Naczelna Prokuratura Wojskowa chce uchylenia wyroku uniewinniającego dla siedmiu żołnierzy ws. Nangar Khel. Według prokuratorów, sąd I instancji dokonał błędnych ustaleń faktycznych i pominął część dowodów z akt tajnych. Obrońcy chcą utrzymania uniewinnień w mocy. Apelację rozpatruje Izba Wojskowa Sądu Najwyższego. W środę głos zabiorą sami oskarżeni żołnierze.
Apelację prokuratury oraz jednego z obrońców - który chce, aby podstawą uniewinnienia jego klienta nie był brak dowodów, lecz stwierdzenie, że nie popełniono zbrodni - rozpatruje od wtorku Izba Wojskowa Sądu Najwyższego.
Uniewinniający wyrok I instancji w sprawie Nangar Khel nie powinien się ostać. Prokurator NPW płk Jan Żak
- Uniewinniający wyrok I instancji w sprawie Nangar Khel nie powinien się ostać - oświadczył przed sądem prokurator NPW płk Jan Żak. Według prokuratury Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie, uniewinniając w czerwcu zeszłego roku wszystkich oskarżonych żołnierzy, dokonał błędnych ustaleń faktycznych. Oskarżyciele uważają, że były wystarczające podstawy, by uznać, że oskarżony dowódca grupy bojowej kpt. Olgierd C. wydał podległemu plutonowi rozkaz ostrzelania wioski, a jego podwładni rozkaz wykonali. Musieli więc zgodzić się na strzelanie do niebronionego obiektu cywilnego.
"Sąd pominął dowody z akt tajnych"
Ponadto - zdaniem drugiego z prokuratorów, płk. Jakuba Mytycha - sąd I instancji, oceniając w wyroku dowody, pominął te z akt tajnych. Wniosek taki wyciągnął stwierdzając, że w kancelarii tajnej sądu brak jest podpisów sędziów, co świadczyłoby, że zapoznali się oni z tą dokumentacją. Co do innych obciążających zeznań, według prokuratury sąd nie uzasadnił, czemu ich nie uwzględnił.
Według prokuratury nie było także ataku talibów przed ostrzałem - jak twierdzili oskarżeni. Według płk. Żaka to kpt. C. zainspirował swych podwładnych do przyjęcia takiej wersji, gdy sam powiedział im, że w rozmowie z Afgańczykami będzie mówił, że polscy żołnierze byli zaatakowani przez talibów.
Podwładni Olgierda C. mogli mieć subiektywne przekonanie, że padł rozkaz. Ale to jak zabawa w głuchy telefon - bo długi był łańcuch pośredników. Mec. Andrzej Kmieciak
"To jak zabawa w głuchy telefon"
Broniący kpt. C. adwokaci Andrzej Kmieciak i Adam Pacyna przekonywali, że wyrok I instancji uniewinniający ich klienta, oskarżonego o wydanie rozkazu strzelania do wioski, jest prawidłowy. - Jego podwładni mogli mieć subiektywne przekonanie, że padł rozkaz. Ale to jak zabawa w głuchy telefon - bo długi był łańcuch pośredników - mówił mec. Kmieciak. Jak podkreślił, wyjaśnienia jego klienta są konsekwentne i logiczne. - Prokuratura wojskowa kieruje do sądu akt oskarżenia w takiej bezprecedensowej sprawie, a ten akt oskarżenia jest ułomny. To prokurator ma obowiązek w stu procentach udowodnić winę oskarżonemu, nie zaś być biernym obserwatorem rozprawy - dodawał mec. Pacyna.
- To jest sprawa nieodpowiedzialnych polityków, że polskich żołnierzy wysyłają na misje, na których ci żołnierze muszą przelewać krew, a potem są ciągani po sądach - mówił przed sądem mec. Jacek Kondracki, obrońca ppor. Bywalca, wnosząc o utrzymanie w mocy jego uniewinnienia.
Uniewinnieni w I instancji
To jest sprawa nieodpowiedzialnych polityków, że polskich żołnierzy wysyłają na misje, na których ci żołnierze muszą przelewać krew, a potem są ciągani po sądach. Mec. Jacek Kondracki
Do tragicznych zdarzeń w Afganistanie doszło 16 sierpnia 2007 r., gdy w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna oraz troje dzieci; dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu. Konwencja haska stwierdza, że ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi jest chroniona jej przepisami "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie.
Prokuratura Wojskowa z Poznania oskarżyła o taką zbrodnię siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasza Bywalca - "Bolca", chor. Andrzeja Osieckiego - "Osę", plut. Tomasza Borysiewicza "Borysa" (przeszedł do rezerwy), starszych szeregowych Jacka J. i Roberta B. oraz st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego, który jako jedyny nie miał zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu. Groziło im do dożywocia, a Ligockiemu - do 15 lat więzienia. Bywalec, Osiecki, Borysiewicz i Ligocki zgadzają się na podawanie w mediach swych danych. Nie życzy sobie tego Olgierd C.; Jacka J. i Roberta B. nie było we wtorek w SN.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie, uniewinniając podsądnych, stwierdził, że prokuratura nie przedstawiła wystarczających dowodów, by skazać kapitana C., Bywalca, Osieckiego, Borysiewicza i Ligockiego. Co do Jacka J. i Roberta B. sąd stwierdził, że brak jest podstaw do przypisania im zarzutu zbrodni wojennej.
Źródło: PAP