Prezes PiS Jarosław Kaczyński poparł pomysł zbojkotowania ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie przez Donalda Tuska. Jednocześnie politycy PiS na znak sprzeciwu wobec łamania praw człowieka w Tybecie przypięli do ubrań pomarańczowe wstążki.
- Ja popieram to, co ostatnio robi Donald Tusk, uważam, że to akurat jest słuszna decyzja to powstrzymanie się od wizyty. (...) Tutaj Unia by mogła naprawdę odegrać dużą rolę, ale także w kontaktach z innymi państwami demokratycznymi podjąć jakieś bardziej realne działania - powiedział w radiowych Sygnałach Dnia Jarosław Kaczyński.
Ja popieram to, co ostatnio robi Donald Tusk, uważam, że to akurat jest słuszna decyzja to powstrzymanie się od wizyty. szef PiS Jarosław Kaczyński
Przed tygodniem Donald Tusk oznajmił, że nie zamierza brać udziału w ceremonii otwarcia Igrzysk w Pekinie. To jedna z najbardziej zdecydowanych wśród europejskich polityków deklaracji sprzeciwu wobec ostatnich wydarzeń w Tybecie.
J. Kaczyński przyznał, że "jest zwolennikiem działań, które uświadomią Chińczykom, że nie mają nieograniczonych możliwości", choć zastrzegł, że Polska nie powinna za bardzo występować przed szereg. - Chiny są wielką potęgą, ta potęga nieustannie rośnie, politycy europejscy i amerykańscy nie bardzo mają ochotę podejmować jakieś bardziej zdecydowane działania i oczywiście Polska musi jakichś tam realiów się trzymać, musi działać tutaj w ramach tych realiów, które są - uznał były premier.
Pomarańczowe PiS
W piątek Biuro Prasowe PiS poinformowało, że niektórzy parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości na znak sprzeciwu wobec represjom chińskim w Tybecie będą nosić pomarańczowe wstążki. Jednym w pierwszych, którzy to uczynili jest były wiceszef MSZ Paweł Kowal.
W oświadczeniu podkreślono, że wielu z nich walczyło o przemiany demokratyczne w Polsce i "dlatego dziś nie mogą pozostać obojętni na to, co dzieje się w Tybecie".
Od ponad 50 lat ten wspaniały kraj znajduje się pod chińską okupacją. Władze Chin nie przestrzegają podstawowych praw obywatelskich. Dyskryminują Tybetańczyków i niszczą wielowiekową kulturę opartą na wyrzeczeniu się przemocy i pokojowej koegzystencji. fragment oświadczenia Biura Prasowego PiS
"Od ponad 50 lat ten wspaniały kraj znajduje się pod chińską okupacją. Władze Chin nie przestrzegają podstawowych praw obywatelskich. Dyskryminują Tybetańczyków i niszczą wielowiekową kulturę opartą na wyrzeczeniu się przemocy i pokojowej koegzystencji" - czytamy w oświadczeniu.
Wystąpienia antychińskie w Tybecie
10 marca, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom, mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze, które w kolejnych dniach przerodziły się w największe od 20 lat antychińskie demonstracje. Według tybetańczyków w starciach z policją zginęło około 140 osób.
W Tybetu zostali usunięci zagraniczni dziennikarze i obserwatorzy, w związku z tym świat zdany jest głównie na relacje oficjalnej chińskiej agencji prasowej, które nie grzeszą obiektywizmem.
Chińskie wojska dokonały aneksji Tybetu w 1950 r. Początkowo składane obietnice autonomii kulturalnej i religijnej nie zostały dotrzymane.
Zaczęły się represje, niszczenie klasztorów, palenie świętych ksiąg, intensywne akcje kolonizacyjne - Tybetańczyków sprowadzono do roli obywateli drugiej kategorii.
Wszelkie przejawy nieposłuszeństwa były krwawo tłumione. Oblicza się, że w ciągu ponad 50 lat okupacji, z ręki Chińczyków zginęło co najmniej 1,2 miliona Tybetańczyków. Zniszczono też ponad pięć tysięcy klasztorów buddyjskich.
W związku z sytuacją w kraju, w 1959 roku XIV Dalajlama uciekł w Chin i ostatnie 50 lat spędził na uchodźstwie. Przez ten czas niezmordowanie zabiega o dialog z chińskim rządem i propaguje pokojowy sposób rozwiązania konfliktu.
Za swoją działalność w 1989 roku, Dalajlama został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla.