- Stan Przemysława Salety uległ znacznej poprawie - poinformował doc. Andrzej Chmura ze stołecznego szpitala przy ul. Lindleya, gdzie leczony jest sportowiec. Zmniejszyła się niewydolność oddechowa, ale trwa intensywna terapia pacjenta - dodał.
- Wszystkie działania zmierzają do tego, by uwolnić pacjenta od maszyny, która pomaga mu oddychać - powiedział doktor Chmura. Dodał jednak, że nie wiadomo jeszcze kiedy to się stanie. Salecie podawane są leki, które pomagają jego organizmowi przystosować się do funkcjonowania pod respiratorem. Nie wiadomo jednak, czy jest przytomny, bo lekarze odmówili dalszych komentarzy.
Doc. Chmura poinformował dziennikarzy także, że lekarze - zgodnie z życzeniem rodziny Przemysława Salety - będą codziennie przekazywać informacje na temat jego stanu zdrowia. - Mamy nadzieję, że codziennie coraz lepsze - dodał.
"Każdy by tak zrobił" Przed operacją oddania nerki swojej córce Nicole Przemysław Saleta mowił: - Każdy rodzic zrobiłby to dla swojego dziecka. Gdyby nie przeszczep, Nicole do końca życia musiałaby być dializowana. Nie udało się znaleźć innego dawcy niż jej ojciec. Operacja odbyła się w minioną środę. W piątek Przemysław Saleta był w dobrej formie i przygotowywał się do wyjścia ze szpitala. Do znajomych wysyłał SMS-y, w których pisał, że czuje się dobrze.
Jednak w poniedziałek jego stan się pogorszył i trzeba było wykonać kolejną operację. – Trafił do nas z powodu krwawienia. Potem nastąpiła niewydolność oddechowa. Podejrzewamy zator płuc – tłumaczył dziennikarzom dr Andrzej Chmura ze Szpitala Klinicznego im. Dzieciątka Jezus w Warszawie.
Radio RMF poinformowało, że Saleta jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Lekarze jednak - na wyraźną prośbę rodziny - nie komentują stanu zdrowia sportowca. TVN24 dowiedziała się nieoficjalnie w poniedziałek wieczorem, że stan Salety się poprawia.
Saleta: Nie zastanawiałem się czy to zrobić W wywiadzie dla "Gali" Saleta mówił, że nie bał się operacji, ani nie zastanawiał się czy podjąć się całego przedsięwzięcia: - Potrzebowałem tylko czasu na niezbędne badania, żeby sprawdzić, czy mogę być dawcą - mówił.
Dodał, że swoją operację chciałby wykorzystać do promocji przeszczepów rodzinnych, których w Polsce jest bardzo mało. - Po słynnym wystąpieniu ministra Ziobry, który oskarżył lekarza o branie łapówek za przyspieszanie przeszczepów, liczba operacji od obcych dawców drastycznie spadła. Przez kilka miesięcy nie odbyła się żadna - opowiadał bokser tygodnikowi.
- Staram się uświadamiać ludziom, że warto pomagać innym, a lekarze to uczciwi ludzie. Wiadomo, wszędzie może trafić się czarny charakter, ale nie jest łatwo dostać organ poza kolejnością. Najważniejsza jest zgodność medyczna, a o przeszczepie decyduje wielu różnych lekarzy. Ryzyko załatwienia operacji za łapówkę jest znikome. Afera bardzo zaszkodziła transplantacji - mówił Saleta.
Specjaliści: Powikłania przy przeszczepie zdarzają się rzadko Jak pisze "Rzeczpospolita", transplantolodzy boją się, że właśnie ten szum medialny spowoduje kolejne załamanie liczby przeszczepianych narządów. – Powikłania przy przeszczepach nerek zdarzają się niezwykle rzadko, mniej niż co u setnego pacjenta. Powikłań jest znacznie mniej niż przy innych zabiegach chirurgicznych, choćby przy wycięciu wyrostka – mówi "Rz" dr Marek Durlik, kierownik Kliniki Transplantologii Szpitala MSWiA w Warszawie.
Dlaczego tak się dzieje? Operacje wykonywane są w dużych szpitalach przez doświadczonych lekarzy. Małe jest prawdopodobieństwo zakażenia pacjenta. – Co nie zmienia faktu, że to poważna operacja. Nawet przy najprostszym zabiegu może dojść do powikłań. Medycyna to nie matematyka. Tu nie da się wszystkiego przewidzieć – dodaje Durlik.
Do tej pory w Polsce przeszczepiono nerki u 13 tys. pacjentów. W Polsce, inaczej niż na Zachodzie, przeszczepy są wykonywane głównie przy wykorzystaniu narządów dawców zmarłych. Od dawców żywych, prawie zawsze spokrewnionych z biorcami, pobiera się tylko 5 proc. narządów do przeszczepu (w Skandynawii 30 proc.). Lekarze tłumaczą, że rodziny boją się oferować organy do przeszczepienia. Na nową nerkę czeka w Polsce około 1500 osób. Czasem po kilka lat.
Źródło: "Gala", TVN24, "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ Fot. DIGITAL/EAST NEWS/mraclawski