Od ponad miesiąca mieszkańcy wioski Czarna Dąbrówka (woj. pomorskie) okupują wjazd na prywatny teren należący do hodowcy świń. Żądają zamknięcia uciążliwej - jak mówią - chlewni. Jej właściciel nie ma sobie nic do zarzucenia. - Jestem obcy i po chcą mnie wykurzyć - przekonuje. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
Wojciech Ziegert dwa lata temu kupił kilka hektarów ziemi wraz z zabudowaniami. Na początku hodował kury. Nie powodowało to wówczas większych problemów z sąsiadami. Konflikt i protesty rozpoczęły się, kiedy w maju - jak opowiadają okoliczni mieszkańcy - zaczął zwozić do gospodarstwa warchlaki, łącznie około 600 sztuk. Zdaniem sąsiadów chlewni, smród wydobywający się z niej jest nie do zniesienia.
"Smród nie do zniesienia"
- Jestem instruktorem sportu, prowadzę zespoły piłkarskie, pracuję z młodzieżą. Dzieciaki mi mdlały, miały odruchy wymiotne - opowiada Tadeusz Gralak, organizator protestu.
Wojciech Ziegert inaczej widzi przyczyny konfliktu. - Jestem tam obcy i po prostu chcą mnie stamtąd wykurzyć - mówi. Jego zdaniem chlewnia nie powinna nikomu przeszkadzać. - Są stosowane preparaty odorobójcze, byłem kontrolowany przez powiatowego weterynarza, a następnie przez wojewódzkiego weterynarza. Nie stwierdzono żadnych mocniejszych odorów - przekonuje.
Wójt Czarnej Dąbrówki chce jednak zamknięcia hodowli. O przeprowadzenie kontroli w gospodarstwie poprosił Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Na wynik trzeba czekać kilka tygodni.
Wójt, przy okazji remontu wodociągu, nakazał rozebranie drogi dojazdowej do hodowli, która - jego zdaniem - jest nielegalna. Przytacza argumenty na rzecz swojej opinii.
- Po pierwsze: (hodowca) powinien zgłosić zamiar prowadzenia hodowli i uzyskać decyzję wójta. Nie ma. Po drugie: zmiana charakteru obiektów z warsztatowych na kury. Nie ma. Z kur z kolei na świnie. Nie ma. Nielegalnie wykonał ujęcie wody, pobór wody również odbywa się nielegalnie - wylicza wójt Czarnej Dąbrówki Jan Klasa. Według niego są przesłanki do tego, "żeby inspektor nadzoru budowlanego natychmiast wydał decyzję o zaprzestaniu tego procederu".
"Wójt mnie nie lubi i nęka"
Takie stanowisko dziwi hodowcę.
- Nie rozumiem wójta, dlaczego on tak bardzo mnie nie lubi, nęka i nasyła na mnie tyle kontroli - mówi Ziegert. Jak dodaje, większość ludzi, którzy teraz protestują, pracowała kiedyś w PGR-ach i podobne chlewnie oraz podobne zapachy mieli przy swoich domach. - Nie rozumiem ich podejścia - przyznaje.
- To, że my jesteśmy ze wsi, mieszkamy na wsi, nie znaczy, że w gnoju musimy brodzić i gnój wąchać - odpowiada jedna z mieszkanek.
Konflikt jest poważny. Mieszkańcy postanowili zablokować dojazd do gospodarstwa, z kolei policjanci próbują umożliwić hodowcy dojazd do jego zabudowań. To nie podoba się protestującym.
- Wjeżdża z impetem swoimi samochodami, swoimi ciągnikami, chce nas porozjeżdżać i jeszcze się na nas obraża i wzywa policję, bo my jesteśmy ci źli - mówi jedna z nich.
Na zarzuty odpowiada Wojciech Ziegert. - Tak, prowadziłem sprzęt, ładowarkę, gdzie chciałem umożliwić wjazd transportu kolejnych zwierząt. Niestety, ludzie wybiegli przed tę maszynę, ale nikomu krzywda się nie stała, więc niech oni nie pokazują tego w tak drastycznym świetle - zauważa.
"To nigdy nie były budynki gospodarcze"
Chlewnia mogła powstać, bo miejscowy starosta wpisał teren, na którym prowadzona jest hodowla do ewidencji jako rolniczy, choć był on przedtem określany jako przemysłowy. Wójt gminy Czarna Dąbrówka taką decyzją starosty jest oburzony. Podejrzewał przestępstwo, powiadomił prokuraturę, ta jednak sprawę umorzyła. Wówczas protest rozpoczął się także przed budynkiem starostwa.
- Oczekujemy wycofania decyzji pierwotnej, gdzie przekwalifikował działkę inwestycyjną na rolną i ujawnił budynki rolne w gospodarstwie, kiedy one zawsze były przemysłowe. Nigdy to nie były budynki gospodarcze - przekonuje protestująca kobieta.
Starosta powiatu bytowskiego Leszek Waszkiewicz uważa, że jego urzędnik dobrze sprawdził dokumenty.
- Jest osobną kwestią, czy geodeta wykonał te ustalenia rzetelnie - mówi. - Powinien się uderzyć w pierś właściciel nieruchomości, albowiem dokonał zmian w sposobie użytkowania nieruchomości z pominięciem prawa budowlanego - przekonuje.
Protest trwa
Starosta w końcu decyzję uchylił i uznał, że hodowla znajduje się na terenie przemysłowym. Rolnik złożył odwołanie.
Tadeusz Gralak zapowiada, że protestujący nie zrezygnują. - Mieszkańcy powiedzieli, że nie cofną się ani o krok - mówi.
Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN