"Skomplikowaną sytuacją życiową i szokiem poporodowym" łodzianka tłumaczy dlaczego tuż po porodzie oddała dziecko jego biologicznemu ojcu. Według "Dziennika" kobieta zgodziła się urodzić dziecko, które genetycznie nie będzie miało z nią nic wspólnego za 30 tysięcy złotych. We wniosku do sądu 32-latka o tym jednak nie wspomina.
W ubiegłym tygodniu "Dziennik" napisał, że Beata Grzybowska rok temu podpisała umowę z bezdzietną parą z Warszawy. Poznała małżeństwo przez agencję, która pośredniczy w kojarzeniu matek zastępczych (surogatek) z ludźmi pragnącymi dziecka. Według gazety kobieta zgodziła się za 30 tys. zł urodzić dziecko. - Wszystko wydawało się proste, jednak w trakcie ciąży łodzianka pokochała dziecko. I chociaż zaraz po porodzie je oddała, teraz mówi z przekonaniem: "Ono jest moje" - napisała gazeta.
We wniosku, który w tej sprawie został już wysłany do wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego dla Miasta Stołecznego Warszawy, nie ma jednak mowy o "umowie". Zwraca się w nim natomiast uwagę na trudną sytuację życiową i szok kobiety, który spowodował, że jeszcze w szpitalu, zdecydowała się oddać dziecko biologicznemu ojcu, aby to on wyłącznie sprawował nad nim opiekę.
"Jest zaniepokojona" losem syna
Jak relacjonuje pełnomocnik łodzianki, mec. Marii Wentland-Walkiewicz, jej klientka nie wie dziś, gdzie przebywa jej syn, nie ma też z nim żadnego kontaktu. - Wyraża ona w związku z tym zaniepokojenie losem swojego dziecka, nie wie, czy jest ono zdrowe i czy nic niepokojącego się z nim nie dzieje - zaznacza pełnomocnik.
We wniosku mec. Wentland-Walkiewicz napisała, że obecnie u kobiety minęły już emocje związane z porodem i w związku z tym jest w stanie zaopiekować się swoim synem. Chce, aby wrócił on do niej. - Pozbawienie mojej mocodawczyni przysługującego jej prawa do opieki nad synem stoi w oczywistej sprzeczności z dobrem małoletniego dziecka, które winno być najwyższą wartością. Niezwykle ważne jest (...), aby matka uczestniczyła osobiście w jego procesie wychowawczym - zaznaczono w piśmie.
Czuma: Łodzianka może walczyć
Mecenas podkreśla, że pomiędzy kobietą a jej synem nawiązała się niezwykle silna "więź uczuciowa", która powstała w czasie ciąży oraz porodu. Jak twierdzi, jej klientka prezentuje swoim zachowaniem "pożądaną wychowawczo postawę wobec syna".
Według ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy, kobieta może walczyć w sądzie o dziecko, zwłaszcza, że w czerwcu weszła w życie nowelizacja Kodeksu rodzinnego. - Wprowadziła starą rzymską zasadę - mater semper certa est - zawsze wiadomo, kto jest matką. Jest nią kobieta, która urodzi - zaznaczał minister w rozmowie z "Dziennikiem".
Kobieta wychowuje dwie kilkuletnie córki.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24