- Ja grzecznym chłopcem nie byłem. Ani za komuny, ani w Afganistanie, ani w Angoli, ani wśród żołnierzy w MON. Więc jeżeli teraz standardem jest, że niezależnie od tego, co zrobiłeś, co potrafisz i jakie masz dokonania, wystarczy jeden koszarowy dowcip przy kielichu i eliminują cię z życia publicznego, to obawiam się, że ta cena jest zbyt wysoka - mówi w wywiadzie dla "Newsweeka" Radosław Sikorski.
W pierwszym wywiadzie po rezygnacji ze stanowiska marszałka Sejmu Radosław Sikorski mówi m.in. o aferze taśmowej. - Gdyby tam były jakieś przestępstwa, to oczywiście. A z czym mamy do czynienia? Nagrano setki godzin, wyjęto tylko najsmaczniejsze kawałki i co się okazało? Że przy kielichu zdarzają się brzydkie słowa czy ploteczki. Wow! Z powodu nieeleganckich wyrażeń oczywiście jest mi głupio, ale niech pierwszy kamieniem rzuci ten, kto przy kolacji nie powiedział dowcipu, czy nie dał się ponieść fantazji. Nie porównuję się, ale gdyby nagrano marszałka Piłsudskiego, jak biesiaduje ze swoimi oficerami, to też parę grubych słów by padło. Błogosławiony kraj, który ma takie afery - ocenił.
"Poza dyplomacją całe życie mówiłem to, co myślę"
Stwierdził, że "jeżeli nowym standardem, wynikającym z tego, że prokuratura nie egzekwuje kodeksu karnego wobec publikujących nielegalne nagrania jest, że każdemu wolno kogokolwiek nagrać, po czym to wrzucić do domeny publicznej, to oznacza, że pełniąc jakąkolwiek społeczną funkcję, trzeba być grzecznym chłopcem 24 godziny na dobę".
- Poza dyplomacją całe życie mówiłem to, co myślę. Dzisiaj wobec tego rozpowszechnienia technik, które kiedyś były do dyspozycji tylko służb specjalnych, prawo musi za tym nadążać i być egzekwowane. Przez to zaniechanie prokuratury ta nowa norma społeczna prowadzi do społeczeństwa inwigilacji totalnej. A inwigilacja i jawność totalna będzie orwellowskim piekłem. Nie wytrzyma jej żadna instytucja, firma ani rodzina - podkreślił.
Zauważył, że "zastanawiającym zbiegiem okoliczności dostęp do tych nagrań mają tylko dziennikarze tak zwani niepokorni, czyli związani z prawicową opozycją". - Chodzą po redakcjach i oferują te materiały. Ja nie chcę stawiać kropki nad i, ale gdy dowiadujemy się, że Marek Falenta spotykał się z byłymi szefami CBA z czasów Mariusza Kamińskiego i zarazem działaczami PiS, i że oni wiedzieli o tych taśmach wiele tygodni przed ich publikacją... To zaczyna sklejać się w obraz próby wpłynięcia na wybory parlamentarne za pomocą podsłuchów. I wywołuje pytanie, czy Polską powinni rządzić ludzie, którzy w polityce posługują się takimi metodami - stwierdził.
Bez przyjaciół w PO?
Pytany o to, czy ma przyjaciół w Platformie Obywatelskiej, Sikorski odpowiedział, że jako minister spraw zagraniczny cały swój czas poświęcił pracy. - Zreformowałem ministerstwo, wywalczyłem Partnerstwo Wschodnie, zabierałem głos w najważniejszych sprawach Europy. I to po prostu fizycznie uniemożliwiało poświęcenie czasu na kontakty z kolegami partyjnymi. Bo po pierwsze człowiek jedną trzecią czasu jest za granicą, a po drugie ma wypełniony kalendarz. To sprawia wrażenie, że on spędza tyle czasu z politykami z zagranicy, a z nami piwa się nie napije - mówił.
Polityk odniósł się także do jesiennych wyborów parlamentarnych. - Żadnej decyzji jeszcze nie podjąłem. Najpierw muszę się rozpakować, odetchnąć, z dystansem przemyśleć kaskadę ostatnich wydarzeń. Po dziesięciu latach pełnienia służby publicznej zasłużyłem na dwa tygodnie urlopu - zaznaczył.
Autor: eos / Źródło: Newsweek, tvn24.pl