W młodości uprawiała sport i była nawet zaręczona. Jednak przyszło powołanie, a jej życiową misją została pomoc chorym. Polska zakonnica spełnia ich ostatnie marzenia i kieruje jedynym hospicjum na Litwie. Materiał "Uwagi!" TVN.
Siostra Michaela pochodzi z rolniczej, wielodzietnej rodziny, ma siedmioro rodzeństwa. Matka w czasie wojny pomagała Żydom, trafiła do obozu koncentracyjnego.
Prakseda Marzena Rak, bo tak świecko nazywa się siostra, jako nastolatka pasjonowała się sportem. Grała w piłkę ręczną, była wicemistrzynią Europy juniorów w rzucie dyskiem. Później zaręczyła się, ale przyszło powołanie. Postanowiła iść drogą zakonną.
Pierwsze hospicjum na Litwie
Od 10 lat jest dyrektorem pierwszego i jedynego hospicjum na Litwie. Stworzyła je w zdewastowanym, poklasztornym budynku.
- Przez lata to był jeden, wielki śmietnik. Z tego zniszczonego klasztoru - później więzienia - powstał dom, który daje wolność – hospicjum – mówi siostra Michaela.
Podkreśla, że tak kosztowną inwestycję udało się sfinansować dzięki wsparciu darczyńców. - To jest jeden dar tysięcy ludzi, bo jedynym naszym kapitałem było 3 zł. A sam remont hospicjum przekraczał 4 miliony złotych. To przyszło od ludzi z różnych krańców świata – mówi.
Spełnia marzenia
Zakonnica postawiła sobie za cel, by spełniać ostatnie marzenia swoich podopiecznych.
- Pamiętam pacjenta, który był zapalonym wędkarzem. On wprost wyartykułował, że zanim przejdzie w ten ostatni etap, on by chciał jeszcze pojechać na ryby. Dwukrotnie taki wyjazd zorganizowaliśmy, gdzie on wózku inwalidzkim był wprowadzony do jeziora – opowiada zakonnica.
Siostra Michaela jest na Litwie osobą znaną.
- Ostatnio otrzymała prestiżową nagrodę w postaci statuetki "Duma Litwy". Siostra Michaela przełamała temat tabu. Pokazała, jak godnie towarzyszyć odchodzącym ludziom i dawać im nadzieję. Hospicjum dzięki temu nie jest smutnym miejscem. Siostra w tym wszystkim jest bombą witaminową, którą należałoby spożywać trzy razy dziennie – chwali Edita Mildażytė, dziennikarka litewskiej telewizji.
Diagnoza: rak
Choć to siostra niosła pomoc, niespodziewanie sama zaczęła potrzebować pomocy.
- Nie myślałam o własnej śmierci. Zawsze byłam osobom ukierunkowaną na drugim człowieku. Ale kilka lat temu pojawiły się u mnie pewne objawy. Pojechałam na pierwsze spotkanie z lekarzem, popatrzył w dokumentację, na mnie i mówi: proszę siostry, to jest rak. musimy szybko operować – opowiada.
Przyznaje, że diagnoza była dla niej szokiem. - Ja siostra pomagająca chorym na raka, z nazwiskiem Rak słyszę od lekarza, że mam raka. Pojawiła się bezradność - wspomina.
Po zabiegach i kolejnych badaniach okazało się, że diagnoza była niesłusznie postawiona. To nie był nowotwór. Jak podkreśla zakonnica, ta sytuacja pomogła jej w rozmowach z chorymi i ich rodzinami. - Bardzo często pada pytanie: dlaczego ja? – mówi siostra Michaela.
Plany na przyszłość
- Przez ponad 20 lat jak jestem z chorymi, każdy moment przejścia w wieczność był inny. Do pięciu tysięcy liczyłam. Ale to było wiele lat temu. Kiedy zmarła ta ostatnia osoba z pięciu tysięcy, przestałam liczyć. Z całą pewnością liczba jest już trzykrotnie wyższa, albo i więcej – wskazuje siostra Michaela.
Hospicjum jest zawsze przepełnione. Wśród pacjentów hospicjum byli Niemcy, Francuzi, Włosi, Rosjanie, Polacy i Białorusini. Nie wszyscy byli katolikami, zdarzają się protestanci i muzułmanie.
Przed zakonnicą nowe wyzwanie - chce by godnie odchodziły nieuleczalne dzieci. Niedługo siostra rozpocznie budowę hospicjum dla najmłodszych, na którą właśnie zbiera właśnie pieniądze.
Autor: PTD\mtom / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN