Ta głośna sprawa dotyczy sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej Stanisława Gawłowskiego. Mieliśmy tu już między innymi przeszukanie domu polityka przez CBA w przeddzień świąt i zarzut politycznego wykorzystywania prokuratury stawiany przez Gawłowskiego i jego partyjnych kolegów. Czy takie zarzuty są uprawnione i o co tak naprawdę chodzi w sprawie Stanisława Gawłowskiego? ("Czarno na białym")
Prokuratura chce postawić sekretarzowi generalnemu PO zarzuty popełnienia pięciu przestępstw, w tym trzech o charakterze korupcyjnym. Chodzi o okres, gdy Gawłowski pełnił funkcję wiceministra ochrony środowiska w rządach PO-PSL.
Prokuratura i CBA przeszukały już dom i mieszkanie Gawłowskiego. Zrobiły to dzień przed świętami Bożego Narodzenia.
- Miałem takie wrażenie, że uczestniczę w jakimś teatrze, w jakimś przedstawieniu. Zobaczyłem przed swoim domem kilkunastu agentów CBA z pistoletami, z kajdankami. Zobaczyłem wozy transmisyjne telewizji publicznej. Kamery, dziennikarze - mówi Stanisław Gawłowski.
Pojawia się pytanie, dlaczego do przeszukania doszło właśnie wtedy. Świadkowie swoje zeznania złożyli znacznie wcześniej. Prokuratura wiedziała też, że ewentualne zatrzymanie posła będzie możliwe dopiero w kolejnym roku, gdy wyda na nie zgodę Sejm.
- Oni już w przeszłości rozgrywali wszystkie, nawet korzystne sprawy politycznie, także po prostu niszczyli ich wiarygodność i tu robią podobnie, bo ewidentnie widać, że to historia koordynowana pod Gawłowskiego. Widać, że w tej sprawie biorą górę emocje polityczne po stronie prokuratury, CBA, a nie są profesjonalni do końca - mówi reporterowi "Czarno na białym" były oficer służb specjalnych.
"Jakby pisał scenariusz do tej historii"
Najważniejsze zeznania, które mogą stać się gwoździem do trumny byłego wiceministra złożył Krzysztof B., przedsiębiorca z Darłowa, a dziś mały świadek koronny. Już kilka miesięcy wcześniej miał przepowiedzieć przyszłość Gawłowskiego. Krzysztof B. przy okazji spotkania miał o tym opowiadać miedzy innymi informatorowi "Czarno na białym", urzędnikowi z województwa zachodniopomorskiego, który chce pozostać anonimowy.
- Jakby pisał scenariusz do tej historii. Już w sierpniu opowiadał właśnie o tym, co się będzie działo, jak się będzie działo. I dzisiaj aż jestem zdumiony, że wszystko się sprawdziło - mówi. - Mówił, żebym się nie pojawiał w towarzystwie ministra Gawłowskiego. On jeszcze pójdzie na krótko, nie wiem czy do aresztu czy do wiezienia i będzie miał już spokój z tak zwaną "aferą melioracyjną", natomiast problemy to będzie miał głównie minister Gawłowski - dodaje.
Miał wręczyć 170 tysięcy złotych łapówki
Krzysztofa B. w Darłowie wszyscy dobrze znają. - Miał jakiś biznes na plaży, prowadził sklep z ciuchami, tu w Darłowie. Później poszedł w biznesy takie już wyższe i znalazł innych kolegów. Mała miejscowość, to my tu nie robimy dużych biznesów - mówi zachowujący anonimowość urzędnik z Darłowa.
Według zeznań Krzysztof B. miał wręczyć Gawłowskiemu 170 tysięcy złotych łapówki. - Miałem przyjąć łapówkę od członka PiS-u, o którym inni członkowie PiS-u piszą, że on jest zaangażowany w kampanię wyborczą PiS - zwraca uwagę Stanisław Gawłowski. Chodzi o dokument podpisany przez członków lokalnych struktur PiS z Darłowa. Bronią w nim aresztowanego w 2013 roku Krzysztofa B. List adresowany jest do polityka tej partii, obecnie szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego.
- Pan Krzysztof B. był członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Był kierowcą, nazwijmy to "nadwornym" Czesława Hoca, wówczas takiego barona koszalińskiego, pisowskiego, teraz europosła - mówi zachowujący anonimowość urzędnik z Darłowa.
"Kto mógł przewidzieć wynik wyborów"
Łapówka miała być w zamian za przychylność w przyszłych, organizowanych przez zachodniopomorski wydział melioracji przetargach. Miała być wręczona wiceministrowi w nieustalonym dniu 2011 roku. Miało to być tuż przed wyborami i nie było oczywiste, że wygra w nich Platforma Obywatelska.
- Dać wiarę wyjaśnieniom podejrzanego, który twierdzi, że w czasie kampanii wyborczej, jako członek Prawa i Sprawiedliwości wpłacał na kampanię Platformy Obywatelskiej, po to żeby korumpować pana Gawłowskiego na wypadek jego przyszłego ministrowania po wyborach, to jest absurd. Kto mógł przewidzieć wynik wyborów w 2011 roku, jeżeli sondażownie nie potrafiły tego przewidzieć - mówi Roman Giertych, pełnomocnik Stanisława Gawłowskiego.
Może liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary
Krzysztof B. w związku z korumpowaniem dyrektora Zarządu Melioracji w Szczecinie został zatrzymany w 2014 roku. O udziale Stanisława Gawłowskiego przypomniał sobie jednak dopiero dwa lata później, już po objęciu prokuratury przez Zbigniewa Ziobrę.
