział kilkadziesiąt osób. Uczestnicy wyruszyli z Placu Trzech Krzyży - spod Ministerstwa Gospodarki, pod Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, Państwową Inspekcję Pracy, Agencję Pracy Tymczasowej „Workservice" i Siedzibę Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan". Tę ostatnią organizatorzy pochodu nazwali "agresywnym rzecznikiem interesów kapitału, systematycznie deprecjonującym prawa pracownicze".
- To my, anarchiści, bronimy praw pracowników, których sytuacja jest najtrudniejsza - tymczasowych, zatrudnianych na umowy o dzieło czy umowy-zlecenia, bez prawa do urlopu, stażu pracy - mówił Andrzej Smosarski z Lewicowej Alternatywy.
Gdy przez Plac Trzech Krzyży przechodził pochód zorganizowany przez OPZZ, zebrani przed Ministerstwem Gospodarki skandowali do jego uczestników: "sprzedaliście Kodeks Pracy".
Brunatne koszule pod pomnikiem Dmowskiego i Pic-Nic
Ulicami stołecznego Śródmieścia przeszła pod pomnik Romana Dmowskiego manifestacja około 50 osób z transparentami ONR i Młodzieży Wszechpolskiej, część w brunatnych koszulach. Demonstranci żądali "zapewnienia godnej pracy Polakom w Ojczyźnie". Protestowali przeciw Unii Europejskiej, Traktatowi Lizbońskiemu i planom wprowadzenia w Polsce euro.
Mieszkańcy stolicy, którzy nie wyjechali z miasta na wydłużony weekend, a nie byli zainteresowani manifestowaniem, mogli bawić się na wielu imprezach. Jedną z nich był "Czerwony Pic-Nic", zorganizowany przed Pałacem Kultury i Nauki przez biuro promocji miasta. Jedną z atrakcji plenerowej imprezy był sześciometrowy wiklinowy miś z kultowego filmu Stanisława Barei, można było spotkać "milicjantów" z PRL-u, napić się wody sodowej prosto z saturatora czy zasmakować waty cukrowej.
Samuraje w Poznaniu
Kilkunastu członków prawicowej Akcji Alternatywnej "Naszość" zakłóciło wiec 1-majowy zorganizowany w Poznaniu przez tamtejsze organizacje lewicowe. Zostali zatrzymani przez policję.
Członkowie "Naszości" na kilkanaście minut przed oficjalnym rozpoczęciem wiecu lewicy weszli na Plac Mickiewicza, przebrani za japońskich samurajów. Mieli srebrne atrapy mieczów samurajskich i transparent "Pierwszy maja dniem Samuraja".
- Uważamy, że w obecnej sytuacji politycznej postkomunistycznej lewicy jedynym dobrym dla niej rozwiązaniem jest rytualne seppuku. Partia nie ma poparcia i łączy się przez podział. Towarzyszu, w wolnej chwili weź i popełnij harakiri - powiedział dziennikarzom organizator kontrmanifestacji Piotr Lisiewicz.
Członkowie "Naszości" rozmawiali z posłanką SLD Krystyną Łybacką, próbując ją przekonać do rytualnego samobójstwa podsuwanego jej "miecza". - Harakiri to domena mężczyzn - zwróćcie się państwo do moich kolegów - odparła Łybacka.
Po rozpoczęciu oficjalnego wiecu "samuraje" otoczyli przemawiającego lidera poznańskiej SLD Tomasza Lewandowskiego, który poprosił policję o interwencję. Policjanci usunęli 12 protestujących, którzy przeszkadzali w manifestacji. - Młodzi prawicowcy wywiezieni zostali na komisariat - powiedział póxniej rzecznik poznańskiej policji Zbigniew Paszkiewicz.
Akcja Alternatywna "Naszość" jest prawicową grupą młodzieżową, która zasłynęła m.in. z głośnego procesu, podczas którego lider organizacji był oskarżony o wprowadzenie w błąd policji - powiedział funkcjonariuszom, że nazywa się Lenin. Sąd uniewinnił oskarżonego.
//sk
Źródło: tvn24.pl, PAP, onet.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24