- Ja wiedziałem na pewno, że to nie są głosy, które mogły dochodzić spoza kabiny - mówił w "Dniu na żywo" Edward Łojek, były członek komisji Millera badającej katastrofę smoleńską. Radio RMF FM opublikowało we wtorek fragmenty z najnowszej opinii biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego tupolewa. Wynika z nich m.in., że w kabinie pilotów do samego końca przebywała osoba oznaczona jako Dowódca Sił Powietrznych.
- Komisja Millera nie stwierdziła nigdy, że te głosy, który zostały nagrane, mogły być nagrane z dużej odległości - zaznaczył Łojek.
Brak sterylności kokpitu
Dodał, że "w raporcie komisji Millera jedną z okoliczności, która się przyczyniła do katastrofy, był brak sterylności kokpitu".
- Ten zapis spowodował to, że tego typu regulacje w wojsku już obowiązują. One są oczywiste dla załóg cywilnych latających w liniach lotniczych. Sterylność kokpitu jest żelazną zasadą, którą wszystkie linie lotnicze stosują - podkreślił.
Zauważył, że prokuratura wojskowa stwierdziła, że gen. Błasik przebywając w kokpicie nie złamał ówczesnych przepisów, bo obowiązujące wtedy regulacje nie nakazywały bezwzględnej sterylności kokpitu w wojskowych siłach powietrznych.
- To interpretacja przepisów wówczas obowiązujących - zaznaczył.
Wcześniejsze ekspertyzy nagrania były wadliwe?
Łojek odniósł się także do zawartej w opinii biegłych tezy, że wszystkie wcześniejsze ekspertyzy nagrania były wadliwe - zarówno prowadzone przez MAK, jak i przez komisję Millera, Instytut im. Sehna, czy Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji.
Jak informuje RMF FM, w najnowszej opinii wskazano, że wszystkie wcześniejsze badania oparte były na jednakowych kopiach zapisu przechowanego w Moskwie rejestratora MARS, wykonanych z nieodpowiednią dla uzyskania pełnego zapisu tzw. częstotliwością próbkowania.
Biegli prokuratury wykorzystali zaś własną kopię zapisu, zarejestrowaną podczas specjalnej, dodatkowej wizyty w Moskwie w lutym 2014.
Okazało się, że dotychczas znane kopie nagrania z rejestratora MARS były znacząco zubożone przez sam sposób ich skopiowania, usuwający część zarejestrowanych i wciąż możliwych do odczytania danych na taśmie magnetycznej.
- Zapis analogowy na taśmie magnetofonowej został przetworzony na zapis cyfrowy. W materiałach, które my dostaliśmy, zastosowano technologię, która polegała na użyciu częstotliwości próbkowania 11 kHz. Przy takiej częstotliwości próbkowania maksymalna częstotliwość akustyczna, która może być zarejestrowana to jest 5,5 kHz. Częstotliwość mowy ludzkiej zawiera się do kilkunastu kHz - tłumaczył Łojek.
Doprecyzował, że biegli w najnowszym badaniu wykorzystali dużo wyższą częstotliwość, dzięki czemu mogli dokonać dokładniejszego zapisu rozmów z kokpitu.
Autor: eos//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24