- We wcześniejszych ekspertyzach zastosowano zbyt niską częstotliwość próbkowania, co spowodowało zubożeniem tych danych, które z taśmy można było "wycisnąć" - mówił w "Dniu na żywo" Tomasz Skory z RMF FM. Zdaniem dziennikarza, ujawnienie zapisów nie będzie miało konsekwencji dla wyjaśnienia oficjalnych przyczyn katastrofy Smoleńskiej.
Tomasz Skory, zapytany w "Dniu na żywo" o zarzuty prokuratury odnośnie nieścisłości występujących w przedstawionych przez RMF FM stenogramach, stwierdził, że wynikają one z tego, że materiały były "redagowane", bo "stenogramy są dość nieczytelne".
- Trzeba było przełożyć je na dialog - wyodrębnić te wątki, które nie mają znaczenia, z pobocznymi wątkami - typu mały gaz, klapy w bok. To zrobiliśmy, opracowując te materiały - powiedział Skory.
- Teraz to już nie ma znaczenia, bo o 14.00 pełny zapis tych stenogramów zawisł u nas na stronie, po zarzutach prokuratury opublikowaliśmy pełny zapis. Każdy może się przyjrzeć, czy ta redakcja mu odpowiada - dodał.
Wadliwe stenogramy
Tomasz Skory wyjaśnił, jak powstały stenogramy. - Zrobił to zespól biegłych, który w sierpniu 2013 uznał, że wcześniejsze ekspertyzy, odczyty robione przez Krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych i Centralne Laboratorium Kryminalistyczne i wcześniejszy jeszcze zapis przygotowany przez MAK, są wadliwe - ocenił Skory.
- Zastosowano zbyt niską częstotliwość próbkowania, co spowodowało zubożenie tych danych, które z taśmy można było "wycisnąć". Stąd właśnie eksperci przystąpili do swojego wyjazdu do Moskwy, tam zrobili kopie z taśmy, która cały czas jest tam przetrzymywana w komitecie śledczym. A potem poddali tę kopię obróbce, analizie i stąd o 30-40 procent więcej więcej odczytanych słów w tym ostatnim stenogramie - wyjaśnił.
Złe warunki pracy w kokpicie
Dziennikarz zapytany, jakie konsekwencje niesie ze sobą ujawnienie stenogramów, ocenił, że "dla wyjaśnienia przyczyn nie będą miały znaczenia".
- Ale te stenogramy dają pojęcie o tym, w jakich warunkach pracowała ta załoga. Nie były to warunki sterylne, tak jak przywykło się to określać, warunki panujące w kokpicie podczas skomplikowanych manewrów, do których z pewnością należy lądowanie - zauważył.
- W ciągu ostatnich 20 minut lotu załoga siedem razy prosi o ciszę. Mniej lub bardziej stara się doprowadzić do tego, żeby w kokpicie i w otoczeniu kokpitu było ciszej, żeby mogli pracować w spokoju. Włącza się w to obecny w kokpicie DSP - jak go określa ten stenogram, czyli Dowódca Sił Powietrznych. Tak DSP był kodowany w raporcie Millera - mówił Skory. - To nie są warunki, w których ktokolwiek chciałby lądować. Bardzo mi przykro, że tak akurat wygląda ten odczyt. Myślę, że rodziny z pewnością nie to chciałyby zobaczyć - powiedział w "Dniu na żywo".
- Ten odczyt można było mieć kilka lat temu, gdyby tylko nie zrobiono ubogiej w dane kopii i gdyby poprzednio kilka instytucji nie pracowało na uboższej kopii, zamiast po prostu zrobić własną i poddać ją prawdziwej, rzetelnej obróbce, tak jak to zrobili biegli prokuratury - mówił Skory.
Autor: eos,geb/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: KPRM