Niemal sześć lat po zamordowaniu młodej dziewczyny jej oprawca został skazany na 25 lat więzienia. Marek Z. wpadł w ręce policji, ponieważ po latach od zabicia Joanny dał jej telefon swojej żonie. Po zatrzymaniu przyznał się do morderstwa i wskazał gdzie zakopał ciało.
20-letnia Joanna zaginęła w czerwcu 2006 roku. Wyszła z domu rankiem i poszła na stację kolejową w Goczałkowicach Zdroju. Jednak nigdy tam nie dotarła. Rodzina i policja rozpoczęły poszukiwania, które jednak nie dały rezultatu, a śledztwo utknęło w martwym punkcie.
Dopiero w 2010 roku nastąpił niespodziewany przełom. Do sieci po czterech latach ciszy ponownie zalogował się telefon komórkowy zaginionej Joanny. Policja ustaliła, że posługuje się nim żona Marka Z., który sprzątał na dworcu w Goczałkowicach Zdroju. Po zatrzymaniu mężczyzna przyznał się, że cztery lata wcześniej zamordował 20-latkę i zakopał jej ciało w zagajniku nieopodal dworca. - Byliśmy zaskoczeni. Typowaliśmy osoby z najbliższego kręgu, ale ten mężczyzna nie był brany pod uwagę - powiedział "Faktom" anonimowy policjant z Bielska-Białej.
Po trwającym półtora roku procesie, sąd w Katowicach skazał Marka Z. na 25 lat więzienia za morderstwo 20-latki. O wyjście na wolność będzie mógł się ubiegać dopiero po 15 latach. Wyrok Sądu Okręgowego nie jest prawomocny. Skazany będzie się mógł odwoływać.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN (Fot. KMP w Bielsku-Bialej)