Dwie osoby są ofiarami katastrofy niewielkiego samolotu Sting w okolicach miejscowości Otwock Wielki (woj. mazowieckie). - Samolot leciał z Konstancina. Na pokładzie było dwóch mężczyzn: właściciel samolotu oraz bardzo doświadczony pilot LOT, który zamierzał nabyć maszynę - poinformował Jan Borowski, właściciel firmy, która hangarowała maszynę. Wiadomo już, że samolot uderzył w ziemię pod dużym kątem.
Jak poinformowała policja, informacja o wypadku napłynęła o godz. 14.30. - Mamy dwie ofiary - powiedział Jarosław Sawicki z policji w Otwocku. - Samolot spadł na pola, wbił się centralnie w ziemię - dodał. Ofiarami katastrofy są dwaj mężczyźni w wieku 25 i 54 lat.
Są to: właściciel maszyny oraz pilot Polskich Linii Lotniczych LOT. - Polecieli sprawdzić jak lata i nie wrócili - powiedział Jan Borowski, właściciel firmy, która hangarowała samolot. Dodał też, że maszyna która uległa katastrofie, to ultralekki czeski samolot Sting. - Właściciel samolotu latał od dwóch lat. Był bardzo pracowity i ostrożny - mówił Borowski.
Ciała mężczyzn zostaną przewiezione do zakładu medycyny sądowej. Być może jeszcze w środę zostanie podjęta próba zabrania wraku samolotu z bagna.
"Samolot uderzył w ziemię pod dużym kątem"
Straż pożarna poinformowała, że nie ma więcej ofiar. - Prawdopodobnie wykonywał jakąś ewolucję lub miał awarię - mówił Tuszowski. Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich powiedział IAR , że na miejsce udał się zespół ekspertów, który ma wyjaśnić przyczyny wypadku. Klich dodał, że z pierwszych zdjęć zrobionych na miejscu katastrofy wynika, że samolot uderzył w ziemię pod dużym kątem.
Jak dodał, prawdopodobnie awionetka straciła gwałtownie na prędkości, mogło dojść do uszkodzenia płata lub silnika. Szef Państwowej Komisji Wypadków lotniczych ocenił, że ustalenie dokładnej przyczyny katastrofy i sporządzenie dokumentacji potrwa kilka miesięcy.
"Nasza rola w całej akcji się zakończyła"
Na miejscu są policja, prokurator oraz cztery jednostki straży pożarnej, które zabezpieczają rejon wypadku. Samolot spadł na trudno dostępny, podmokły teren, dlatego akcja jest utrudniona. Do wypadku wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowie Ratunkowego. Maszyna wyleciała jak tylko pogotowie otrzymało zgłoszenie o katastrofie ultralekkiego, jednosilnikowego samolotu. Jednak jeszcze podczas lotu lekarze z karetek znajdujących się na miejscu poinformowali sanitariuszy lotniczych, że obie osoby lecące awionetką nie żyją. - Nasza rola w całej akcji się zakończyła – powiedział w TVN24 szef LPR Robert Gałązkowski.
Świadkowie: było słychać jak przerywa silnik
Według świadków, było słychać jak w samolocie przerywa silnik. - To był dziwny odgłos - opowiadał jeden ze świadków. Warunki pogodowe były bardzo dobre.
Informację o katastrofie otrzymaliśmy na platformę Kontakt TVN24.
Źródło: TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: "Błękitny 24" / TVN24