Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wydało w 2023 roku, niedługo przed oddaniem władzy przez PiS, zgodę na sprzedaż wiceprezesowi firmy Dawtona Piotrowi Wielgomasowi działki o powierzchni 160 ha w miejscowości Zabłotnia, przez którą między innymi ma przebiegać linia kolei dużej prędkości z Warszawy do lotniska CPK.
Działka należała do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR). Właściciele Dawtony dzierżawili ją od 2008 roku i wcześniej bezskutecznie ubiegali się o jej wykup. Ostatecznie transakcja została zawarta 1 grudnia 2023 roku, a Dawtona zapłaciła za działkę prawie 23 miliony złotych. Według WP wartość działki wzrośnie nawet kilkunastokrotnie - niebawem może kosztować nawet 400 milionów złotych.
W środę jednak Piotr Wielgomas w rozmowie z "Faktami TVN" zadeklarował, że jest "gotowy do rozmów". Dodał też, że "jeżeli rzeczywiście działka ma strategiczne znaczenie", o czym, jak dodał, dotąd nie wiedział, "organy mają prawo odkupu na warunkach zapisanych w umowie".
Czy Horała ma sobie coś do zarzucenia? "No przepraszam, bez żartów"
Sprawę komentowali w programie "Tak jest" w TVN24 Krzysztof Śmiszek, europoseł Nowej Lewicy i poseł PiS-u Marcin Horała, w czasach rządów tej partii pełnomocnik rządu do spraw CPK.
Polityk PiS-u zapytany czy ma sobie coś do zarzucenia, odparł: - No przepraszam, ale bez żartów.
- Nawet osoby wrogie Prawu i Sprawiedliwości mówią, że w tej sprawie CPK wielokrotnie występowało o to, żeby ta działka była przekazana CPK. A ja jeszcze na cztery dni przed oddaniem swego urzędu wygenerowałem pismo i wysłałem, że właśnie ta działka ma nie być sprzedawana - powiedział.
Prowadząca Agata Adamek przypomniała, że to pismo do KOWR wyszło od Horały 8 grudnia 2023 roku, już po tym, jak działka została sprzedana. Tymczasem ówczesny prezes CPK Mikołaj Wild skierował do Horały pismo z prośbą o interwencję już 24 listopada 2023 roku.
Horała tłumaczył to teraz obiegiem dokumentów. - Jeżeli jakieś pismo jest datowane na 24 listopada, (...) to nie znaczy, że ono jest na moim biurku 24 listopada. Bo ono jest dekretowane, przechodzi obieg dokumentów w ministerstwie, jest stworzona odpowiedź, dostaje opinie prawne, jest dekretowana i wysyłana. I bardzo dobrze, że tak jest, bo gdybym ja po prostu siadł i ją napisał, to ona by zginęła teraz i byście mówili, że ja nie zareagowałem - tłumaczył polityk PiS-u.
Horała: tak działa obieg dokumentów. Śmiszek: jak jest coś pilnego, to trzeba dzwonić
Na takie tłumaczenia ze strony Horały zareagował Krzysztof Śmiszek.
- Ja też jako wiceminister (sprawiedliwości - red.) wysyłałem mnóstwo pism każdego dnia, natomiast jeśli było coś pilnego, a było takich spraw w mojej karierze mnóstwo, to brałem telefon, to pojechałem do konkretnego ministra, spotykałem się z ministrem i mówiłem - "Słuchaj, jest coś ważnego, załatwiamy, trzeba coś popchnąć, trzeba coś zablokować, bo gonią terminy albo może stać się coś ważnego" - mówił.
Prowadząca Agata Adamek zapytała Horałę czy w takiej palącej sytuacji nie mógł zadzwonić do konkretnych osób, które mogłyby robić coś w tej sprawie, a nie ograniczać się do pism.
- Po pierwsze administracja tak nie działa, a po drugie - no właśnie gdyby nie było tych pism, to teraz ja bym miał oskarżenia, że nic nie zrobiłem - odparł.
- Wszystko co leżało w kompetencjach CPK i pełnomocnika do spraw CPK, zrobiłem. KOWR zawarł tam warunek, po którym możemy odzyskać (tę działkę - red.). I teraz ja się pytam - czemu pełnomocnik do spraw CPK, który jest moim następcą, mając w swoich kompetencjach zmianę strategii zagospodarowania otoczenia CPK, przez 600 dni jej nie zmienił? - mówił dalej polityk PiS-u.
- Gdybym miał być jeszcze pełnomocnikiem przez miesiąc albo dwa dłużej, to sprawa by była załatwiona w marcu 2024 - przekonywał Horała.
Śmiszek: oni zachowywali jak w "Psach" Pasikowskiego
Krzysztof Śmiszek, oceniając całość tej sprawy, mówił, że odnosi wrażenie, że przedstawiciele PiS-u na koniec swoich rządów "wszyscy zachowywali się jak w 'Psach' Pasikowskiego". - Wszyscy palili dokumenty, a jak nie palili dokumentów, to robili na ostatniej prostej jakieś przekręty, robili jakieś wały - powiedział.
Zdaniem polityka Nowej Lewicy "mamy do czynienia z absolutnym wciskaniem ludziom kitu".
- Bo mówiono nam, że ten dwutygodniowy rząd to miał prowadzić Polskę ku lepszej przyszłości, a ten nowy rząd, dwutygodniowy, miał jeszcze dokończyć wszystkie biznesy i wszystkie wały Prawa i Sprawiedliwości. Pozamykać sprawy, posprzedawać działki, ponapychać kieszenie po to, żeby się urządzić na kolejne lata - mówił dalej.
Autorka/Autor: mjz
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24