Niedaleko miejscowości Świnoroje (województwo podlaskie) ekipa TVN24 natknęła się na ponad 20-osobową grupę migrantów. Byli przy nich policjanci i strażnicy graniczni. - Na ziemi leżała kobieta przykryta kocem termicznym. Obok niej płakało dwóch mężczyzn - opowiada reporterka, która była świadkiem zatrzymania grupy cudzoziemców. O sprawę zapytaliśmy przedstawicielkę pograniczników. Okazuje się, że mężczyźni to synowie rannej kobiety. Zostali przewiezieni do placówki SG w Narewce. Pozostali cudzoziemcy zostali odwiezieni do linii granicy, nie złożyli - jak twierdzi SG - wniosków o ochronę międzynarodową w Polsce.
W środę około godziny 10 ekipa TVN24, jadąc drogą łączącą Hajnówkę z Narewką (poza strefą stanu wyjątkowego), zauważyła że na poboczu obok lasu znajduje się ponad 20-osobowa grupa migrantów. Ci poprosili o to, by nie publikować ich wizerunków. Na miejscu byli też policjanci i strażnicy graniczni.
- Wśród migrantów nie zauważyłam dzieci. Byli tam mężczyźni oraz jedna kobieta. Ta leżała na ziemi. Przykryto ją kocem termicznym. Obok niej klęczało dwóch mężczyzn. Jeden z nich to był zdaje się jeszcze chłopiec, około 16-letni. Obaj płakali. Młodszy w pewnym momencie zemdlał. Zaraz został jednak szybko ocucony. Trudno powiedzieć, czy źle się poczuł, czy wpływ miały na to emocje – opowiadała Katarzyna Rosicka, reporterka TVN24.
Kobieta trafiła do szpitala, reszta cudzoziemców została zabrana przez Straż Graniczną
Po chwili przyjechała karetka pogotowia, do której trafiła kobieta. - Lekarz powiedział, że jej stan nie jest ciężki. Była wyziębiona i zostanie przetransportowana do szpitala w Hajnówce. Miała przy sobie dokumenty. Urodziła się w 1971 roku – relacjonowała Rosicka.
Dwaj mężczyźni, którzy wcześniej klęczeli przy kobiecie, zostali zabrani przez Straż Graniczną do samochodu osobowego. Reszta trafiła do ciężarówki. Ani policjanci, ani strażnicy graniczni nie powiedzieli naszej ekipie, gdzie migranci zostali zabrani.
Pytana w środę o sprawę rzecznik Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz powiedziała, że o zdarzeniach informacji będzie mogła udzielić w czwartek. Nie było wiadomo więc, co stało się z grupą cudzoziemców.
Matka z synami jest w placówce Straży Granicznej
Katarzyna Zdanowicz wyjaśniła nam w czwartek, że mężczyźni zabrani autem osobowym zadeklarowali, że są synami kobiety, która trafiła do szpitala.
- Jeden ma 17, a drugi 21 lat. Zostali przewiezieni do placówki Straży Granicznej w Narewce, gdzie czekali na matkę. Ta wyszła dziś (w czwartek - red.) ze szpitala. Cała trójka będzie teraz mogła złożyć wniosek o chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową – mówi rzecznik.
Dodaje, że jeśli taki wniosek nie zostanie złożony, osoby te dostaną postanowienie o opuszczeniu terytorium naszego kraju.
- Tak jak to się stało z pozostałymi migrantami zatrzymanymi w okolicach Świnoroi. Strażnicy doprowadzili ich do linii granicy, gdzie migranci przeszli na stronę białoruską – podkreśla Zdanowicz.
Policja dostała zgłoszenie od kierowcy, który zauważył grupę migrantów
Natomiast policja jeszcze w środę podała, że grupa migrantów liczyła 27 osób. - 26 spośród nich to mężczyźni, z czego 25 to obywatele Iraku, a jeden Azerbejdżanu. Kobieta jest natomiast obywatelką Iraku - mówiła w środę młodszy aspirant Elżbieta Zaborowska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Dodała, że policja dostała zgłoszenie w środę około godziny 9.30. - Zgłaszającym był kierowca, który tamtędy przejeżdżał i zauważył grupę migrantów - informowała policjantka.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24