Nie chciał rozmawiał z reporterem "Czarno na białym". Za swoje nowe zeznania może liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary. Krzysztof B. miał wielokrotnie powoływać się na znajomość ze Stanisławem Gawłowskim. - Na pewno na lokalnych działaczy w województwie zachodniopomorskim ta osoba się powoływała lub też inaczej - wspominała, że ich zna, że ma kontakt i że zna wszystkich ważniejszych polityków w regionie - mówi urzędnik z województwa zachodniopomorskiego, który chce pozostać anonimowy.
Znajomość
Krzysztof B. i Gawłowski rzeczywiście się znali. Jeździli razem na na skuterach wodnych. Według materiału zgromadzonego przez prokuraturę, to właśnie tam miały być ustalane kwoty łapówek. Gawłowski miał także upoważnić Krzysztofa B. do wręczenia łapówek dyrektorowi Zarządu Melioracji, Tomaszowi P. Wszystko za wygrywanie przetargów.
Reporter "Czarno na białym" Leszek Dawidowicz chciał zapytać byłego już dyrektora, czy faktycznie tak było. Tomasz P. nie chciał odpowiadać na pytania.
Miał zażądać zegarków
Stanisława Gawłowskiego swoimi zeznaniami obciąża także były wicedyrektor Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Łukasz L. Łukasz L. zeznał, że w 2011 roku Gawłowski zażądał od niego dwóch zegarków za utrzymanie pracy w instytucie. Z nieznanego adresu mailowego miał wysłać wybrany model z dopiskiem "razy dwa". Gawłowski faktycznie ma zegarek tej marki, ale kupiony cztery lata wcześniej, na co ma stosowny rachunek. Jest też to zupełnie inny model niż ten, którego szuka prokuratura.
Bohaterowie układu w IMGW
Łukasz L. i jego zwierzchnik dyrektor Mieczysław O. to główni bohaterowie układu w IMGW rozbitego przez ABW. Prokuratura oskarża ich o udział w wyprowadzeniu z instytutu ponad miliona złotych i wzięcie ponad 800 tysięcy złotych łapówek.
- Zarzuty przedstawiono 19 osobom. Przedstawiono łącznie ponad 140 zarzutów popełnienia przestępstw - informuje prok. Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jeszcze do niedawna profesor Mieczysław O. był doradcą Jana Szyszki. Gawłowskiemu udało się odnaleźć zdjęcie, na którym profesor ma zegarek bliźniaczo podobny do tego, jaki miał być łapówką dla posła.
Wieloletni dyrektor instytutu Mieczysław O. traktował IMGW jak swój prywatny folwark. Od blisko roku jest tymczasowo aresztowany.
- Polecał wypłaty z kasy instytutu w celu zakupu biletów lotniczych na loty jego i swojej żony. Polecał, bądź zatrudniał osoby, które następnie dzieliły się z nim znaczną częścią wynagrodzenia, a także przyjmował od podległych pracowników korzyści majątkowe w postaci części premii, jakie oni uzyskiwali w związku z pełnioną pracą - tłumaczy prok. Łapczyński. Łukasz L. odpowiadał za PR instytutu i był jego rzecznikiem. W 2013 roku, ówczesny wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski chciał go zwolnić, gdy miedzy innymi mobbing zarzucali mu pracownicy. W instytucie mówiło się też, że to krewny jednego z polityków PiS-u.
Gawłowski tłumaczy, że było na niego bardzo dużo skarg, nie tylko od pracowników.
Nagrana rozmowa
W 2013 roku Łukasz L. potajemnie nagrywa rozmowę przy kolacji z dyrektorem i jednocześnie partnerem. Jako pierwszy stenogramy z tej rozmowy opublikował "Newsweek". Większość rozmowy poświęcona jest temu, jak nie wykonać polecenia Gawłowskiego, który polecił zwolnić Łukasza L. Dziwi fakt, że przez dwie godziny kochankowie nie wspominają o zegarkach, które mieli wręczyć dwa lata wcześniej. - Nadal są problemy z Gawłowskim, który nadal chce go (Łukasza L.- red.) zwolnić. Jego głównym celem - tak może się wydawać z tej rozmowy - jest doprowadzenie do usunięcia tego człowieka z tej państwowej instytucji. Więc co, łapówka nie zadziałała, czy była za mała? Ale to też w tej rozmowie się w żaden sposób nie pojawia. Rozmowa jest prywatna, toczy się gdzieś przy alkoholu, wieczorem, przy kolacji, wiec rozumiem, że w takiej sytuacji, kiedy druga strona nie wie, że jest nagrywana, to raczej się rozmawia w sposób otwarty - zauważa Michał Krzymowski z "Newsweeka".
"Żadnych znamion o charakterze politycznym"
Prawnicy, z którymi rozmawiał reporter "Czarno na białym" nie chcą się jednak zgodzić z tym - jak chciałby sam Gawłowski - że wniosek prokuratury ma charakter polityczny. - W moim przekonaniu ten wniosek - nie przesądzając o odpowiedzialności - nie nosi żadnych znamion wniosku o charakterze politycznym. Jest wnioskiem merytorycznym, jest wnioskiem, który powinien zostać rozpoznany - uważa mecenas Piotr Schramm.
Wniosek o zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Stanisława Gawłowskiego trafił już do Sejmu. O jego losie zdecydują posłowie. Gawłowski sam zrzekł się immunitetu. Przez dwa tygodnie prokuratura w Szczecinie nie znalazła czasu, żeby porozmawiać z reporterem "Czarno na białym" o sprawie byłego wiceministra środowiska.
Autor: js/mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24